FORSA, SŁAWA I TE INNE...;/, czyli
dobrze odrobiona lekcja z indie
Cofnijmy się do 2012 roku. Z Jarocina na podium X Factor, czyli Dawid Podsiadło, wokalista. Z jednej strony dziecko swoich czasów, talent shows i przemysłu karier ich uczestników, który nad Wisła dopiero w bólach się rodzi – do popularności One Direction, nawet na krajową skalę, wciąż nam daleko, ale mamy choćby wracającego od czasu do czasu Gienka Loskę czy dorobek Eweliny Lisowskiej liczony w milionach wyświetleń (jakie czasy taka waluta), notabene koleżanki Dawida z tej samej edycji. Z drugiej strony zbijający głosy publiki na swojej, pojedźmy banałem, codzienności i szczerości chłopaka z Dąbrowy Górniczej, niezmanierowanego talentu zza mikrofonu w Curly Heads.
Minął rok, bilans Dawida wypada
równie zgrabnie: zwycięstwo w sztandarowym programie tefałenu wzbogaciło go nie
tylko o suty czek, ale również o kapitał znacznie ważniejszy w branży
muzycznej, doświadczenia, znajomości i famę „kolesia z ekranu”; w efekcie
współpracy z nim na płycie Comfort and
Happiness podjął się Bogdan Kondracki, komponujący już choćby dla Brodki; sprytny
ruch jak dla muzyka z epizodem w talent show, czyż nie? Co ciekawe, prace nad
albumem rozpoczęły się już na fali sukcesu Dawida, ale jeszcze przed jego
zwycięstwem, co może sugerować, że powodem umowy wydawniczej były nie same
tylko względy komercyjne… może to naiwność przemawia przeze mnie, ale,
zwłaszcza po odsłuchu, wietrzę tu trop.
Podstawowe pytanie wciąż brzmi
jednak – czy zwycięzca utrzymał dobrą passę?
Tak, bo talent wokalny Dawida
jest niezaprzeczalny; tu nie ma nad czym się rozwodzić, najprościej jest wziąć
wszystkie wypowiedzi jurorów X Factora na jego temat, podzielić przed dwa,
potem skreślić dwa zera od końca i voila (to wciąż będzie och i ach). Bawi się
w „No”, tonąc w tonach zgrabnie nastraja nastroje w „I’m searching”, smuci w „Vitane”;
nie można mieć również zarzutów do
niezbyt rewolucyjnych, ale jak najbardziej udanych, utkanych z bogatego
instrumentarium aranżacji Kondrackiego – zwróćcie uwagę choćby na drugą połowę
„Nieznajomego”, gdzie klasyczna Pinkfloydowska solówka robi miejsce dla mocnej wokalnej
pointy niczym w zeszłorocznym „Pyramids” Oceana, oryginalnie wypada też
początek „Elephant”, gdzie z drone’owych fal wyłania się elektroniczna imitacja
odgłosów… kury, zresztą sprawdźcie sobie sami. Podobnie rzecz ma się z współautorką
dwóch utworów polskojęzycznych na płycie, Karoliną Kozak; choć nie
przeceniałbym Osieckiej w jej piórze, podobnie jak Kondracki pracowali już z
Dawidem i wciąż świetnie się dogadują.
Raczej, bo zabrakło tu towaru
deficytowego w czasach kulturowego konformizmu – odwagi. Słuchając Comfort and Hapinness można odnieść
wrażenie, że Dawid czasem próbuje się ze swoimi idolami z Coldplaya, ale łapie
go strach i wraca na bezpieczne, idylliczne wody folku, czasem z kolei wpada w klimaty
Lenki („Trójkąty&Kwadraty”), ale tu znów brakuje mu przebojowych melodii.
Toteż z całą pewnością jego debiut będzie świetną propozycją dla nielicznego
(ale jakże oddanego!) grona sceptyków nowoczesności, którzy doceniają, że nie
pożarły Dawida, cytuję z jutuba: „FORSA, SŁAWA I TE INNE... ;/”; natomiast o
serca koneserów będzie musiał jeszcze powalczyć.
Wystawiłbym tej płycie jeszcze
jedną drobną laurkę, która z początku może zabrzmi jak przygana – Dawid nie
umie krzyczeć. Gdyby załapał się do ekipy Spielberga kręcącego Park Jurajski,
dostałby mu się profesjonalny trener i po krzyku, całe szczęście tak się nie
stało. Dzięki temu odżywa wspomniane już wrażenie autentyczności. Jeśli ktoś
powie, że to nie fundament we wszelkich odmianach piosenki autorskiej, poezji
śpiewanej, różnej maści Dylanowszczyźnie etc., no to cóż, ja ośmielę się nie
zgodzić.
Podsumowując – cichy debiut
głośnego laureata.
6.5
P.S. DYGRESJA: zobaczymy, jak wypadnie u Dawida tzw. „próba sezonu
ogórkowego” – z muzyką tego rodzaju jest jak z samochodem kupowanym w salonie,
auto traci połowę wartości, gdy z niego wyjedzie, muzyka – gdy wjedzie na
przysłowiowy festyn w Podkowicach. Korzystając z wystawionej przed chwilą oceny
poprowadzę proste równanie: połowa z 6 to 3; 6 – 3 = 3. 3 to słabo. Mam
nadzieję, że Dawid nie musi tu zaglądać by to wiedzieć.
Jacek Wiaderny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.