piątek, 7 lutego 2014

Fuck you, Hipsters! podsumowują: Najlepsze zagraniczne płyty 2013


I stało się. 7 lutego zamykamy w końcu muzyczny rok 2013. Z grona blisko dwustu albumów wybraliśmy dwadzieścia pięć najlepszych. A zadanie było trudne, bo tuż za Slow Focus znalazło się wiele innych dobrych płyt, którym zabrakło na przykład ledwie kilku punktów. No ale nic to, zapraszamy do lektury podsumowania najlepszych zagranicznych albumów. 




25. Fuck Buttons - Slow Focus
2013, ATP
Otwieramy podsumowanie najlepszych zagranicznych płyt, a tu w pierwszym słowie wita nas wielki Fuck. Taki dowcip na przełamanie lodów. No ale nic to. Fuck Buttons spisali się na medal. Nie złoty, nie srebrny, nawet nie brązowy, ale wierzę, że gdzieś tam istnieje świat, w którym i za dwudzieste piąte miejsce przyznaje się jakąś nagrodę. Anglicy nie zeszli poniżej poziomu wcześniejszych wydawnictw. I nawet jeśli red. Siarkowski napisał, że ma z tym albumem problem, wyjątkowo się z nim tym razem nie zgadzam. Slow Focus jest tak dobre, jak ładna jest okładka tej płyty. Elegancka (czarne tło) i przyciągająca (jak złota biżuteria na wspomnianym tle). Fajnie, że zagrają w Katowicach. Można już się cieszyć? JEEEEJ! 

***

24. Defeater - Letters Home
2013, Bridge Nine
Chłopaki z Deafetera konsekwentnie, od czasów Travels, konstruują swoją h/c epopeję opowiadającą o nieciekawym losie rodziny z klasy robotniczej po drugiej wojnie światowej. Tym razem jest jeszcze smutniej, bo rolę narratora pełni tata na wojnie. Chciałoby się napisać, że dzięki temu jest całkiem sporo hooków, ale to byłby niesmaczny dowcip, a ja jestem pacyfistą. W każdym razie jest mocno, kto wie, czy nie najmocniej w całym dorobku grupy.

***

23. Iceage - You're Nothing
2013, Matador/Sonic Records
Fajnie, że You're Nothing jest takie dobre. Fajnie, że ukazujące Duńczyków w innym niż na New Brigade świetle. Niezbyt fajne jest to, że Iceage za bardzo zasłuchali się Husker Du czy Black Flag. Drugim długograjem nadzieja duńskiego nojzu i jedna z bardziej hajpowanych formacji w obecnym świecie poszerzyła sobie pole manewru. I zrobiła to dość ciekawie, bo jeśli Iceage będą chcieli wrócić do gówniarskiego punku (debiut), to będzie można uznać, że to "powrót do korzeni". Jak rozszerzą rozwiązania z You're Nothing, to wszyscy stwierdzą, że "zespół odważnie eksperymentuje". A pamiętajmy, że gdzieś tam w obwodzie orbituje spokojnie Vår. Sprytnie, Panie Rønnenfelt!

***


22. Julianna Barwick - Nepenthe
2013, Dead Oceans
Album Julianny Barwick wyróżnia się zdecydowanie na tle ubiegłorocznych premier. Wydawać by się mogło, że w 2013 roku, zdominowanym przez hip-hop i gitarowe granie, nie znajdzie się miejsce dla płyty tak subtelnej i lekkiej. Nie wpadając w pułapki ambientu i new age'u, Julianna Barwick na Nepthente potrafi stworzyć zarówno atmosferę wyciszenia, jak i wzruszenia, przywołując jednocześnie przed oczy świetliste, wiosenne obrazy. Kluczem do sukcesu jest tutaj to, że Barwick zostawia mnóstwo miejsca dla wyobraźni słuchacza. Nie przypadkiem to wydawnictwo znajduje się na tej liście, nie było bowiem drugiego tak wspaniałego albumu w tym roku, a można też zaryzykować twierdzenie, że taki album jeszcze się w muzyce nie zdarzył.

