wtorek, 7 maja 2013

Recenzja: Tyler, the Creator - "Wolf" (2013, Odd Future/Sony)


Nad wszystkim góruje niski, zachrypnięty głos Tylera, stanowiący kręgosłup wszystkich produkcji. On jest tu najważniejszy.












Tyler, The Creator wrócił z nowym albumem. Spokojniejszym, dojrzalszym i bardziej rozbudowanym muzycznie niż poprzednie. Tym, co pozostało z jego starych wydawnictw, są gorzkie, ekshibicjonistyczne teksty wypluwane przez tego genialnego dwudziestoparolatka z Kalifornii.


O tym chłopaku głośno już było przed wydaniem jego drugiego albumu Goblin. Sukces tego krążka sprawił, że jego tegoroczne wydawnictwo stanęło przed ogromnym wyzwaniem udowodnienia klasy Tylera. Pewnym jest, że album cieszy się niezwykłą popularnością, co jest bardzo ciekawym zjawiskiem, biorąc pod uwagę, że Wolf, jak i poprzedzające go płyty, są dość wymagającymi i trudnymi dla słuchaczy nagraniami, zarówno pod względem muzycznym jak i (albo przede wszystkim) lirycznym.

Produkcje Tylera nie są prostą zbitką rytmów i płytkich tekstów o dupach i kasie. Od samego początku swojej kariery raper dzielił się z nami swoimi najbardziej osobistymi problemami. Podobnie jest na nowej płycie. Powraca temat ojca („Jamba”, „Answer”), trudnego dzieciństwa („Lone”), nieszczęśliwej miłości(„IFHY”), pokazywania środkowego palca wszystkim złośliwym krytykom i ogólnego zniechęcenia w stosunku do panującego wokół niego porządku. Na Wolf doszedł temat radzenia sobie z ogromną popularnością i chęcią pozostania anonimowym („Colossus”). Co jednak w świetle bardzo osobistych tekstów Tylera i liczenia się jedynie ze swoim zdaniem na forum publicznym, wydaje się być trochę na wyrost. Poza tym małym „ale” większość robi dość duże wrażenie. O wszystkich swoich problemach opowiada na wiele sposobów, wykorzystując do tego różne alter ego, co dodatkowo ubarwia przekaz i zmusza ciekawych słuchaczy do większej uwagi. Rapuje jako on sam - Tyler, tajemniczy Wolf czy Dr. TC.

Porównując jego nowy album do poprzednich można go określić jako najbardziej stonowany i zachowawczy, a zarazem najbardziej rozbudowany pod względem muzycznym i tekstowym... jeśli można w ogóle opisać jego twórczość jako „zachowawczą”. Większość utworów jest pozornie nierówna, porwana i chaotyczna. Muzyka jest non-stop przerywana przez różne sample, okrzyki i przeszkadzajki. Wszystko to jest jednak niezwykle sprytnie przez tego młodego rapera ogarnięte. Nad wszystkim góruje niski, zachrypnięty głos Tylera, stanowiący kręgosłup wszystkich produkcji. On jest tu najważniejszy, nawet gościnne występy, tak popularne na hip-hopowych albumach, są na Wolf bardzo ograniczone. Jest ich mało, ale są bardzo dobrym i przemyślanym dopełnieniem jego wokalu. Jest to jednak album dość trudny w odbiorze. Daleko mu do klasycznych hip-hopowych rytmów, jak również nie jest materiałem na pierwsze miejsca rankingów popularności, stanowi natomiast zbiór bardzo ambitnych, ciekawych i dobrze wyprodukowanych kawałków, które albo się lubi, albo się ich nie trawi. Mi się spodobały, choć nie jestem wielkim fanem Tylera. Doceniam jego oryginalność i mam nadzieję, że jeszcze wiele nam zaprezentuje.

7

Wojtek Irzyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.