sobota, 11 stycznia 2014

Zaległości recenzenckie #16: Cukunft, Elvis Deluxe, Holy Toy, Lovers in Uniforms, Super Girl & Romantic Boys


Cukunft, Elvis Deluxe, Holy Toy, Lovers in Uniforms, Super Girl & Romantic Boys.



Cukunft - Wilde Blumen
2013, Lado ABC

Raphael Rogiński rok 2013 zaliczy do tych tłustych lat. Ile jego ostatnio było, gdzie nie grał, czego nie wydał! A wszystko albo dobre, albo bardzo dobre. Dobra była płyta Wovoki. Bardzo dobre jest Wilde Blumen. Cukunft przenoszą nas w podróż, hen!, do Ziemi Obiecanej. I powiem więcej - ta płyta żyje, w Wilde Blumen są emocje. W "Niezapominajce" czai się smutek, "Nie dotykaj mnie" czaruje melancholią i pewnym niedopowiedzeniem i dopiero "Mak" przynosi ożywienie nastroju, głównie za sprawą zadziornego saksofonu, rwanej gitary i hipnotyzującego klarnetu. 
Instrumentarium to największa siła Wilde Blumen, tak jak umiejętność tworzenia niesamowicie wciągających melodii jest atutem Cukunft. Końcówka "Aster" to w końcu muzyczna radość, skoczność brzmienia i kolejny czar ze strony zespołu. Jeśli tu mieliśmy promyk pozytywnych emocji, to "Dmuchawiec" jest ich gejzerem. Szaleńcza klezmerska kompozycja wciąga słuchacza w świat tych orientalnych melodii, a lekko kakofoniczny wydźwięk nadaje kawałkowi pewnej dozy cwaniactwa i zaczepności. No i zamykająca całość "Prymulka", kolejny melancholijno-depresyjny akcent Wilde Blumen i jednocześnie kolejny uroczy utwór, którego można słuchać bez końca. Tak jak bez końca można odtwarzać Wilde Blumen, bo z każdym kolejnym odsłuchem odkrywa się kolejne smaczki. Dla mnie to jeden z tegorocznych faworytów do płyty roku. 
Kup płytę w sklepie Lado ABC


8

***


Elvis Deluxe - The Story So Far
2013, Metal Mind Productions

Chociaż Metal Mind wygląda poważniej niż Kayax (wybaczcie fani tej wytwórni, tak jest), to i tak sama nazwa odstrasza metalem. Elvisy podobno nagrały najlepszy album w swoim dorobku, a "No Reason" to podobno typowy britpop, którego nie powstydziłoby się Oasis w starych czasach (loooool). Żadne z tych stwierdzeń nie jest prawdą, ale prawdą jest natomiast, że The Story So Far to dobry album. Nie ten najlepszy, bo Favourite State of Mind - no dobra, Lazy też - leży wyżej w mojej prywatnej hierarchii. Ale dobry. Co na plus? Wspomniany britpopowy "No Reason" z naprawdę wgniatającymi w ziemię solówkami, "Face It" przenosi słuchacza w okolice Palm Desert, a "Something to Hide" to ukłon w stronę pierwszych, jeszcze dobrych płyt Queens of the Stone Age. Co na minus? Utwór otwierający, który trochę się jednak dłuży. Jasne, fajnie, coś nowego, ale ta przestronność Elvisom nie służy. No i sam zabieg wydawniczy. Tylko pięć nowych kompozycji i trzy piekielnie stare kawałki (sięgające nawet do dziesięciu lat) to kiepski pomysł, jeśli chodzi o długograja. Można było wyciągnąć coś jeszcze z nówek, nawet jeśli zarejestrowane na setkę w studiu, a starocie zostawić na jakieś Deluxe wydanie Elvisów (taki dowcip sytuacyjny, he he he). Suma sumarum? The Story So Far to fajna płyta. Ciekawa i warta uwagi. Fani na pewno się jarali, a ci, którzy zespołu jeszcze nie znają, powinni tę sytuację zmienić.

