piątek, 1 listopada 2013

Recenzja: Laurel Halo - Chance of Rain



WYTWÓRNIA: Hyperdub
WYDANE: 28 października 2013
WIĘCEJ O ARTYŚCIE
FACEBOOK 
KUP ALBUM: SeeYouSoon.pl

Nie chciałbym wnikać w kwestię kondycji współczesnej elektroniki, choć ukazanie się sofomora Laurel Halo prowokuje do dłuższej rozkminy. Bo wiadomo, w ubiegłym roku Quarantine wygrał w podsumowaniu najlepszych płyt The Wire. Znaczy to, że nie ma powodów do obaw, w nowej muzyce elektronicznej wszystko spoko, a nawet bardzo spoko, w końcu to The Wire. Niestety ta piękna wizja zaczyna kruszyć się w momencie zaznajomienia się z debiutem Halo. Quarantine nie ma zadatków na wielką płytę – fakturowe skakanki splecionego IDM-u i ambientu, na tle których lawiruje przesiąknięty przez ogrom filtrów i efektów wokal, nie ułożyły się ani na znakomite kompozycje, ani na powalający oryginalnością zestaw. Tu zawieszam dalsze dywagacje, bo zagadnienie przyszłości elektronicznej muzyki to temat rzeka, przekraczający format krótkiej recenzji  w niewyobrażalnie wielkim wymiarze, i zwracam się ku Chance Of Rain.

O formie longplaya można było mniemać na podstawie antecedencji w postaci tegorocznej epki Behind The Green Doors. Wyczyszczona z wokalu, przeniesiona w zdecydowanie bardziej techniczny, doprawiony lekko domieszką dubstepowego rytmu (w końcu to Hyperdub) rewir kolekcja czterech traków z chłodno-metalicznej krainy pokazała zupełnie inne oblicze producentki, bliższe projektowi King Felix, aniżeli solowym dokonaniom Halo. Podobne warunki panują na jej drugim długograju. Po wybrzmieniu krótkiego klawiszowego intro „Dr. Echt” do głosu dochodzi „Oneiroi”, a wraz z nim stalowe pukania, szurające hi-haty i przytłumione skrawki wokalu uchwycone na techno-bicie. Całość ewokuje Autechre circa Tri Repetae, tyle że w bardziej ustabilizowanej formule. Ma się wrażenie obserwowania egzystencji jakiegoś mikro-organizmu, co z miejsca nominuje kompozycję jednym z highlightów krążka.

Zaraz potem wkracza „Serendip” – ciężka maszyneria z upiornymi wichrami, od której promieniuje niepokój. Uczucie zmiażdżenia wkrada się mimowolnie. Tytułowa kompozycja to kolejny pędzący pociąg z agresywnym technicznym układem, uspokajającym się dopiero pod koniec trasy. Przeciwwagą tych frenetycznych fragmentów stają się chimeryczne ambient-techno „Ainnome” i krótkie interludium „Melt” z wplecionymi i przetworzonymi żywymi instrumentami. Najmniej udanym indeksem Chance Of Rain wydaje mi się „Thrax”. Mam wrażenie, że Halo nie do końca kontroluje to, co dzieje się w na poszczególnych planach, z tym że i w takim rozbestwionym chaosie można odnaleźć coś wartościowego. I to chyba największe zwycięstwo twórczyni.


Spinając klamrą całość: Laurel Halo przeskakuje i to dość wyraźnie debiut, a prezentowana przez nią wersja eksperymentalnego techno ukazuje pokaźne umiejętności i każe oczekiwać na dalszy rozwój zdarzeń historii producentki. A podczepiając do tego komentarza dyskurs o nowej elektronice: z jednej strony ciekawych płyt jest wiele, o czym świadczy chociażby Chance Of Rain oraz aktywność takich instytucji jak Resident Advisor, z drugiej jednak strony drugiego Aphex Twina czy Autechre na horyzoncie nie widać. Wychodzi na to, że obecnie elektronika stoi w miejscu, chciałaby ruszyć, ale tak naprawdę nie ma nic przeciwko, bo przecież stoi się całkiem nieźle, prawda?

7

Tomasz Skowyra

1 komentarz:

  1. Aż przykro czytać kogoś, kto mając gówniane pojęcie o muzyce elektronicznej wygłasza głośno swoje poglądy. W miejscu to chyba stoi Pan, Panie redaktorze. Elektronika dawno nie miała się tak dobrze jak w 2013 roku.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.