Prezentujemy najlepsze polskie długogrające albumy wydane w 2013 roku w Polsce. Dwadzieścia pięć najgorętszych tytułów, za których pominięcie skutkowałoby w podstawówce krzykiem ze strony kolegów "jesteś u pani!", a których nie znać po prostu nie wypada. Zapraszamy do lektury!
25. Crab Invasion - Trespass
Ale ja już naprawdę powiedziałem chyba wszystko w
temacie tej płyty i nie mam nic do dodania. Ten debiut to mój numer jeden jeśli chodzi o polskie
longplaye i koniec. Ale znowu muszę się powtarzać, że Trespass to misternie skrojone numery w gęstym, eklektycznym sosie
i że The Car Is On Fire mogą być dumni oraz mogą spać spokojnie, bo znalazł się
godny następca. Nie no, nie mam już nic do dodania. Sorry chłopaki – żadnych
złotych myśli czy dobrych rad, bo to nie jest wam wcale potrzebne. Chociaż…
Może faktycznie, gdybyście nazwali się powiedzmy Crab Invastion albo Crime
Investigation, rzucili to wszystko i wrócili do garażu? Może wtedy wreszcie
zyskalibyście taki fame jak Brodka? Warto przynajmniej to PRZEDYSKUTOWAĆ. Tomasz Skowyra
***
24. Brzóska de Paulus - Wakacje na Westerplatte
Ale wesoło. Trudno znaleźć słaby moment na tej krótkiej płycie trójmiejskich poetów-performerów, Brzóskiewicza i Mazura. Zawiera przynajmniej jeden, a nawet dwa bezwarunkowe hity. No prawie bezwarunkowe. Jedynym warunkiem jest świadomość, że mamy do czynienia ze spuścizną artystycznego ruchu totart i akceptacja wszystkiego, co się z tym wiąże. A mianowicie tego, że twórcy z lubością wykorzystują język potoczny. Widoczna jest u nich zabawa słowem, łączenie wyrazów w drażniące zbitki czy powtórzenia, (jak „czemu, czemu”). Ciekawie zaaranżowane melodie plus drażniące teksty to przepis na utkwienie w pamięci słuchacza na dobre i na złe albo przynajmniej na dobrych kilka dni. Ale jest frajda. Wojciech Łysek
Polecamy lekturę recenzji.
Polecamy lekturę recenzji.
***
23. Hatti Vatti - Algebra
Na co dzień znamy go jako gitarzystę Gówna, solowo Piotr Kaliński bawi się zupełnie inaczej. To już nie jest gówniarskie granie, a w pełni przemyślane konstrukcje dźwiękowe. To nie jest też klimat kojarzony z wcześniejszych kawałków, w których gościnnie udzielała się chociażby Katarzyna "Lady Katee" Bartczak z Little White Lies. Tym razem Hatti Vatti poszedł w stronę powolnych kompozycji z naciskiem na ambient oraz naleciałości brzmień z państw arabskich. Bardzo ładna płyta, której bardzo przyjemnie słucha się w nocy. Piotr Strzemieczny
***
22. VNM - ProPejn
Poprzednia płyta była dla mnie jednym z większych rozczarowań 2012. Przekombinowana, ze śpiewanymi (nie zawsze dobrze) refrenami albo przegiętym melanżowym szpanerstwem na miejscu energii poprzednich nagrań. Była progresem tak przewidywalnym, że trudno było go docenić. Tym większe zaskoczenie dobrą formą na ProPejn. Można chyba napisać, że dopiero na tym albumie udało się to, co miało wyjść poprzednim razem. Przy zachowaniu dawnej werwy wyszły nawet melancholijne, zadumane emo-numery. Udało się uzyskać wszechstronność bez utraty żadnych z wcześniejszych atutów. Mateusz Romanoski
***
21. Cétieu - Espero que nos veamos pronto
Tekla dała się poznać już jako redaktorka naczelna gazety (LAIF), redaktorka naczelna portalu (Wave), promotorka (The Dark Side of Warsaw) i prawniczka. Jakiś czas temu zamiłowania do ambientów wszelkiej maści przeniosły się na tworzenie. Cétieu początki miała ciężkie. Jej bodaj pierwsza epka LLOVE raczej nie zachwycała. No ale rozkręciła nam się cetieu, a w nominowanych u nas płytach znalazło się i Espero que nos veamos pronto, i Que porque, które jako digital ukazało się w roku ubiegłym, a na płycie ma wyjść w tym. No ale do sedna - tylko trzy kompozycje, ale trwające ponad sześćdziesiąt minut. Trzy powolne kawałki, które jednak za sprawą swojej rozmarzonej i jednocześnie mrocznej aury nie nudzą i nie dłużą się. Piotr Strzemieczny
***
20. Tede - Elliminati. Produkcja Sir Michu
Pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna ilość w przypadku TDFa przeszła w jakość. Typek, którego główną zasługą od paru płyt jest to, że ma flow i „momenty”, nagrał podwójny album, gdzie trzeba by się mocno postarać, żeby się do czegoś przyczepić. Sir Michu i mistrz ceremonii chyba w najlepszej formie od początku swojej współpracy, a przecież było jeszcze Potwierdzone Info. Mateusz Romanoski
