środa, 8 lipca 2015

RECENZJA: Ty Segall / King Tuff: Live at Pickathon Vol. 2




WYTWÓRNIA: Easy Sound
WYDANE: 6 maja 2015

Splity mają kilka zalet. Są krótsze, są ciekawsze, a ciekawsze są dlatego chociażby, że łączą materiał kilku artystów. Nie znasz muzyka? Sprawdź ten split, może ci się spodoba, sięgniesz po resztę. To tak w skrócie. Ty Segall i King Tuff nagrali wspólny album. Nie że razem przygotowali kawałki, nie że wspólnie nad nimi pracowali. Po prostu wystąpili na jednym festiwalu. A organizatorzy te gigi zarejestrowali i zmontowali w jedną płytę, w końcu TS i KT to starzy kumple. Wyszło fajnie.

A fajnie wyszło głównie dlatego, że obaj należą do nietuzinkowych muzyków. Ty Segall mnoży swoje wydawnictwa, nagrywa w różnych projektach, czasem aż ciężko zliczyć te wszystkie płyty, które wypuścił. King Tuff na razie na spokojnie, kilka płyt wydanych z zespołami, trzy solowe albumy i jednocześnie trzy, które były naprawdę niezłe. Do tego gościnne udziały na kompilacjach i mamy pełen obraz dwójki. A Live at Pickathon? To seria bootlegów rejestrowanych podczas gigów odbywających się w ramach Pickathon Festival w Happy Valley w Oregonie. Pierwsza część ukazała się na tegoroczny Record Store Day (Diarrhea Planet i Those Darlins), druga na początku maja. Druga liczy 10 kawałków, z przewagą tych autorstwa Ty Segalla.

Ty zebrał materiał z Melted i Sleeper w proporcji 1 do 5. Kyle Thomas wziął kawałki ze swojej drugiej płyty, King Tuff oraz po jednym nagraniu z Was Dead i składaka Adult Swim („She's On Fire”), Garage Swim. Mieszanka różnorodna, bo na płycie znalazło się miejsce dla pięciu utworów z najbardziej medytacyjnej chyba płyty Segalla, pełnej ładnych i subtelnych melodii, tych, które na późniejszych wydawnictwach zastąpiły mocniejsze przestery i psychodeliczny wydźwięk. Chociaż „The Man Man” i „Queen Lullaby” przygotowano w naprawdę mocnych aranżacjach. 

King Tuff nieźle zaczyna swoją część, bo od połączenia dwóch highlightów: „Anthem” i „Keep On Movin'”, po których wcale gorzej nie jest. „Dancing With You” z długogrającego debiutu, następnie szaleńczy „Stranger” (refren Thomasa jak zwykle stoi na wysokim poziomie), by na koniec dorzucić „She's On Fire” o iście surfowym vibie. Szkoda, że w tym przypadku zabrakło Gap Dream na featuringu. Co warto odnotować, i Ty Segall, i King Tuff naprawdę porządnie wypadają na gigach, co czasem nie sprawdza się w warunkach koncertowych i po wysłuchaniu płyt pozostaje niedosyt po lajwach. Znamy takie przypadki, często zresztą występujące w przyrodzie. 

Live at Pickathon to całkiem solidny album. Solidny głównie dlatego, że z perspektywy czasu już się te utwory zna, lubi się je (jeśli się je wcześniej polubiło, naturalnie) i się do nich przyzwyczaiło. Fajerwerków tutaj nie ma, bo i nie ma żadnych nowości. Ot, bootleg z festu, który odbył się w 2013 roku. Ale przyjemnie posłuchać. 

***

7.5

Piotr Strzemieczny

POLECAMY LEKTURĘ:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.