***

21. Tyler, The Creator - Wolf
2013, Odd Future/Sony
Jedyna rapowa płyta w naszym zestawieniu dzielnie broni swojego gatunku. Album Tylera to jeden z najciekawszych i obok Yeezus najbardziej (moim zdaniem) rewolucyjnych hip-hopowych produkcji tego roku. Tyler pokazał, że nie trzeba robić albumu wypełnionego hitami i że rapować można również o sprawach głębokich, poważnych i często smutnych do łez. Wolf jest albumem wymagającym i ciężkim do słuchania, tym większa moja radość, że znalazł się w naszej dwudziestcepiątce. Propsy za wyprzedzenie takich tegorocznych perełek jak albumy Earla, Chance'a, Kanyego, Danny'ego, Drake'a i Run The Jewels.

***

20. Oneohtrix Point Never - R Plus Seven
2013, Warp
Zastanawiałem się jakiś czas temu, kto jest obecnie postacią numer jeden we współczesnej muzyce. I spośród wielu Daniel Lopatin wydaje się być jednym z najbardziej odpowiednich kandydatów do tego tytułu. Niemal wszystkie jego projekty wymiatają jak McConaughey w Detektywie (od parającego się synth-popem duetu Ford & Lopatin, po produkcję płyty Clinica, aż do projektu Chuck Person, gdzie Daniel bawi się samplami i układa frapujące vapowave’owe kolaże), ale widać, że wciąż mu mało. Ostatnie dzieło producenta, a więc R Plus Seven, to totalnie post-modenistyczna gra ze słuchaczem, ale i z samym sobą. Chyba Lopatin postawił tu na spontaniczność, a dzięki temu właśnie udało mu się osiągnąć tak świeże i interesujące efekty (ja odpadam już przy openerze). Ciekawe, jaki będzie kolejny ruch typa. Nawet nie próbuję zgadywać.

***

19. Phoenix - Bankrupt!
2013, Glassnote/Warner
Nie jest to najlepsza płyta Phoenix, ale jednocześnie jest bardzo ładna. Po udanym i niesamowicie komercyjnym Wolfgang Amadeus Phoenix Francuzi wrócili trochę do korzeni i nagrali album, o którym można powiedzieć "Typowe Phoenix". Dużo tu ballad, piosenek, przy których - jeśli tylko zespół je zagra w Gdyni - będzie można się potrzymać za łapki i otrzeć chusteczkami oczy z łez. Przeboje oczywiście są, ale zaprezentowane w sposób wyważony. Dla każdego coś miłego, nieprawdaż?

***
18. Deerhunter - Monomania
2013, 4AD/Sonic Records
Stało się już chyba regułą, że co by nie wyszło spod ręki Bradforda Coxa, czy to jako Atlas Sound, czy Deerhunter, zawsze trafia do rocznych zestawień najlepszych krążków. Dwa lata temu przyszło mi rozpływać się nad tym pierwszym, kiedy Parallax zajął 9 miejsce w TOP 10  za rok 2011. Z nie mniejszą przyjemnością rozpłynę się więc nad Monomanią. Tym bardziej, że to już szósty album, na którym słyszymy solidny gitarowy wygar i charakterystyczny chrypliwy wokal Bradforda. I właściwie to już staje się trochę nudne, bo oni są za dobrzy, bo nie ma się do czego przyczepić, bo trzymają niezmiennie wysoki poziom... Nici więc z wieszczenia upadku kolejnego zespołu. Czekamy zatem na kolejną płytę.

***

17. Vår - No One Dances Quite Like My Brothers
2013, Sacred Bones/SeeYouSoon.pl
No One Dances Quite Like My Brothers i ja Eliasowi wierzę. Vår nagrali album tak zajebisty, jak zajebisty bywa śnieg 24 grudnia. To przy okazji inna strona duńskiego niezalu, który raczej kojarzymy przez dokonania Iceage. Płyta bardzo ładna i ciekawa. Melancholijna i depresyjna. A mimo wszystko jest to jedna z jaśniejszych pozycji minionego roku.