19. Ampacity - Encounter One
Kaszaniastość randomowego rodzimego stoner rocka skutecznie przekonała mnie do obcowania z nim tylko w wydaniu amerykańskiej pustyni. Ampacity to chlubny wyjątek od reguły. Masywne granie bez kompleksów, za to z wyjątkowym kopem i mocną space-rockową wkrętką. Mateusz Romanoski
***
18. Polskie Karate - Polskie Karate
Weź dużą porcję soczystego funku, dodaj dwóch wyszczekanych MCs, dopraw szczyptą słowiańskiego folkloru i zalej dużą ilością czystej polskiej wódki. Tak można pokrótce opisać to, co znajdziecie na płycie Polskie Karate. Na pierwszy plan wysuwa się świetne brzmienie wyprodukowane przez Metro, którego sława już znacznie przekroczyła granice naszego kraju. Za moment pojawiają się błyskotliwe teksty rapowane przez Igora „Igorillę” Seidera oraz Jana Wygę, jakich nie powstydziłby się sam Franek Kimono. Chłopaki z mistrzowską precyzją żonglują słowami, nie przebierając w wyrazach. Są niegrzeczni i nieokrzesani, przez co przekaz każdego tekstu jest prosty i dosadnie trafiający w sedno. Wszystko to zostało pięknie ozdobione skreczami bardzo młodego DJ-a Flipa. Agnieszka Strzemieczna
***
17. Msza Święta w Altonie (Kirk i Altona) - Msza Święta w Altonie
Połączone siły Kirka i Altony na zdecydowanie najciekawszej mszy świętej, która ma szansę odbyć się w tym smutnym kraju. Surowość, trans, jazz, mistycyzm, improwizacja. Coś, z czym zdecydowanie warto się skonfrontować na żywo. Mateusz Romanoski
***
16. Mirt - Rite of Passage
Dla mnie to już zawsze będzie soundtrack do jakiejś
postapo odysei w rodzaju Blade Runnera
czy Mad Maxa. Momentami album w ogóle
brzmi jak zapis dźwięków z innej planety (wiem, że sztampa, ale skoro to
NAPRAWDĘ tak brzmi?). A tak poza tym Rite
Of Passage wcale nie leży gdzieś daleko od nagrywek Boards Of Canada, a
zestawienie z zeszłorocznym Tomorrow’s
Harvest nie wydaje się być zupełnym przestrzeleniem, choć wiadomo, że to
jednak dwie różne historie. „W każdym bądź co bądź razie” – w mikro-kosmosie
Mirta da się odnaleźć humanistyczne pierwiastki, które pozwalają nam poczuć się
człowiekiem. A to już całkiem sporo. Tomasz Skowyra
***
15. PORNOGRAPHYxxx - PORNOGRAPHYxxx
Kiedy pierwszy raz otrzymałem i puściłem nagrania Kuby Konery, działającego jeszcze jako Sid Like Sedition, niemal zawiesił mi się winamp. Złe to było, oj złe. Od tego czasu doszło do sporej zmiany. Nie wiem, czy Sid Like Sedition jeszcze działa, ale PORNOGRAPHYxxx pozytywnie zaskoczyło. Popieprzona elektronika z naciskiem na witchhouse/darkwave i slo mo house sprawia, że długograj Konery jawi się jako jedna z ciekawszych płyt elektronicznych wydanych w ubiegłym roku. I nie ma tu kolesiostwa, to sto procent prawdy. I kaman, ludzie, co jest z wami! 67 fanó na fejsbuczku? Toż wstyd, nadrabiać zaległości i poznawać PORNOGRAPHYxxx, bo to zajebisty producent. Piotr Strzemieczny
***
14. Dwutysięczny - Jedwabnik
Będę szczery - to jedyny projekt, jaki znoszę, w którym udziela się/tworzy Błażej Król. Powiem więcej, to jedyny projekt, który do mnie przemawia. Nie kupowałem Kawałka Kulki, nie zachwycałem się UL/KR i nie zanosi się na to, żebym polubił ten najnowszy projekt (wyjątkiem Bangeliz). A sam Jedwabnik? Poza śliczną okładką, która powinna znaleźć się w podsumowaniu top10 coverów na Decybelu Dizajnu, jest też kawał dobrze wykonanej zabawy z samplami. Ale nie ma się co dziwić, w końcu Król wziął na warsztat nagrania Wojtka Kucharczyka, Jerzego Mazzola i Radka Dziubka. Spora też zasługa Michała Kupicza, który zajął się masteringiem całości. Dwutysięczny przygotował naprawdę dobry materiał, melodie mistyczne i hipnotyzujące. Z własną duszą. Piotr Strzemieczny
***
13. Cukunft - Wilde Blumen
Nie wyrobiłem się z recenzją w normalnym terminie, a szkoda. Ale końcowa ocena i obecność w podsumowaniu niech mówią same za siebie. Cukunft nagrali płytę genialną, dla mnie jedna z lepszych w minionym roku. Wilde Blumen ukazują bodaj wszystkie emocje towarzyszące ludziom, wszystkie utwory działają na podświadomość słuchacza i bawią się nimi. Czy czegoś chcieć więcej? Chyba tylko kolejnej tak dobrej płyty z własnymi kompozycjami. Bo tutaj Cukunft zaszaleli - Raphael Rogiński postawił na autorskie utwory i trafił w dziesiątkę. Piotr Strzemieczny
Polecamy lekturę recenzji.
