Nie spodziewajcie się tutaj znanych utworów w wersji live, czy też w nowych aranżacjach. Co to, to nie! Mamy tu do czynienia ze swego rodzaju dziennikiem podróży z różnych miejsc, w których znaleźli się wykonawcy. Coby było zabawniej, nagrane za pomocą ogólnie wszystkim znanego urządzenia pod tytułem iPad.
Muszę przyznać, że po poprzedniej płycie zniechęciłam się trochę do Gorillaz, zresztą chyba nie tylko ja, bo chodziły już słuchy o upadku grupy. Ale to były czasy zamierzchłe, bo po The Fall takie pogłoski wydają się zupełną abstrakcją. Gorillaz zabierają nas w niesamowitą podróż, co świetnie oddają wszystkie piosenki na tej płycie, są różnorodne, zupełnie jak odwiedzane przez grupę miejsca. Jaram się tu dosłownie wszystkim podkładami, wokalami, brzmieniem.
Ulubione: Phoner to Arizona, Hillbilly Man, The snake in Dallas
5.5/6
Poś
Zgadzam się. Bardzo fajna płyta i dużo ciekawsza niż Plastic Beach choć moje ulubione nowsze piosenki są właśnie z plastikowej plaży.
OdpowiedzUsuń