WYTWÓRNIA: Hyperdub
WYDANE: 28 października 2013
WIĘCEJ O ARTYŚCIE
FACEBOOK
KUP ALBUM: SeeYouSoon.pl
WYDANE: 28 października 2013
WIĘCEJ O ARTYŚCIE
KUP ALBUM: SeeYouSoon.pl
Nie chciałbym wnikać w kwestię
kondycji współczesnej elektroniki, choć ukazanie się sofomora Laurel Halo
prowokuje do dłuższej rozkminy. Bo wiadomo, w ubiegłym roku Quarantine wygrał w podsumowaniu
najlepszych płyt The Wire. Znaczy to, że nie ma powodów do obaw, w nowej muzyce
elektronicznej wszystko spoko, a nawet bardzo spoko, w końcu to The Wire.
Niestety ta piękna wizja zaczyna kruszyć się w momencie zaznajomienia się z
debiutem Halo. Quarantine nie ma
zadatków na wielką płytę – fakturowe skakanki splecionego IDM-u i ambientu, na
tle których lawiruje przesiąknięty przez ogrom filtrów i efektów wokal, nie
ułożyły się ani na znakomite kompozycje, ani na powalający oryginalnością
zestaw. Tu zawieszam dalsze dywagacje, bo zagadnienie przyszłości
elektronicznej muzyki to temat rzeka, przekraczający format krótkiej
recenzji w niewyobrażalnie wielkim
wymiarze, i zwracam się ku Chance Of Rain.
O formie longplaya można było
mniemać na podstawie antecedencji w postaci tegorocznej epki Behind The Green Doors. Wyczyszczona z
wokalu, przeniesiona w zdecydowanie bardziej techniczny, doprawiony lekko
domieszką dubstepowego rytmu (w końcu to Hyperdub) rewir kolekcja czterech
traków z chłodno-metalicznej krainy pokazała zupełnie inne oblicze producentki,
bliższe projektowi King Felix, aniżeli solowym dokonaniom Halo. Podobne warunki
panują na jej drugim długograju. Po wybrzmieniu krótkiego klawiszowego intro
„Dr. Echt” do głosu dochodzi „Oneiroi”, a wraz z nim stalowe pukania, szurające
hi-haty i przytłumione skrawki wokalu uchwycone na techno-bicie. Całość ewokuje
Autechre circa Tri Repetae, tyle że w
bardziej ustabilizowanej formule. Ma się wrażenie obserwowania egzystencji
jakiegoś mikro-organizmu, co z miejsca nominuje kompozycję jednym z highlightów
krążka.
Zaraz potem wkracza „Serendip” –
ciężka maszyneria z upiornymi wichrami, od której promieniuje niepokój. Uczucie
zmiażdżenia wkrada się mimowolnie. Tytułowa kompozycja to kolejny pędzący
pociąg z agresywnym technicznym układem, uspokajającym się dopiero pod koniec
trasy. Przeciwwagą tych frenetycznych fragmentów stają się chimeryczne
ambient-techno „Ainnome” i krótkie interludium „Melt” z wplecionymi i
przetworzonymi żywymi instrumentami. Najmniej udanym indeksem Chance Of Rain wydaje mi się „Thrax”.
Mam wrażenie, że Halo nie do końca kontroluje to, co dzieje się w na
poszczególnych planach, z tym że i w takim rozbestwionym chaosie można odnaleźć
coś wartościowego. I to chyba największe zwycięstwo twórczyni.
Spinając klamrą całość: Laurel
Halo przeskakuje i to dość wyraźnie debiut, a prezentowana przez nią wersja
eksperymentalnego techno ukazuje pokaźne umiejętności i każe oczekiwać na
dalszy rozwój zdarzeń historii producentki. A podczepiając do tego komentarza
dyskurs o nowej elektronice: z jednej strony ciekawych płyt jest wiele, o czym
świadczy chociażby Chance Of Rain
oraz aktywność takich instytucji jak Resident Advisor, z drugiej jednak strony
drugiego Aphex Twina czy Autechre na horyzoncie nie widać. Wychodzi na to, że
obecnie elektronika stoi w miejscu, chciałaby ruszyć, ale tak naprawdę nie ma
nic przeciwko, bo przecież stoi się całkiem nieźle, prawda?
7
Tomasz Skowyra
Aż przykro czytać kogoś, kto mając gówniane pojęcie o muzyce elektronicznej wygłasza głośno swoje poglądy. W miejscu to chyba stoi Pan, Panie redaktorze. Elektronika dawno nie miała się tak dobrze jak w 2013 roku.
OdpowiedzUsuń