***

16. Superchunk - I Hate Music
2013, Merge Records
Weterani w akcji vol. ileśtam. Superchunk im starsi, tym lepsi, a I Hate Music idealnym przeciwstawieniem zawartości albumu. Ta płyta bawi, raduje, wciąga i co tam jeszcze chcecie. Zatwardziali fani indierocka docenią, młodzi powinni posłuchać, bo wstyd Superchunk nie znać. Można zacząć i od tej płyty, bo jest w niej wszystko to, za co przez lata kochało się Maca McCaughana i spółkę.

***

15. Arcade Fire - Reflektor
2013, Merge Records/Universal
Pisałem już o tym przy okazji „Reflektora” w najlepszych singlach roku i zdanie podtrzymuję: każdy powód, by wkurwić Noela Gallaghera jest dobry, a pośród wszystkich ten jest najlepszy. Gdybym szukał jakiejś metafory dla czwartej płyty Arcade Fire, powiedziałbym, że jest jak frak – przydługa i staroświecka, a także nieco z zadęciem, ale to właśnie cały jej urok.

***


14. Laurel Halo - Chance of Rain
2013, Hyperdub/SeeYouSoon.pl
Laurel Halo, po wydaniu parę lat temu świetnego avant-popowego albumu Quarantine, postanowiła nie powielać wcześniejszych dokonań i odeszła od wokalnych produkcji na rzecz mocniejszej elektroniki. Zmianę najpierw zwiastowała epka Behind The Green Door, która była przedsmakiem genialnego Chance Of Rain, słuchając którego możemy przekonać się o producenckim talencie młodej Amerykanki. Na płycie Laurel również daje upust swojemu klasycznemu wykształceniu, co możemy zauważyć między innymi w utworze „Chance Of Rain”.

***

13. Tim Hecker - Virgins
2013, Kranky
Tym albumem Hecker zwyczajnie zgniótł tych, którzy skreślili go i nie dawali szans. Dobra, to może nie jest płyta burząca święte porządki elektronicznego kanonu, ale to zdecydowanie płyta pokazująca wielkość i umiejętności kanadyjskiego maga ambientu. Pisałem już o tym, że to prawdopodobnie najbardziej wzniosły materiał w dyskografii producenta, ale nie ma tu mowy o patosie czy „wulgarnym prymitywizmie”. Raczej chodzi o to, że Heckerowi udaje się budować napięcie i operować formą w taki sposób, że nie słychać w tym pretensjonalności czy przesadnej maniery (sztuka!). Po prostu te lodowe pejzaże, przeplatane delikatnymi ambientowymi tłami, są zachwycające same w sobie. Dlatego żadne nadbudowy nie są tu potrzebne, bo przecież można włączyć PLAY i wszystko staje się jasne.

***

12. Inc. - no world
2013, 4AD/Sonic Records
Dalej ciężko mi pisać o tej płycie, bo tak naprawdę wolę jej słuchać i nad niczym się nie zastanawiać. W moim prywatnym rankingu no word zajmuje jeszcze wyższe miejsce, bo przyznam, że od pierwszego przesłuchania było dla mnie jasne, że obcuję z albumem nietuzinkowym, wyrafinowanym i otwarcie pięknym. Przemierzając tracklistę ciężko napotkać na jakiś zbędny fragment. Raczej spory toczą się o najwyższe laury (wielu na piedestale stawia „5 Days” i w sumie się z tym wyborem zgadzam, choć gdy posłucham „The Place”, potem „Angel”, a potem „Trust (Hell Below)”, to już nie jestem niczego pewien). I choć wycofane r&b braci Aged jest momentami chłodne i intymne, to jednak ciężko w 2013 znaleźć cieplejszą i bardziej ludzką płytę. Tyle.

***

11. DJ Koze - Amygdala
2013, Pampa Records
Według mnie Stefan Kozalla to jedna z najbardziej niedocenionych postaci minionego roku. Zupełnie niepostrzeżenie wyczarował tryskającą kolorami Amygdalę, a doceniła go zaledwie garstka. Niesłusznie, bo niemiecki producent nie tylko pokazał faka całej silącej się na nowoczesność elektronice (za to +), ale jeszcze skleił w pewien sposób unikatową płytę, bo pasującą do całkowicie innej, przeszłej epoki, a jednocześnie świetnie odnajdującej się w czasach obecnych (za to jeszcze większy +). A już bez zbędnych komentarzy: Amygdala jest zwyczajnie zajebistym krążkiem, który można odkrywać przez długi czas i wciąż znajdować nowe motywy. Ale to raczej już wiecie, prawda?