Polecamy lekturę recenzji.
***
12. Alameda Trio - Późne królestwo
Stara Rzeka podebrana przez mejnstrimy? Trudno, przecież zostaje jeszcze Alameda 3! Płyta jest opatrzona tym sam znakiem firmowym Kuby Ziołka (dla niezorientowanych, Kuba Ziołek to taki zeszłoroczny Breaking Bad wśród polskich muzyków – zgarnia wszystko i w sumie wszyscy się z tym zgadzają) i daje nam to, za co każdy tak go polubił: mocne gitary i pradawny nadwiślański nastrój podany z wielką maestrią.
Na swoim fanpejdżu muzycy wyjaśniają, czemu Późne królestwo działa w horyzoncie magicznego brutalizmu. I rzeczywiście, album działa - i brutalnie, i magicznie. Jacek Wiaderny
***
11. Stara Rzeka - Cień chmury nad ukrytym polem
Kuba Ziołek od paru ładnych lat konsekwentnie pracuje na tytuł największego pracusia rodzimego niezalu. Z zalewu tegorocznych płyt, w których maczał palce, to właśnie Cień chmury nad ukrytym polem odbił się największym echem. Można nie kupować całej filozoficznej otoczki brutalizmu magicznego, ale Stara Rzeka pozostaje jednym z najbardziej oryginalnych muzycznych zjawisk ostatnich lat. I dobrze, że wypłynęła na szerokie wody. Zasługiwała na to. Mateusz Romanoski
***
10. PORNOGRAPHYxxx - Embers
Nie, PORNOGRAPHYxxx nam nie zapłacił, nie dał też pięćdziesięciu płyt na własny użytek i nie wykupił baneru na dwa miechy, przynosząc dolary w kartonowych pudłach do siedziby FYH! A mimo to widzimy się z nim tutaj już drugi raz i na dodatek za drugim w czołowej dziesiątce. Dziwne? Nieeeeeee.
Jakub Konera zasiedział się w Olsztynie i gdybym chciał naciągać rzeczywistość, to napisałbym, że na Embers to czuć. A gucio. Nie czuć nic z tego klimatu, ale słychać kawał dobrej muzyki. Fuzja downtempo, dubstepu i witch-house'u udała się tutaj o niebo lepiej, niż w przypadku PORNOGRAPHYxxx, choć obie płyty znalazły się w podsumowniu. A "Lights", "Elevated" czy "It Brings Me Back You" to sztandarowe hity albumu. Piotr Strzemieczny
***
9. RSS BOYS - TH T00TH 0F TH FTR
Anonimowi muzycy z RSS BOYS przygotowali album kompletny i totalnie pokręcony. Minimalizm miesza się z transem, a hipnotyzujące bity sprawiają, że ta muzyka sprawdzi się na każdej techno-imprezie. Chociaż oficjalnie nikt nie wie, kto za RSS BOYS stoi, włodarze Mik.Musik.!. trafili w dziesiątkę z tymi wydawnictwami. A TH T00TH 0F TH FTR to kawał dobrej elektroniki z elementami world music. Chce się tego albumu słuchać, oj chce. Kacper Puchalski
***
8. T'ien Lai - Da'at
T'ien Lai to muzyka płynnego przeobrażania - naturalnego procesu, który wydarza się w każdej chwili, nie przybierając żadnej finalnej, stałej formy. Są to dźwięki wyrażające zmianę, powolną destrukcję tego co stare i kreację nowego. "Da'at" - mimo swojego nieprzewidywalnego charakteru, jest przestrzenią pełną harmonii, gdzie nic nie ginie, a każdy dźwięk znajduje swoje miejsce w unikalnym dźwiękowym ekosystemie. "Da'at" to pełny swoistego mistycyzmu obraz płynnej nowoczesności. Kuba Ziołek znów nas nie zawiódł. Jakub Lemiszewski
***
7. Potwierdzone Info - Przypadek?#niesondze
7. Potwierdzone Info - Przypadek?#niesondze
W kategorii rapowy duet starego wygi i młodego wilka ta płyta pozamiatała. Diox i Tede poradzili sobie nieporównywalnie lepiej niż Miuosh z Onarem, na mój gust nawet lepiej od Hadesa i Ostrego. Zamiast silenia się na dubstepową nerwicę i bycie na czasie, duet na podkładach Sir Micha potrafi zapędzić się w rejony, których nie powstydziłby się Mobb Deep. Mateusz Romanoski
