wtorek, 2 kwietnia 2013

Recenzja: DJ Koze – "Amygdala” (2013, Pampa Records)

Kolejny muzyczny powrót w tym roku. 













Nie jest to kaliber na miarę powrotów My Bloody Valentine, David Bowie czy Suede, to oczywiste. Ale podejrzewam, że spora grupa fanów poszukującego techno (i nie myślę wyłącznie o tych, którzy śledzą na bieżąco Resident Advisor) czekała na kolejny krok ze strony Stefana Kozala. A trochę musiała poczekać, bo od debiutanckiego Kosi Comes Around minęło już prawie osiem lat (nasuwa się analogia do Michaela Mayera). To długo, ale w zamian za to Amygdala ma być, według notki prasowej, Sierżantem Pieprzem DJ-a Koze. Interesująca okładka (niezły mindfuck swoją drogą) sugeruje, że może faktycznie tak jest, ale dopiero po odpaleniu krążka można to potwierdzić.

Spodziewamy się więc przesiąkniętego kalejdoskopową psychodelią, technicznego koncept-albumu, tak? Niech i tak będzie, ale w pamięci trzeba jednak mieć pierwszy krążek niemieckiego producenta. Na Kosi Comes Around Kozala udanie spajał w jedną całość chłodną techno-poetykę Kompaktu z eksperymentalnymi zapędami, głównie chodzi o cięcia, obróbkę i zabawy z samplami. To prawie dopełnia kontekst sofomora. Prawie, bo został jeszcze jeden dość istotny element, pewne novum, które dodaje kolorytu całości. Chodzi o całą masę gości pojawiającą się w poszczególnych trackach: m.in. Caribou, Matthew Dear, Ada, Dirk Von Lowtzow, Milosh czy Apparat. Skoro wiemy już tyle, to czy w zasadzie musimy słuchać płyty, żeby wiedzieć jak brzmi? Pewnie, że musimy.

Otwierający Amygdalę „Track ID Anyone?” z łagodnym wokalem Caribou ujawnia stylistykę krążka: pełna rozmaitych motywów (skrawki przeróżnych sampli i zapętlone fragmenty wokali na drugim planie czy trąbki) mieszanka, osiadła na barkach stonowanego techno. Cały longplay utrzymany jest w dość ciepłym i spokojnym tonie. Indeks drugi, „Nices Wölkchen”, (tu wokalu użycza Apparat) tylko to potwierdza. W eterycznym bicie, przypominającym poczynania Hendricka Webera aka Pantha Du Prince (również rozbudowany „La Duquesa” budzi takie skojarzenia), świetnie odnalazł się Sascha Ring. Następnie „Royal Asscher Cut” zahacza gdzieś o estetykę The Field, skupiając się na jej delikatniejszym aspekcie. Potem mamy dziwaczny track z Matthew Dearem „Magical Boy”, uspokajający „Das Wort” (vox Dirka Von Lowtzowa) i bardziej rozbujany „Homesick” ozdobiony głosem Ady, a to dopiero połowa płyty (nawet niecała). Później pojawiają się nieco eksperymentalne fragmenty („Marilyn Whirlwind” czy zrealizowany w stylu Dntela „Don't Lose Your Mind” ), a nawet coś w rodzaju quasi-chillwave’u (?) („My Plans”, ostatnio nawet Tede zrobił coś w tym kierunku) czy wypolerowanego burialowskiego 2-stepu, podszytego przefiltrowanymi smyczkami („Ich Schreib' Der Ein Buch 2013”, to w zasadzie remix kawałka z 1975 roku niemieckiej artystki Hildegard Knef). Przez prawie osiemdziesiąt minut dzieje się naprawdę dużo. Jeden odsłuch nie wystarczy, żeby wszystko ogarnąć, co jest niewątpliwą zaletą krążka.

Może tylko brakuje tu jakiegoś przełamania schematu, czegoś, co zdecydowałoby o wyjątkowości Amygdali. To bez wątpienia świetna płyta, czerpiąca z bogatej spuścizny większych lub mniejszych elektronicznych herosów. Warto po nią sięgnąć, bo choć takiej muzyki jest cała masa, tylko niektóre wydawnictwa odznaczają się wysoką jakością. DJ Koze zdecydowanie należy do tej wąskiej grupy producentów, co udowadnia drugi, według mnie lepszy od debiutanckiego krążka (czyli najlepszy w dyskografii), album. Ciekawe ile lat trzeba będzie czekać na follow-up?

7

Tomasz Skowyra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.