***

10. Daft Punk - Random Access Memories
2013, Columbia/Daft Life Limited/Sony
Miejsce dziesiąte, bo 10/10! A tak serio to z RAM jest chyba trochę tak, jak z bajkami Disneya czy innym jakimś Forrestem Gumpem – czarna biała magia, ale jeśli tego nie czujesz, to, trawestując nieco klasyka, nic, naprawdę nic nie pomoże tej miłości.

***

9. David Bowie - The Next Day
2013, RCA/Sony
Kolejny wielki powrót, kolejny dwupłytowy (kolejny zresztą w Sony). Nie dość, że zapowiedziany bodaj w urodziny, to okraszony rewelacyjnymi singlami. Ale nie o singlach tu mowa, choć do nich David Bowie zawsze miał smykałkę. The Next Day to płyta "cud-malina", czyli taka, która przy pierwszym odsłuchu nie pozostawia żadnych wątpliwości, a której kolejne puszczanie coraz bardziej wciąga. Granie na emocjach? Lecenie na starych, dobrze już znanych patentach? Ciągłe grzebanie w tej samej piaskownicy? Może i tak, ale jeśli robi się to z taką klasą, wszystko wychodzi tylko "in plus".

***

8. Jon Hopkins - Immunity
2013, Domino
Po latach tworzenia genialnej muzyki do filmów oraz mniej popularnych produkcji, Hopkins wydał album, który nie dość, że potwierdził jego klasę jako kompozytora i producenta, to przyniósł mu niezwykłą popularność wśród szerszej publiczności. Wystarczy przejrzeć każde zestawienie najlepszych albumów 2013 roku, aby znaleźć (na wyższej lub niższej pozycji) tam jego Immunity. Muszę również przypomnieć, czołowy singiel z tej płyty znalazł się na pierwszym miejscu naszego podsumowania najlepszych zagranicznych singli 2013 roku. 

***

7. Laura Marling - Once I Was an Eagle
2013, Virgin
O Laurze mógłbym pisać poematy, zadrukować z trzysta stron A5 i wydać książkę, jak to ze słodkiej indiefolkowej nieletniej piosenkarki z ASPIRACJAMI stała się pełnoprawną gwiazdą "smutnej piosenki wcale nierozrywkowej". Bo o rozrywce w przypadku Once I Was an Eagle nie ma co mówić. To ogromny kawał smutku, ciężaru emocjonalnego i niemalże muzycznej depresji ubranej w piękne melodie. Laura Marling nie mieszka już w deszczowej (a ostatnio powodziowej) Anglii, zamieniła ją na słoneczne (a ostatnio śnieżne) Stany Zjednoczone, przy okazji dorosła i wzbogaciła swoje instrumentarium. Ale piosenki urocze nadal potrafi pisać,  z każdą płytą coraz lepsze. Najnowsze wydawnictwo Marling jest po prostu bezbłędne. I obłędne. Nie zapominajmy i o tym.

***

6. Autre Ne Veut - Anxiety
2013, Mexican Summer/Software
Niby głównie "Play By Play", które zdominowało serca słuchaczy i recenzentów w 2013, ale Anxiety to przecież nie tylko ten jeden kawałek. To przede wszystkim całość - płyta spójna, której przyjemnie słuchało się od początku do końca. Słuchało? Raczej chłonęło, bo Arthur Ashin w sposób kompletny przelał na muzykę i papier swoje uczucia, oddziałując tym samym na emocje słuchaczy. I jeszcze coś. Anxiety Autre Ne Veut przygotował niemal do perfekcji, dopracował w każdym prawie szczególe, wyszlifował i wypolerował. I taki produkt dał do codziennego użytku.

