środa, 18 grudnia 2013

Płytowy Grudzień w FYH!: Sony Music Poland - Justin Timberlake, The Strokes, The Bloody Beetroots, Daft Punk, MGMT


Nasza bożonarodzeniowa akcja konkursowo-płytową na FYH! nabrała już niezłego rozpędu. Mikołaj, który przyszedł w tym roku wcześniej, zostawił masę ciekawych albumów do rozdania. Są to najlepsze pozycje publikowane przez oficyny wydawnicze z Polski i innych krajów. A dziś naszym Mikołajem zostało Sony Music Poland, które odpowiada za dostęp nad Wisłą do albumów takich gwiazd jak David Bowie czy Justin Timberlake!

Początków działalności Sony Music Polska nie pamiętają już nawet najstarsi górale. Rodzimy odłam jednej z największych wytwórni, a przy tym i dystrybutora ma historię i katalog oczywiście mniejszy niż w tym głównym, powstałym w Nowym Jorku oddziale, ale na nasz ogródek to i tak spokojnie wystarcza. Czy ktoś kiedyś mógł sobie wyobrazić, by w sklepie dostępne były - i to zaledwie kilka dni po światowej premierze - płyty Justina Timberlake'a, Davida Bowie, Daft Punk (chociaż oni to przecież zawsze byli rozchwytywani) czy The Strokes? Nie wydaje mi się.

Oczywiście, Sony odpowiada też za muzyczne potworki, których popularności nie rozumiemy (chociażby James Arthur), a które na pewno przynoszą duże zyski (Miley Cyrus?). Bądź co bądź, skupmy się na paczkach, które przygotował nasz muzyczny Mikołaj:

Justin Timberlake - The 20/20 Experience 2 of 2

Ten rok należał w ogromnej części do Justina Timberlake'a. Pamiętacie tę zastanawiającą zapowiedź? A pierwszy singiel "Suit & Tie"? A kolejne koncerty i prezentowane na żywo utwory? A potem premierę na iTunes? A potem cały album i zachwyty? A potem "Take Back The Night", ten dyskotekowy hit zapowiadający drugą część The 20/20 Experience? No to jesteśmy w domu. Timberlake w 2013 nagrał dwa porządne albumy, których słucha się przyjemnie - i w domu podczas typowych czynności, i siedząc za rączki z dziewczyną/chłopakiem, i jadąc na imprezę i wracając na kacu, też do domu. Ot, płyta misz-masz, majstersztyk. Jedynka, co tu dużo mówić, była lepsza, choć to może tylko subiektywne odczucie fana, który tyyyyyyyyle lat musiał czekać na album. Ale dwójka również daje radę i koniecznie należy jej posłuchać! Zobaczcie zresztą naszą recenzję.

The Strokes - Comedown Machine

Kto nie bawił się za młodu przy kawałkach The Strokes? Która indie-małolata na początku dwutysięcznych nie szalała za Casablancasem? No właśnie. Teraz się pewnie nikt nie przyzna, chociaż widziałem ostatnio dziewczynę z ładną torbą z napisem The Strokes. I to się ceni. Ceni się też, że chłopakom się chciało i nagrali nową płytę. A czy to dobra płyta? Różne chodziły słuchy, w podsumowaniach rocznych chyba jej nie było, ale czy to ważne? Istotne, że te indiprzeboje mogą znaleźć się na Twojej półce! Zobaczcie zresztą naszą recenzję.

Daft Punk - Random Access Memories

Na tę płytę czekali wszyscy! A jaka premierze towarzyszyła promocja, że Rany Boskie! Klip-zajawka na jednym z festiwali, masa artystów towarzyszących i reklama w warszawskim metrze. Pewnie coś pominąłem, ale co tam. Ważne, że najnowszym albumem Daft Punk przełamali lata milczenia, jeśli oczywiście pominiemy soundtrack do Tron: Legacy. A jaka to była/jest płyta? Przede wszystkim niesiona nieśmiertelnym hitem, który lata we wszystkich rozgłośniach, a który stał się niewątpliwym hymnem lata, "Get Lucky". Ale Random Access Memories to nie tylko jedna piosenka, a płytę należy poznać w całości. Dzięki Płytowemu Grudniowi jest ku temu okazja. Zobaczcie zresztą naszą recenzję.

MGMT - MGMT

Tytuł wskazywałby na brak pomysłu i totalne oderwanie od rzeczywistości. Naprawdę jest odwrotnie. MGMT to zdecydowanie najlepszy album formacji, o co specjalnie trudno nie było, biorąc pod uwagę fakt, że najlepsze kawałki wydali pod nazwą The Management. No ale wracając do samego albumu, to najlepiej oddać głos red. Siarkowskiemu, który idealnie opisał tych kilka kawałków:  Nie jest ona być może różnorodna brzmieniowo, nie jest odkrywcza (wręcz przeciwnie, nostalgiczna), jednak spełnia swój cel bardzo dobrze – przyjemnie się tej płyty słucha. Nie jest to w końcu żadna awangarda, nie ma na tym albumie pokładów artyzmu, to po prostu ciekawie, dobrze zrobiony pop. Zobaczcie zresztą naszą recenzję.  

The Bloody Beetroots - Hide

Fidgety modne były w 2010 i wcześniej. Modne były też w 2011, a nad Wisłą szczególnie rozchwytywane stały się za sprawą tego włoskiego tria. Cóż, Włochy właśnie fidgethouse'ami stały (i chyba nadal stoją). Pięć lat po wydaniu debiutanckiego długograja Romborama nadal modna jest skórzana kurtka, rurki, upiorna maska na twarzy (że pełna anonimowość) i muzyczna dyskotekowa sieczka! A goście, których Bloody Beetroots zaprosili na Hide? Może robić wrażenie, głównie ze względu na Paula McCartneya czy featuringującego wszędzie ostatnio Sama Sparro. Trochę w ich brzmieniu zaszło zmian, a jakich? Walczcie o tę płytę! 

Wszystko, co musicie zrobić, to wysłać nam maila na nasz specjalny adres:plytowygrudzien@fyh.com.pl. W tytule musicie napisać „Konkurs świąteczny: nazwa wytwórni, której płyty rozdajemy” (w tym wypadku „Konkurs świąteczny: Sony Music Poland"). A w treści maila musicie odpowiedzieć na proste pytanie: „Jaki jest Twój album roku?”

W każdej serii będziemy przedstawiać inne wytwórnie i inne albumy. Odpowiedzi możecie do nas przysyłać od dzisiaj do 23 grudnia. W Wigilię wielkie rozwiązanie całości. Podawane przez Was albumy nie muszą być związane z daną wytwórnią. Chodzi o wszystkie wydawnictwa, które ukazały się w 2013 roku.


Ho, ho, ho!

Tekst przygotował Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.