czwartek, 31 października 2013

Recenzja: Julianna Barwick – Nephente




WYTWÓRNIA: Dead Oceans
WYDANE: 20 sierpnia 2013
WIĘCEJ O ARTYŚCIE

FACEBOOK



 
Julianna Barwick jest młodą, nową artystką która, w przeciwieństwie do wielu innych młodych, nowych artystów, których okrzykiwano rewolucyjnymi, w istocie jest nowatorska. W dzisiejszych czasach coraz to młodsi twórcy są wypychani przez krytyków i marketing wirusowy na szczyty, nawet jeśli na to nie zasługują (np. King Krule). Inaczej jest z Julianną Barwick. W jej wypadku cały hype jest zasłużony. Dało się ją pominąć przy debiucie. Pierwszy album, The Magic Place, był raczej schematem tego, w jaki sposób chce realizować się w muzyce – zasamplowane chóralne wokale, jednakże bez słów i dużo przestrzeni. Krótko mówiąc, ambient pop, coś jak dystyngowana Grimes. Mimo wszystko, jej debiut był raczej zbiorem pomysłów niż faktycznym albumem. Inaczej jednak jest na jej kolejnym wydawnictwie – Nephente.

Album otwiera „Offing”, ściśle w stylu, który ustaliła na poprzednim krążku. Sample jej głosu układają się niczym pociągnięcia pędzlem w abstrakcyjny, marzycielski obraz. Klimat jest podobny do tego w nagraniach new-age'owych z lat osiemdziesiątych, właściwie jedyny konkretniejszy obraz, jaki przychodzi mi do głowy, to rozświetlone drobiny kurzu obracające się gdzieś w przestrzeni. Tu jeszcze nie słychać większych zmian stylowych w porównaniu z poprzednimi albumami. Jednakże, kolejny utwór „The Harbringer” obrazuje krok na przód, jaki wykonała Barwick. Przede wszystkim pierwszą rolę gra w nim fortepian, wygrywając linię melodyczną i prowadząc piosenkę. Sample wokalne są przeważnie tłem i tylko w niektórych momentach prowadzą dialog z fortepianem. W połowie kawałek uderza w wysokie tony i słychać nawet ślady instrumentów smyczkowych. Całość jest wręcz nowatorska w sposobie prowadzenia kompozycji. Nie mam wątpliwości, że jest to jeden z lepszych utworów na płycie. „One Half” jest jedną z bardziej konwencjonalnych piosenek na tej płycie, posiada tekst i wyraźny rytm, zdecydowanie odbiegając od ambientowego stylu reszty kawałków, wciąż jednak będąc daleka od tego, co zwykliśmy nazywać popem. A jednak jest to bardzo dobry pop. „Pyrhic” z kolei operuje znacznie mroczniejszym klimatem, przede wszystkim za pomocą niskich partii smyczkowych. Chwilami brzmi to nawet dark ambientowo, zwłaszcza gdy pojawia się wiolonczela. „Forever” powraca do schematu, jaki został zastosowany na pierwszych utworach płyty. Tutaj znów główną rolę grają sample wokalne, szczególnie udane w drugiej połowie kompozycji. Melodia jest nikła, jednak wyczuwalna i to chyba jest powód, dla którego ten kawałek jest tak fantastyczny – wiele elementów kompozycji jest tylko zasugerowanych. Album kończy się utworem „Waving to You”. W nim Barwick wykorzystała instrumenty dęte (tak mi się przynajmniej wydaje). Ta kompozycja jest jedną z najbardziej awangardowych dotąd, przypominając nawet współczesną muzykę klasyczną. Kompletny brak elementów popowych i folkowych.

Cały album jest zdecydowanie sukcesem. Pomysł, jeśli chodzi o środki tworzenia muzyki, jest fantastyczny i przede wszystkim nowatorski. Klucz do tego sukcesu jest bardzo prosty i da się go określić jednym słowem – subtelność. Dzisiejsza muzyka zdecydowanie zbyt często traktuje słuchacza jak idiotę i podaje wszystko na tacy. Inne podejście prezentuje Barwick, która zostawia spore pole do popisu dla wyobraźni słuchacza – czy jeśli chodzi o obrazy, jakie jej muzyka przywodzi na myśl, czy też jeśli chodzi o muzykę samą w sobie – nie wszystkie melodie, kompozycje i struktury są zaznaczone wyraźnie. Album ten też jest na pewno nowatorski – osobiście nie znam żadnego artysty, który zastosowałby podobne środki. Co prawda, jak już zresztą napisałem wcześniej, efekt jej zabiegów, czyli klimat jaki wywołuje Nephente, jest podobny jak na albumach Briana Eno czy Steve'a Roacha, jednak to nie jest moim zdaniem w żaden sposób ujmą dla Julianny Barwick. No i spójrzcie na tę okładkę!

9

Jędrzej Siarkowski
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.