***

5. Disclosure - Settle
2013, Island Records/Universal
Settle to debiut młodych Brytyjczyków, który już od pierwszego singla "Latch" cieszył się dużym uznaniem, zarówno wśród osób obdarzonych mniej, jak i bardziej wymagającym gustem muzycznym. Osobiście nie znam osoby, której by się nie podobał chociaż jeden utwór z tej płyty. Disclosure krążą wokół vocal house'u, momentami zbliżając się w jego głębsze rejony. A najlepsze pozycje to "White Noise" z AlunaGeorge, "When a Fire Starts to Burn" i "Confess to Me" z Jessie Ware.

***

4. Justin Timberlake - The 20/20 Experience 
2013, RCA/Sony
Justin Timberlake udowodnił, że mimo kiepskich filmów i gościnnych występów u wykonawców dość przeciętnych, nadal potrafi pisać dobre piosenki. Timbaland zapomniał, że tworzył muzyczne gnioty miernym piosenkarzom i cofnął się do 2006 roku. The 20/20 Experience pod postacią części pierwszej to dobrze skrojony pop, elegancki jak garnitury Timberlake'a i niegrzeczny jak dziewczyny w jego teledyskach. Gdyby pominąć takie potworki jak wszechobecne "Mirrors", mielibyśmy powrót idealny. Mamy za to kolejną dobrą płytę Justina. Część druga już tak dobra nie była, ale dało radę wybrać kilka mocnych pozycji. Rok 2013 należał w sporej mierze to Timberlake'a.

***

3. The Flaming Lips - The Terror
2013, Bella Union/Warner
Ból istnienia, smutek, marazm i samotność. Tematy dla Flaming Lips standardowe, tym razem ubrane nie w kolorowe piórka, a dźwięki dość surowe i mroczne. Ambient zamiast rocka? Syntezatory zamiast gitar i perkusji? Tak, takie jest właśnie The Terror. Ciągnie się ten album i ciągnie, ale spędzenie z nim kilku(nastu) godzin to czas, którego nie nazwiemy straconym. Wayne Coyne uwielbia kombinować i ci, którzy lubią podróże w nieznane, znajdą na tej płycie ciekawe momenty. A konserwatywni fani lubujący się w niezmiennych brzmieniach? Cóż, takich Flaming Lips chyba nie mają, bo co album, to inny. The Terror to udana odskocznia od wcześniejszych nagrań. My w 2013 roku byliśmy z nimi na "tak".

***

2. These New Puritans - Field of Reeds
2013, Infectious Music
Jak odłożyliście w skarbonce na Hey Unplugged albo Abbę w wersji chóralnej to lepiej chowajcie skarbonkę w skarpetę, skarpetę w słoik, a słoik pod panele i czekajcie aż zawitają do nas Purytanie (Rojek pls?). W tym roku nagrali płytę, która ma w sobie więcej symfonii niż trzy czwarte rzeczy ze słowem symfonicznie w tytule. Już wzbili się wysoko, a mogą zalecieć jeszcze wyżej ci panowie, co startowali z łatki postpunk, a już ocierają się o porównania do Talk Talk.

***

1. Boards of Canada - Tomorrow's Harvest
2013, Warp
Nasz number one to wybór tak asekurancki i koniunkturalny, że klękajcie narody! Co się z tym FYH-em porobiło?! Toż to jest przecież materiał, do którego nie sposób się przyczepić. Szczerze powiedziawszy, czekając na wyniki redakcyjnego głosowania, po cichu liczyłem na taki właśnie werdykt, a to z tej prostej przyczyny, że pasowali mi oni jak ulał na najwyższy stopień podium. Dlaczego? Bo oprócz świetnej muzyki mamy tu jeszcze jeden aspekt, na który warto zwrócić uwagę. Boards of Canada jako tryumfatorzy są przecież totalnie symboliczni. Uosabiają wszystko to, co w 2013 roku było najlepsze: wysokie loty, powroty starych miszczów i wojnę na promocyjne majstersztyki.

***

Opisy przygotowali:
Agnieszka Strzemieczna [5]
Wojciech Irzyk [21,14,8]
Miłosz Karbowski [18]
Mateusz Romanoski [24]
Jędrzej Siarkowski [22]
Tomasz Skowyra [20, 13, 12, 11]
Piotr Strzemieczny [25, 23, 19, 17, 16, 9, 7, 6, 4, 3]
Jacek Wiaderny [15, 10, 2, 1]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.