***
6. LXMP - Back to the Future Shock
Tomasz Skowyra
***
5. Kaseciarz - Motörcycle Rock And Roll
Rzut oka na okładkę –
oldschoolowy szkielet-rajder, rozrywający motocyklem wybieloną przestrzeń
praktycznie oddaje zawartość krążka. Jak mawiali
sami muzycy, Motörcycle Rock And Roll
to dawka „spoconego rocka”, gdzie wykurwiste, surowe, acz niepozbawione
nośności riffy o punkowej, glam-rockowej, metalowej (a co!) czy nawet jakiejś
eksperymentalnej (Sonic Youth?) proweniencji rozsadzą po kątach niejednego
malkontenta. Swoją drogą jak Tarantino będzie kompletował soundtrack do
kolejnego filmu, powinien obczaić tego longa. No i jak będziecie wyruszać w
jakąś samochodową wycieczkę za miasto, warto mieć ze sobą krakowskiego
Kaseciarza. Niekoniecznie w formie kasetowej. Tomasz Skowyra
Polecamy lekturę recenzji.
Polecamy lekturę recenzji.
***
4. Coldair - Whose Blood
Kolesiostwo pełną gębą. Nie ma chyba na FYH! artysty tak często opisywanego, tak często wypowiadającego się w wywiadach i tak bardzo propsowanego. Ale czy to dziwne? No...nie. Tobiasz Biliński zasłużył na taką sytuację - najpierw jako współtwórca Kyst, następnie swoją solową i semi-solową działalnością. A Whose Blood to płyta kompletna nagrana przez w pełni ukształtowanego muzyka. Tu wszystko jest przemyślane, wszystko gra tak, jak grać powinno. Singlowe "Sign" i "In the Nether" to utwory, które w sposób idealny zapowiadały album. Wśród "chłopców z gitarami" Tobiasz nadal jest w Polsce numerem jeden, chociaż za dużo w Coldair Sufjana Stevensa i to główny zarzut w kierunku Bilińskiego. Poza tym wszystko wporzo. Piotr Strzemieczny
***
6 lat od debiutu Kixnare serwuje nam porządną porcję elektroniki z elementami hip hopu. W Red jest coś takiego, co sprawia, że doceniają go nie tylko wielbiciele syntetycznych brzmień. W swojej inności i oryginalności jest pewnego rodzaju uniwersalizm. Coś, co sprawiła, że utworów z tego albumu słucha zarówno bardzo hipsterska młodzież, jak i truskulowcy po trzydziestce. Każdy utwór jest obdarzony hipnotycznym bassem, lekko połamanym, synkopowanym beatem oraz syntetycznym brzmieniem, ale za każdym razem podanym w innym melodyjnym sosie. Najbardziej znany utwór z płyty to "Gucci Dough", do którego powstał ładnie zrobiony teledysk. Agnieszka Strzemieczna
Sto lat! – numery z Miłości… mają już dekadę na karku. Nie wolno przegapić takiego kambaku: jest to najbardziej naturalne retro, jakie mogło się stać, dodatkowo jeszcze spotęgowane do kwadratu, bo gdy pisali kawałki na początku lat dwutysięcznych, już wtedy grali na sentyment po ejtisowym disco. Cierpliwie wyczekali swojego czasu i oto on, więc do słuchania, super dziewczyno i romantyczni chłopcy. Jacek Wiaderny
***
Bezsprzeczny numer jeden w naszym zestawieniu. Zła krew zebrała najwięcej głosów i zdeklasowała zarówno Miłość z tamtych lat, Red, jak i Whose Blood. I co ważne, jest to płyta bijąca na łeb, na szyję Msze świętą w Brąswałdzie, której jednak nie byłem jakimś wielkim fanem. A sama Zła krew? Cóż, pisałem w recenzji, że kIRk są mistrzami stwarzania odpowiedniego nastroju, że idealnie bawią się emocjami słuchaczy. I te słowa podtrzymuję. Mam nadzieję, że bieżący rok przyniesie kolejne wydawnictwo kIRk. Na minimum tym samym poziomie. Piotr Strzemieczny
***
Redakcja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.