poniedziałek, 27 maja 2013

Jedziemy na ...OFF Festival: Japandroids, Molesta, My Bloody Valentine, Veronica Falls


W trzeciej części Jedziemy na festiwal: OFF Festival, czyli zapowiedzi koncertów, na które my najbardziej czekamy,  kilka słów na temat Japandroids, Molesty Ewenement, My Bloody Valentine i Veronica Falls. Opisuje Piotr Strzemieczny.





Japandroids


„The boys are leaving town, the boys are leaving town” śpiewali Japandroids jeszcze w 2009 roku. Nie poznali się na nich w rodzinnym kraju, więc dwójka Kanadyjczyków postanowiła podbić świat. I...udało im się! Najpierw za sprawą Post-Nothing, debiutanckiego albumu, który większość opiniotwórczych portali oceniała bardzo wysoki. 
W 2010 gościli w trzech polskich miastach, skąd i oni wywieźli pozytywne wrażenia, i słuchaczom na zawsze te koncerty zapadły w pamięci. Powrócili w 2012 rewelacyjnym Celebration Rock i…ponownie zdecydowali się zawitać do Polski. Że banalne garażowe granie jest w cenie, o tym Japandroids przekonują na płytach i koncertach – prawdziwych petardach, na których nikt spokojnie nie wystoi. Mają smykałkę do nagrywania singli. I debiut, i Celebration Rock kipiały od szlagierów. Dwa wokale, gitara i perkusja to tak proste połączenie, że aż brak słów. Kto przegapi, ten gapa. Tajemnicą poliszynela jest, że David Prowse nie lubi po koncertach zwinąć się w śpiwór. Po gigu w Hydrozagadce tak długo balował w Warszawie, że wylądował na Barce niemal do wschodu słońca. Po katowickim występie na pewno będzie bawił się w tłumie z innymi.

Naszą recenzję Celebration Rock znajdziecie tutaj.
Polecamy wywiad z Davidem Prowse'em, perkusistą Japandroids!


Molesta Ewenement

„Po prostu Ewenement to ziomale z Ursynowa .Pele, Pele chłopaczyna z północnej Pragi. Klima, Klima. Wiesz nie wiesz o co chodzi, to weź się kurwa dowiedz” – w taki sposób ze słuchaczami witali się chłopacy z Molesta Ewenement na swojej drugiej płycie. Na OFF Festivalu nie będzie jednak „Ewenementu”, nie będzie też „Kto jest kto” czy „Co jest nauczane”, ale będą kawałki jeszcze z czasów Mystic Molesta. Zadebiutowali w 1998 roku albumem (a w moim przypadku kasetą) Skandal – wydawnictwem, które namieszało w polskim światku hip-hopowym, a swoim fenomenem dorobiło się statusu złotej płyty (co kiedyś było duuuużym osiągnięciem). Jak ważny był to album, niech poświadczy chociażby bardzo ładna i wnikliwa recenzja u kolegów z Porcys oraz wymienienie „Się żyje” na liście 120 najważniejszych polskich utworów hip-hopowych według T-Mobile Music. Dla wielu osób Skandal był pierwszym kontaktem z rodzimym rapem, dla wielu to właśnie Molesta uchodzi za legendy hip-hopu w Polsce. I nawet jeśli potem (po Ewenemencie) coś przestało stykać, to Skandal naprawdę był skandalem. A „Wiedziałem, że tak będzie”, „Armagedon”, „Osiedlowe akcje”, „P.K.U (Patrz komu ufasz)” i właśnie „Się żyje” – hymnami lat dziewięćdziesiątych w Polsce. Niejednej osobie, niekoniecznie siedzącej w obecnym hip-hopie, łezka się zakręci w oku podczas tego koncertu.




My Bloody Valentine

O nich powiedziano i napisano tak wiele, że tak naprawdę nie ma co się rozpisywać. To chyba jeden z najbardziej zwlekających i oszukujących zespołów na świecie. Ileż to lat zapowiadali następcę rewelacyjnego Loveless? A ile miesięcy skrzętnie dozowali informacje i przesuwali premierę płyty, którą ostatecznie nazwali - bardzo twórczo zresztą - m b v? Nieważne, fani czekali i czekali długo. Prawda jest taka, że nawet jeśli się o My Bloody Valentine zapomniało (bo ileż można słuchać tych samych piosenek?), to machina zwana promocją rozbudziła pod koniec ubiegłego roku oczekiwania. I w końcu przyszedł ten dzień, a raczej późna noc. Serwer padł, a świat - w szczególności facebooka - obiegły takie grafiki jak ta:
O koncercie w Polsce mówiło się cicho od dawna, ale raczej w formie gdybań i marzeń. Aż przyszły ogłoszenia na OFF Festival i... rozpoczęły się marudzenia. Bo wiadomo - internet z łaciny oznacza "miejsce, w którym bez przeszkód można na siebie jeździć" - i od razu wyszło szydło z wora - koncerty MBV są nudne, niewyraźne i nic nie słychać, a lepiej iść na modne drony. Czego by jednak nie mówić pisać, na ten gig będzie czekać większość, a tłumy gwarantowane. 
A naszą recenzję m b v znajdziecie tutaj.



Veronica Falls

Prosto, ckliwie romantycznie i o miłości – tak grają Veronica Falls i w żadnym wypadku nie jest to zarzut. Anglicy w okresie 2011-2013 zdołali nagrać dwa równe i przede wszystkim dobre albumy, zyskali sympatię krytyków i słuchaczy. Na OFF Festivalu powinni byli wystąpić już po wydaniu Veronica Falls, ale zaproszenie po Waiting For Something to Happen wydaje się być lepiej uzasadnione. Veronica Falls grają prawdziwie gówniarski indie-pop w odsłonie lo-fi, który garściami czerpie z dokonań Television, Belle and Sebastian czy The Pastels, a który spokojnie można porównać chociażby do modnych obecnie Haim, The History of Apple Pie, Vivian Girls czy The Pains of Being Pure at Heart. Zarzut? Znowu nie, bo mimo tego rozmarzonego i czasem zbyt słodkiego wydźwięku, to kawał naprawdę dobrej muzyki. Veronica Falls powracają do czasów z licealnych korytarzy i szkolnych boisk. Gówniarskie uczucia, proste uczucia.
Naszą recenzję Veronica Falls znajdziecie tu.
Naszą recenzję Waiting For Something to Happen znajdziecie tu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.