7

***


Holy Toy – Psycho Overdrive
2013, Antena Krzyku


Rok 2013 był rokiem powrotów nie tylko w tym WIELKIM ŚWIECIE. Powróciły Towary Zastępcze, kilkoma kawałkami dali o sobie znać The Car is on Fire (zaraz po ogłoszeniu zakończenia działalności), a nowy album wydali Holy Toy. Nowy i najnowszy i taki najbliższy sercom (wiekowi?) wielu słuchaczy, bo - dla przykładu - kiedy Holy Toy nagrywali owy i najnowszy i taki najbliższy sercom (wiekowi?) wielu słuchaczy, bo - dla przykładu - kiedy Holy Toy nagrywali Yes And No, ja nie wiedziałem, co to są Fasolki czy Krzyś Antkowiak. Czas, poza tym, że nieubłaganie przemija, ma też swoją dobrą stronę - daje szansę na nadrobienie zaległości. No i fajnie, a tym fajniej, że Psycho Overdrive to taka płyta, że i ci leniwi, którzy nigdy nie pokusili się o edukację w sferze polskiej muzyki rozrywkowej, nie muszą czuć się głupio. No więc Psycho Overdrive to stare, dobre Holy Toy - zawierające zarówno dużo industrialu, post-punku, odniesień do rejonów góralskich, jak i zimnofalowych. Aha, zapomniałbym. Tematyka? Wiersze Williama Blake'a, Czesława Miłosza i Witkacego. Nie napiszę nic nowego, czego nie napisano zapewne w innych recenzjach, ale najważniejsze w tym albumie jest jedno - potrafi poruszyć, zatrwożyć i po kilku(nastu) odsłuchach sprawić, że w głowie słuchacza zacznie się coś dziać. Czy dobrego? Najlepiej przekonać się samemu.
Kup płytę w sklepie SeeYouSoon.pl


6.5

***

Lovers in Uniforms - Let's listen to the sea
2013, wydawnictwo własne


Słuchając Lovers in Uniforms ma się przed oczami młodość. Ale nie tę młodość kończącego studia studenta, który musi zmagać się jeszcze z pracą czy studenta już po studiach, który pracuje, aby pracować i jakoś tam żyć na utrzymanie chomika. Przed oczami ma się młodość tego gówniarza, który skończył własnie liceum i ma przed sobą najdłuższe wakacje (nie licząc bezrobocia) życia. Te beztroskie chwile, te momenty z kumplami na wakacjach, te wyluzowane dni. Taka jest muzyka Lovers in Uniforms. Imprezy od rana do wieczora, poranki na kacu, wieczory z piwem w dłoni na jakiejś plażowej dyskotece (z dobrą muzyką). Trójmiejska formacja potrafiła nagrać tak taneczny album, że nikt praktycznie się nim nie zainteresował. A to błąd. Bo utwór tytułowy, "Far away" czy "hit" to prawdziwe hity. Elektroniczne hity, które nie wychodzą hajpowanym przez gwiazdkom. Gdyby poprawić lekko wokal, byłby prawdziwy szlagier wydawniczy. Na dodatkowy plus ten słodki damski wokal w "hicie". Tego chce się słuchać, a słuchanie sprawia ogromną radość. Aha, właśnie. Wspomniałem, że Let's listen to the sea znalazło się w gronie najlepszych polskich epek za 2013? 

7.5

***


Super Girl & Romantic Boys - Miłość z tamtych lat
2013, Antena Krzyku/Oficyna Biedota


Długo, oj długo SGRB kazali czekać na debiutancki album. Ale było warto. Miłość z tamtych lat to materiał, który ze względu na czas powinien być już dawno nieaktualny, jednak nic nie stracił na swojej świeżości (i świetności). Oczywiście bezapelacyjnym numerem jeden jest znany i lubiany od dawien dawna "Spokój", tuż za nim plasuje się "Zimny dzień", a wcale nie gorzej wyglądają "Koma" czy "Na pętli znów". Warto zwrócić uwagę na instrumentalne numery dworcowe, tak istotne w historii Super Girl & Romantic Boys. Bardzo dobry debiut. Trochę spóźniony o kilka lat, ale na takie plyty warto czekać...

8

***

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.