Kierunek,
w jakim zmierza ich muzyka, zasługuje na szczery podziw.
Koncert These New Puritans na Open'erze dwa lata temu był
jednym z najbardziej mistycznych przeżyć związanych z muzyką, jakich kiedykolwiek
doświadczyłem. Otoczki, jaką budują panowie z Southend wokół swoich występów
nie da w żaden sposób opisać – tego trzeba doświadczyć. To ten rodzaj transu,
który z muzyka przerzuca się na fana pod sceną i w żaden sposób nie można się
mu oprzeć. Podobnie jest z muzyką TNP wychodzącą ze studia. Albumy Brytyjczyków
to nie zlepki przyjemnych kilku utworów do zmiażdżenia w samochodzie, jadąc na
ryby. To misternie dopracowany element przedstawienia, który w pełnej krasie
prezentuje się dopiero na żywo, chociaż nawet odsłuchiwany z płyty obezwładnia
i wciska w fotel.
Field of Reed jest trzecim longplayem zespołu braci Barnett,
zdecydowanie najbardziej enigmatycznym. Wyraźnie zauważalna jest tendencja do
stopniowego odbiegania od krzykliwych utworów podrasowywanych elektroniką,
znanych z Beat Pyramid. Artrockowe aranże imponują swoją przestrzenią.
Poza obecną już wcześniej sekcją dętą (tym razem rozbudowaną o genialny
klarnet) i smyczkami, na albumie pojawia się portugalska wokalistka jazzowa,
Elisa Rodrigues. Spotykamy się z nią już w rozpoczynającym płytę „This Guy's In
Love With You”. Styl, który reprezentuje TNP nie jest prosty w odbiorze –
wymaga skupienia i zaangażowania. Wymuskane solówki na trąbce wypływają
delikatnie nad główny motyw, który od wtedy staje się tłem. Są momenty, kiedy
atmosfera robi się naprawdę intymna, jak w „The Light In Your Name”. Swoje
miejsce mają tu też pomnikowe kompozycje z iście symfonicznym aranżem.
Minimalnie może drażnić wokal Jacka Barnetta, który aż tak monumentalny nie
jest – czuć dysonans między idealnie zharmonizowaną sekcją a nieco skrzeczącym
wokalem, który znamy bardziej z wykrzykiwanych partii, jak w „Numerology” z
debiutanckiej płyty. „Organ Eternal” to kawałek, którego nie powstydziłby się
sam Mike Oldfield – bo i sam motyw nieco nasuwa na myśl ten z „Tubular Bells”.
Bajeczna trąbka powraca w „Nothing Else” i dla mnie mogłaby brzmieć już do
końca płyty. Długie instrumentale nie nudzą – wręcz przeciwnie – nie można się
od nich oderwać. Równie mocno hipnotyzuje ciepły głos Elisy, który jest głównym
bohaterem w „Dream” przypominającym mroczną stronę twórczości Björk. Jakby tego
było mało, TNP na zakończenie serwują muzyczną petardę, która zostawia nas ze
szczęką niziutko, przy samej ziemi.
Najnowszy album These New Puritans zasługuje na owacje na
stojąco. Jest cholernie mocny. Jego siła przebicia naprawdę imponuje, budzi
respekt. Największą zbrodnią byłoby przesłuchanie go na głośnikach laptopa –
tego nie wybaczymy. To, w jakim kierunku ewoluuje muzyka panów z Southend,
nastraja bardzo pozytywnie – w końcu to jeden z nielicznych zespołów zupełnie
wiernych sobie. I oby wiodło im się jak najlepiej...
8.5
Miłosz Karbowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.