piątek, 10 czerwca 2011

Setting The Woods On Fire - Ruins EP (2011, Engineer Records)


Energicznie, z życiem i mocno. Ruins to klasyczna pozycja dla każdego fana post-hardcore’u.






Dobrych płyt screamo na polskiej scenie muzycznej wydano, nie oszukujmy się, niewiele. Przecież nie da się zaliczyć do tego grona katowickiej, byłej już grupy, Hariasen. Oni na dodatek bardziej niż emocore’owi, byli emotowi. Makijaż, płaczący głos wokalisty, teksty poruszające się po tematyce depresyjnej, zmuszającej raczej do myślenia o samobójstwie. O Ed Wood już pisaliśmy (sprawdź recenzję), od Plum również (czek it), od Woody Alien także nam się wspomniało. Ogólnie bieda, mało tego, albo jest nieznane. Na szczęście po dwóch latach Setting The Woods On Fire wracają z drugą płytą. I to jaką!


Debiutancki album z 2009 roku wywołał spore poruszenie. Krytycy i słuchacze zachwycali się, a sami członkowie warszawskiego zespołu wyrobili sobie dobrą markę nie tylko w Polsce, ale na świecie (chociaż czy to dobre podejście? Pierwszy label również pochodził „nie z Polski”). Efekt? Ruins wydano w Engineer Records, amerykańsko-brytyjskiej wytwórni. I chociaż to tylko EP-ka, to siły i hałasu jest więcej niż chociażby na ostatniej płycie The Kills czy Out Of Tune (o Spiętym lepiej nie wspominać). Tak, te zaledwie cztery kawałki potrafią wypełnić przestrzeń chaosem i klimatem Waszyngtonu i San Diego wczesnych lat ’90. To młody Miracle Boy (Dave Mirra), który dopiero opanowuje sztukę robienia bunnyhop, a barspiny zna tylko z opowieści kolegów. To mocno dające słońce, puste ulice przy domkach jednorodzinnych i skejci próbujący „ściemniać” (cóż za oporowe słowo!) triki. W takie okolice przenosi nas STWOF.

Już od samego początku otwierającego EP-kę ”Quickstop” zespół wprowadza słuchaczy w prawdziwy, skumulowany jazgot dźwięków. Mocna perkusja, dynamiczne riffy i wstępny krzyk wokalisty, Marcina Buźniaka każą spodziewać się czegoś masywnego. Oczywiście, jak przystało na szanujący się emocore/screamo, w tego typu produkcjach nie może zabraknąć – obok energicznej deklamacji – melodyjnego śpiewu, coś na podobieństwo płynnego, kalifornijskiego punku (tak, tak – emo to nic innego jak częste przejścia z naparzania gitarowego opakowanego krzykiem w właśnie przyjemny i łagodny śpiew), jednak nie ujmuje to w żadnym wypadku open trackowi.
Natężenie hałasu wzmaga się w singlowym ”December Decay” (za sprawą szaleńczej perkusji), by w końcówce przejść w psychodeliczno-kojącą wstawkę podchodzącą pod post-rockowe inspiracje. Po tym niewątpliwie najsłabszym elemencie sytuację znowu ratuje mordercze tempo gitary w ”3,2,1, Gone” oraz dwugłosowe śpiewanie/skandowanie w pierwszej części utworu. Rozwinięcie pozostawia jednak wiele do życzenia, bowiem chłopacy znacznie zwalniają i dopiero na samo zakończenie przypominają sobie, że mieli grać hardcore w wersji tej „post”. Przestery wgniatają wręcz w ziemię, perkusja jest wyjątkowo twarda i aż czuć ból bębnów, gdy Karol Koszniec daje upust energii na instrumencie.
Jak w piekle co wrażliwszy słuchacz poczuć się może przy odtwarzaniu zamykającego mini album ”We’re Falling”. Hardcore’owe melodie połączone z podchodzącą pod metal wagą ciężką melodii przeplatają się ze spokojnym ‘plumkaniem’, żeby znowu przekroczyć cienką granicę hałasu i kakofonii. Końcowe takty brzmią już tak ”słonecznie-kalifornijsko”.
Ruins pokazują jak duży krok zrobili warszawianie między debiutem a EP-ką. Poprawił się przede wszystkim wokal. Marcin radzi sobie znacznie lepiej z przeskakiwaniem między krzykiem a śpiewem. Również jego głos nabrał bardziej melodyjnej barwy, co oznacza ogromny plus dla zespołu.


EP-ka jest, ogólnie rzecz ujmując, całkiem fajną sprawą. To miła zapowiedź nadchodzącego długogrającego albumu. To także swoisty wyznacznik dalszej drogi, jaką dany zespół w przerwie po debiutanckim krążku obrał. W przypadku Setting The Woods On Fire można spodziewać się naprawdę mocnego pozycyjnie materiału.

8/10 (korciło, aby skoczyć z dziewiątką, ale EP-ka to EP-ka, za mało kawałków, żeby na jednej płycie przejechać całą linię metra, a przy okazji skorzystać z usług WKD)

Piotr Strzemieczny

3 komentarze:

  1. ja tam w ogóle nie rozumie o czym oni śpiewają, ale Marcin powiedział że to nie szkodzi, że o to chodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale do płyty dodadzą książeczkę z tekstami, nieprawdaż? :)

    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  3. z premedytacją nie dodadzą ;b

    Monika

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.