czwartek, 28 lutego 2013

Recenzja: Autre Ne Veut - "Anxiety" (2013, Mexican Summer / Software)

Kiedy pierwszy raz słuchałem Anxiety stwierdziłem, że Autre Ne Veut niekoniecznie poszedł w dobrą produkcyjną stronę. Jego debiutancki długograj nie bez powodu był wymieniany jako jedno z ciekawszych wydawnictw 2010 roku.






Potem była epka Body z rewelacyjnym "Not the One" na czele, a Arthur Ashin zdołal wyrobić sobie opinię jednego z najbardziej zdolnych producentów pościelowego lo-fi r'n'b. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że w niepisanym wyścigu z How To Dress Well prześcignął tego drugiego nie o długość łodzi, ale o przynajmniej trzy. Oba debiutanckie albumy odbierane były w podobny sposób, jednak to właśnie Body przeskoczyło, i to w sposób znaczący, Just Once EP. I nawet jeśli Tom Krell w przypadku swojego wydawnictwa z 2011 roku postawił nacisk na prezentację nowych aranży starych kawałków (z jednym wyjątkiem na premierowy utwór), tak żadne to wytłumaczenie. Było słabo. Pod koniec ubiegłego roku HTDW wypuścił swój drugi długogrający album Total Loss, który...nie zaskoczył, a najprościej można by go opisać jako "w porządku". W przypadku Autre Ne Veut, który wydawniczo dogonił Krella, znowu powinno się mówić jako o tym, który "dzieli i rządzi" we współczesnej indie-R&B rodzinie.

Napisałem, że pierwszy kontakt z Anxiety nie wypadł korzystnie i miałem tu raczej na myśli odejście od tego pościelowego podejścia do twórczości. Melodie z Autre Ne Veut charakteryzowało to ciekawe i wypełnione muzycznym pierzem rozmycie, aura senności, fuzja r'n'b z niezmiernie modnym wówczas chillwave'em utrzymana w tej bedroompopowej estetyce minimalizmu. Debiutancki album, poza ohydną okładką, miał w sobie idealne proporcje między przebojowymi nagraniami ("Tell Me"), a tymi stonowanymi ("Wake Up", "OMG"). Długogrająca płyta numer dwa prezentuje zmiany w stylu Ashina, które można było jednak zauważyć już na wcześniejszej epce.

Przede wszystkim chodzi o zakres kompozycyjny. To już nie są kawałki minimalistyczne, spokojne niczym Jezioro Leleskie, ale prawdziwe przeboje ubrane w rozwinięte aranżacje. To masa pomysłów dopracowanych, wyszlifowanych do, zdaje się, perfekcji, utwory sterylnie przygotowane i oddane jako gotowy produkt. Dziewicze podejście do Anxiety i taki, a nie inny odbiór utworów, to rzecz w tym przypadku naturalna. Ashin otwiera się na świat nie tylko kompozycyjnie, ale także medialnie - wywiad tu, wywiad tam - i trzeba przyznać, że nowa płyta tylko do tego nawołuje. Już dwa pierwsze single pokazywały, że będzie inaczej, ciekawiej. Po "entym" odsłuchu, zapętlaniu poszczególnych kawałków i albumu jako całości, a także biorąc pod uwagę fakt, że mamy dopiero połowę lutego, jestem pewien, że Anxiety należy odbierać jako jedno z ważniejszych wydawnictw bieżącego roku. Dlaczego?


Po pierwsze "Play by Play", utwór, który z całą pewnością znajdzie się w podsumowaniach najlepszych singli. Współczesne R&B pozbawione wszystkich tych kiczowatych naleciałości znanych chociażby z Trace Urban, a ubrane w klimatyczne chórki i pewną chwytliwość melodyjną to czynniki charakteryzujące zarówno pierwszy indeks, jak i "Counting", drugi singiel promujący wydawnictwo. Już te dwa kawałki pokazują, jak duży progres zaszedł między pierwszą, a drugą płytą Autre Ne Veut. Utwory są przebojowe, rozwinięte aranżacyjnie i niezmiernie ciekawe. Jednak dalej wcale nie jest gorzej. „Promises” wita bębnami kojarzącymi się ze wstępem do „Blue Monday”, chociaż już sam temat jest zupełnie odmienny. Przestrzenne syntezatory i falset Arthura zanim rozebrzmieją na dobre, już się kończą, bo utwór trwa zaledwie dwie minuty i stanowi dobre „intro” do „Ego Free Sex Free” – nagrania, w którym prawdziwą siłą jest refren. Rewelacyjnie wybrzmiewają te schizofreniczne spowolnienia w "Warning", a pewnego uroku dodają te słyszalne w tle "Gonna Die" wokale. Smaczków Anxiety dostarcza co nie miara, a z każdym kolejnym przesłuchanym utworem można wynaleźć coś nowego. Każdy znajdzie coś dla siebie? Z całą pewnością, bo Autre Ne Veut przygotował album-hybrydę, pozycję złożoną z wielu elementów i stylizacji. Są te szybsze, bardziej energiczne nagrania, ale Ashin nie zapomniał też o swoim debiucie. Takim podtrzymaniem tych słów niech będzie chociażby zamykający całość "World War" - spokojna, utrzymana w klimacie soulu i lo-fi ballada z rzeczywiście przyjemnym damskimi wokalami oraz przeróżnej maści szumami i trzaskami w środku kompozycji czy unoszącymi się w tle kompozycji przestrzennymi pejzażami. Można tak wymieniać, ale czy to ma sens?

Anxiety jest płytą niesamowicie emocjonalną. Z każdego utworu wylewają się uczucia i myśli Autre Ne Veut – czy to przez teksty, czy warstwę melodyjną. Drugi długogrający album Arthura Ashina przeskoczył poziomem Autre Ne Veut, debiutanckie wydawnictwo Amerykanina. Tej płyty się nie słucha, ją się chłonie. 

7

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.