Tegoroczny Soundrive odbędzie się dopiero we wrześniu, ale organizatorzy już teraz odsłonili wszystkie asy. O organizacji tak dużego przedsięwzięcia, jakim jest trzydniowy festiwal, o sponsorach tytularnych, o dobrze artystów i w ogóle o wszystkim - o tym rozmawiamy z Arkadiuszem Hronowskim, pomysłodawcą Soundrive Festu, w naszym specjalnym dziale - Festiwalowa odpytka.
Którą edycję festiwalu w tym
roku organizujesz?
W tym roku to będzie już czwarta edycja Soundrive Fest.
Ilu artystów będzie liczyć finalnie
line-up tegorocznej edycji?
Zagrają 24 kapele - 12 zagranicznych oraz 12 polskich.
Kto przyjeżdża na Twój festiwal?
Na Soundrive Fest przyjeżdża bardzo różnorodna publiczność. Od osiemnastolatków po pięćdziesięciolatków. Najlepsze jest jednak to, że nie ma tam nikogo
przypadkowego. Ludzie przyjeżdżają do nas, bo chcą odkrywać nową muzę i wiedzą,
że u nas jest zajebista, przyjazna, festiwalowa atmosfera. W końcu nie co dzień
masz okazję bawić się w postprodukcyjnych halach w otoczeniu stoczniowych dźwigów.
Czym się kierujesz, dobierając
artystów do line-upu?
Naszą ideą jest odkrywanie muzyki i tym się właśnie kierujemy, bookując artystów.
Najczęściej zapraszamy młodych, mało znanych wykonawców, którzy czasem nie mają
w swoim dorobku nawet płyty, ale są bardzo obiecujący i dobrze rokują. Nie raz
się już zdarzyło, że artysta zagrał u nas, a potem nagle zaczęto go bookować w
Polsce. Tak było, na przykład, ze skandynawskim Haisekaite, które
niedawno grało w Warszawie albo King Khang and The Shrines, którzy wystąpią na
tegorocznym OFF-ie.
Największe urwanie głowy
związane z organizacją festiwalu?
Zabiegamy o to, żeby Soundrive pozostał kameralnym festem, mimo że
cieszy się coraz większą popularnością. Zdarzają się chwile napięcia, ale nie ma
jakichś dramatycznych sytuacji, bo my po prostu lubimy swoją pracę. Ekipa festowa
jest zawsze w pełnej gotowości.
Największa radość związana z
organizacją festiwalu?
To, że mogę pokazywać naszym fanom zajebiste kapele. Takie, po których
przesłuchaniu mi spadają buty. A potem grają koncert na scenie B90 i buty
spadają wszystkim pozostałym, hehe. Jak przychodzą do mnie ludzie po koncertach
i mówią „Stary, ale mega koncert! Skąd ty ich zwiałeś?!”, to jest megasatysfakcja.
Duży sponsor w nazwie festiwalu:
tak czy nie?
Zdecydowanie nie! To zabijanie idei niezależnych festiwali. Soundrive
Fest jest wspierany przez dużych sponsorów, ale czy widzisz tu gdzieś baloniki,
smycze, banery i, nie daj Bóg, ulotki? Nie, bo nasi sponsorzy wiedzą, co i dlaczego
wspierają. Nie muszę im udowadniać, że warto to robić. Oni wiedzą, że to ma
sens tylko wtedy, kiedy wciąż pozostaniemy jako fest alternatywny.
Najtrudniejsze negocjacje miałeś
z...
Wszystkie te, które zakończyły się fiaskiem.
Najdziwniejsze widzimisię
artysty w riderze?
Na Soundrive Fest grają normalni artyści i nie „fisiują”, na
szczęście.
Polscy artyści jako
zapchajdziury czy gwiazdy głównych scen?
Na równi z tymi zagranicznymi. Myślę, że to jedna z tych rzeczy, która
nas wyróżnia. Zdrowe podejście do muzyki. Oczywiście jedni są bardziej znani,
drudzy mniej, ale na Soudrive Fest nie ma headlinerów. Wszystkich traktujemy jak
gwiazdy.
Na co absolutnie nie można sobie
pozwolić, organizując festiwal?
Na brak spiętego budżetu.
Czy festiwal musi równać się
pole namiotowe?
Nie, dlaczego? My jesteśmy w środku miasta, na terenie Stoczni
Gdańskiej. To ma swój niepowtarzalny klimat.
Jaki jest udział mediów w działalności
festiwalu?
Najczęściej pracujemy z pasjonatami, blogerami,
mediami niezależnymi czy niszowymi, którym po prostu zależy na promowaniu
muzyki alternatywnej. Jest jednak kilku porządnych dziennikarzy muzycznych, również w mediach komercyjnych, z którymi nam się dobrze współpracuje.
Festiwal zimą - da się czy się
nie da?
Oczywiście! W B90 mam dwie porządne sceny, zmieści się tam ponad dwa tysiące osób. Na wiosnę zamontowaliśmy ogrzewanie, więc mamy warunki ku temu.
Zresztą odbywają się u nas festy indoorowe, na przykład, dwudniowe święto
muzyki metalowej DOCKMETAL.
Jak zachęcisz czytelników do
udziału w tegorocznej edycji Festu?
Karnety na nasz festiwal kosztują 100 złotych za 3 dni świetnej muzy. To
kwota wręcz symboliczna! Chcemy, aby KAŻDEGO było stać na nasz fest, żeby
wszyscy mieli do niego równy dostęp bez rozróżniania ze względu na zasobność
portfela. Oprócz dwóch scen mamy całą przestrzeń ulicy Elektryków, gdzie także
będą odbywać się live acty. Dodatkowo odbędą się panele dyskusyjne i warsztaty z
udziałem zagranicznych gości z branży muzycznej.
Zacznijcie odkrywać muzykę. Bądźcie niezależni w opinii, nie dajcie
sobie wmówić i sami zdecydujcie, kto jest
dobry!
***
rozmawiał Piotr Strzemieczny
POLECAMY LEKTURĘ:
FESTIWALOWY FLESZ: Soundrive Fest
RECENZJA: We Draw A - Glimpse
RECENZJA: We Draw A - Moments
RECENZJA: Małe Miasta - MM
RECENZJA: Peace - In Love
CZYNNIKI PIERWSZE: Dog Whistle - Dog Whistle
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.