Nad wszystkim góruje niski, zachrypnięty głos Tylera, stanowiący kręgosłup wszystkich produkcji. On jest tu najważniejszy.
Tyler, The Creator wrócił z nowym albumem. Spokojniejszym, dojrzalszym i bardziej rozbudowanym muzycznie niż poprzednie. Tym, co pozostało z jego starych wydawnictw, są gorzkie, ekshibicjonistyczne teksty wypluwane przez tego genialnego dwudziestoparolatka z Kalifornii.
O tym chłopaku głośno już
było przed wydaniem jego drugiego albumu Goblin. Sukces tego krążka
sprawił, że jego tegoroczne wydawnictwo stanęło przed ogromnym wyzwaniem
udowodnienia klasy Tylera. Pewnym jest, że album cieszy się niezwykłą popularnością,
co jest bardzo ciekawym zjawiskiem, biorąc pod uwagę, że Wolf, jak i
poprzedzające go płyty, są dość wymagającymi i trudnymi dla słuchaczy
nagraniami, zarówno pod względem muzycznym jak i (albo przede wszystkim)
lirycznym.
Produkcje Tylera nie są
prostą zbitką rytmów i płytkich tekstów o dupach i kasie. Od samego początku
swojej kariery raper dzielił się z nami swoimi najbardziej osobistymi
problemami. Podobnie jest na nowej płycie. Powraca temat ojca („Jamba”,
„Answer”), trudnego dzieciństwa („Lone”), nieszczęśliwej miłości(„IFHY”),
pokazywania środkowego palca wszystkim złośliwym krytykom i ogólnego
zniechęcenia w stosunku do panującego wokół niego porządku. Na Wolf doszedł
temat radzenia sobie z ogromną popularnością i chęcią pozostania anonimowym
(„Colossus”). Co jednak w świetle bardzo osobistych tekstów Tylera i liczenia
się jedynie ze swoim zdaniem na forum publicznym, wydaje się być trochę na
wyrost. Poza tym małym „ale” większość robi dość duże wrażenie. O wszystkich
swoich problemach opowiada na wiele sposobów, wykorzystując do tego różne alter
ego, co dodatkowo ubarwia przekaz i zmusza ciekawych słuchaczy do większej
uwagi. Rapuje jako on sam - Tyler, tajemniczy Wolf czy Dr. TC.
Porównując jego nowy album
do poprzednich można go określić jako najbardziej stonowany i zachowawczy, a
zarazem najbardziej rozbudowany pod względem muzycznym i tekstowym... jeśli
można w ogóle opisać jego twórczość jako „zachowawczą”. Większość utworów jest
pozornie nierówna, porwana i chaotyczna. Muzyka jest non-stop przerywana przez
różne sample, okrzyki i przeszkadzajki. Wszystko to jest jednak niezwykle
sprytnie przez tego młodego rapera ogarnięte. Nad wszystkim góruje niski,
zachrypnięty głos Tylera, stanowiący kręgosłup wszystkich produkcji. On jest tu
najważniejszy, nawet gościnne występy, tak popularne na hip-hopowych albumach,
są na Wolf bardzo ograniczone. Jest ich mało, ale są bardzo dobrym i
przemyślanym dopełnieniem jego wokalu. Jest to jednak album dość trudny w
odbiorze. Daleko mu do klasycznych hip-hopowych rytmów, jak również nie jest
materiałem na pierwsze miejsca rankingów popularności, stanowi natomiast zbiór
bardzo ambitnych, ciekawych i dobrze wyprodukowanych kawałków, które albo się
lubi, albo się ich nie trawi. Mi się spodobały, choć nie jestem wielkim fanem
Tylera. Doceniam jego oryginalność i mam nadzieję, że jeszcze wiele nam
zaprezentuje.
7
Wojtek Irzyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.