czwartek, 25 listopada 2010

My Chemical Romance - Danger Days: The True Lives Of The Fabulous Killjoys

Pisząc publicznie, że zamierza się napisać recenzje płyty My Chemical Romance można sobie wyrządzić naprawdę wielką krzywdę. Można zniszczyć sobie psychikę, złapać doła, ogólnie – wbić się na minę. To właśnie uczyniłem ze sobą ja.

Pamiętam stare piosenki MCR. Nie było to coś, co chciałbym, aby zostało w mej pamięci. Pamiętam ich wersję „All I Want For Christmas Is You”. To było bardzo złe. Chyba zbyt uwierzyłem NME, bo to tam zobaczyłem, że najnowsza płyta zespołu pochodzącego z New Jersey może być dobra – dostała 8 na 10! O ja głupi. O ja naiwny. Nie powinienem wierzyć. Chemiczni nie zmienili się, wciąż grają wielką kupę syfu, muzykę nie do określenia, próbują bawić się stylami, wrzucając do swoich kawałków przeróżne gatunki muzyczne. Wciąż pan wokalista – Gerard Way – jęczy, płacze. Wszystko idzie z mizernym skutkiem.

Co z tego, że chłopacy z MCR się starają? Co z tego, że próbują grać agresywnie? (nie wychodzi im to. Większa agresja bije od głodnego wróbla) Że są przehajpowani i przedstawiani jako jeden z lepszych bandów popowo-rockowych? Ktoś może powiedzieć przecież, że Kupicha i spółka wnoszą prawdziwą świeżość do „polskiego nzalu”. To będzie taka sama prawda.

Cała „muzyka” tworzona przez My Chemical Romance jest zła. To zarzynanie kota o poranku. To, nie bójmy się tych słów, dawanie dupy na dworcu Warszawa Włochy pobliskim menelom i patologii. To propagowanie złych wzorców emo-sremo, tak popularnych wśród fanów tejże grupy. To zapuszczanie grzywki do podbródka. To cięcie żyletką w kącie w ciemnym pokoju. To przede wszystkim emocjonalna prostytucja androgenicznego wokalisty, który chyba już 33 rok życia nie potrafi odpowiedzieć sobie na pytanie „czy ja jestem chłopcem, czy jednak nie?”.

Najgorsze jest to, że Gerardowi i spółce to się podoba. Więc zapamiętajmy rok 2001. To wtedy na świat przyszedł ten szatański pomiot o twarzy zbitego emo.

PS. Bo zapomniałem o płycie czegoś powiedzieć – ciekawszy papier toaletowy – ten z Rossmanna, w renifery, christmas edition

Ocena: 1/6

Deser

3 komentarze:

  1. Masz rację , też jakoś nigdy nie mogłam sie do nich przekonać.To tylko zwykłe jęczenie połączone z gitarowym brzęczeniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. aha.. a przepraszam bardzo.. jakiej ty muzyki słuchasz? zapewne Ich Troje.
    Tak zdaję sobie sprawę że ich nie lubisz więc tylko się powtarzasz. Każdy ma inny gust na pewno nie obraziłbym Twoich zespołów więc nie obrażaj więc MCR tylko dlatego że Ci nie przypadli do gustu. Pokazujesz tylko swój poziom który jest niski.Dziekuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Natknęłam się zupełnie przypadkiem na TO i... Cholera... Zatkało mnie! Jak można pisać takie bzdury?! Rozumiem, że nie lubisz MCR, ale to nie znaczy, że masz prawo do nieuzasadnionego poniżania ich w sieci. Oni przynajmniej coś w życiu osiągnęli i ludzie ich za to kochają. A ty?! Zrobiłeś coś dla innych? Zrezygnowałeś z czegoś, aby oddać się pasji, tak jak Gerard? Nie... Jesteś tylko kimś, kogo kultura osobista, IQ etc. jest równa ZERU!!! Gardzę takimi ludźmi!

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.