poniedziałek, 27 maja 2013

Recenzja: Dawid Podsiadło - "Comfort and Happiness" (2013, Sony)

FORSA, SŁAWA I TE INNE...;/, czyli dobrze odrobiona lekcja z indie













Cofnijmy się do 2012 roku. Z Jarocina na podium X Factor, czyli Dawid Podsiadło, wokalista. Z jednej strony dziecko swoich czasów, talent shows i przemysłu karier ich uczestników, który nad Wisła dopiero w bólach się rodzi – do popularności One Direction, nawet na krajową skalę, wciąż nam daleko, ale mamy choćby wracającego od czasu do czasu Gienka Loskę czy dorobek Eweliny Lisowskiej liczony w milionach wyświetleń (jakie czasy taka waluta), notabene koleżanki Dawida z tej samej edycji. Z drugiej strony zbijający głosy publiki na swojej, pojedźmy banałem, codzienności i szczerości chłopaka z Dąbrowy Górniczej, niezmanierowanego talentu zza mikrofonu w Curly Heads.

Minął rok, bilans Dawida wypada równie zgrabnie: zwycięstwo w sztandarowym programie tefałenu wzbogaciło go nie tylko o suty czek, ale również o kapitał znacznie ważniejszy w branży muzycznej, doświadczenia, znajomości i famę „kolesia z ekranu”; w efekcie współpracy z nim na płycie Comfort and Happiness podjął się Bogdan Kondracki, komponujący już choćby dla Brodki; sprytny ruch jak dla muzyka z epizodem w talent show, czyż nie? Co ciekawe, prace nad albumem rozpoczęły się już na fali sukcesu Dawida, ale jeszcze przed jego zwycięstwem, co może sugerować, że powodem umowy wydawniczej były nie same tylko względy komercyjne… może to naiwność przemawia przeze mnie, ale, zwłaszcza po odsłuchu, wietrzę tu trop.

Podstawowe pytanie wciąż brzmi jednak – czy zwycięzca utrzymał dobrą passę?

Podstawowa odpowiedź brzmi – raczej tak.

Tak, bo talent wokalny Dawida jest niezaprzeczalny; tu nie ma nad czym się rozwodzić, najprościej jest wziąć wszystkie wypowiedzi jurorów X Factora na jego temat, podzielić przed dwa, potem skreślić dwa zera od końca i voila (to wciąż będzie och i ach). Bawi się w „No”, tonąc w tonach zgrabnie nastraja nastroje w „I’m searching”, smuci w „Vitane”;  nie można mieć również zarzutów do niezbyt rewolucyjnych, ale jak najbardziej udanych, utkanych z bogatego instrumentarium aranżacji Kondrackiego – zwróćcie uwagę choćby na drugą połowę „Nieznajomego”, gdzie klasyczna Pinkfloydowska solówka robi miejsce dla mocnej wokalnej pointy niczym w zeszłorocznym „Pyramids” Oceana, oryginalnie wypada też początek „Elephant”, gdzie z drone’owych fal wyłania się elektroniczna imitacja odgłosów… kury, zresztą sprawdźcie sobie sami. Podobnie rzecz ma się z współautorką dwóch utworów polskojęzycznych na płycie, Karoliną Kozak; choć nie przeceniałbym Osieckiej w jej piórze, podobnie jak Kondracki pracowali już z Dawidem i wciąż świetnie się dogadują.

Raczej, bo zabrakło tu towaru deficytowego w czasach kulturowego konformizmu – odwagi. Słuchając Comfort and Hapinness można odnieść wrażenie, że Dawid czasem próbuje się ze swoimi idolami z Coldplaya, ale łapie go strach i wraca na bezpieczne, idylliczne wody folku, czasem z kolei wpada w klimaty Lenki („Trójkąty&Kwadraty”), ale tu znów brakuje mu przebojowych melodii. Toteż z całą pewnością jego debiut będzie świetną propozycją dla nielicznego (ale jakże oddanego!) grona sceptyków nowoczesności, którzy doceniają, że nie pożarły Dawida, cytuję z jutuba: „FORSA, SŁAWA I TE INNE... ;/”; natomiast o serca koneserów będzie musiał jeszcze powalczyć.

Wystawiłbym tej płycie jeszcze jedną drobną laurkę, która z początku może zabrzmi jak przygana – Dawid nie umie krzyczeć. Gdyby załapał się do ekipy Spielberga kręcącego Park Jurajski, dostałby mu się profesjonalny trener i po krzyku, całe szczęście tak się nie stało. Dzięki temu odżywa wspomniane już wrażenie autentyczności. Jeśli ktoś powie, że to nie fundament we wszelkich odmianach piosenki autorskiej, poezji śpiewanej, różnej maści Dylanowszczyźnie etc., no to cóż, ja ośmielę się nie zgodzić.

Podsumowując – cichy debiut głośnego laureata.

6.5

P.S. DYGRESJA:  zobaczymy, jak wypadnie u Dawida tzw. „próba sezonu ogórkowego” – z muzyką tego rodzaju jest jak z samochodem kupowanym w salonie, auto traci połowę wartości, gdy z niego wyjedzie, muzyka – gdy wjedzie na przysłowiowy festyn w Podkowicach. Korzystając z wystawionej przed chwilą oceny poprowadzę proste równanie: połowa z 6 to 3; 6 – 3 = 3. 3 to słabo. Mam nadzieję, że Dawid nie musi tu zaglądać by to wiedzieć.

Jacek Wiaderny






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.