niedziela, 21 listopada 2010

French Horn Rebellion - The Infinite Music Of French Horn Rebellion

Czytaliście „Ferdydurke” Gombrowicza? A pamiętacie tam taki fragment o tym, że „Syfon zgwałcił Miętusa w ucho”? No właśnie, otóż na koncercie French Horn Rebellion jako support przed Cut Copy moje uszy zostały zgwałcone, i to nie jeden raz…

Ogólnie ich występ uznać można było za fajny show, pełny interakcji z widownią, dużo żywiołowego zachowania i… i tyle powinno się o tym powiedzieć, bo muzycznie to była klapa. Uszy wykorzystano, momentami również i oczy. Tak się stało ostatnio, że ten „zadziwiająco zdolny” (czytaj przehajpowany) zespół wydał swoją debiutancką płytę zatytułowaną The Infinite Music Of French Horn Rebellion.  Gdzie ta muzyka jest nieskończona, to ja nie wiem. Pewny za to jestem tego, że płytę po wysłuchaniu (nawet niecałym, można i po 2-3 piosenkach, jeśli się jest masochistą) należy nie tyle oddać do Caritasu, ale połamać i stopić (byle nie w kominku, bo sąsiadom i na ulicy będzie śmierdzieć!).

Czternaście kawałków, blisko 55 minut katowania uszu, a przy okazji lansowanie się lookiem  na hipsterów + powielanie popularnych ostatnio trendów. O, tak w skrócie można opisać twórczość dwóch braci pochodzących z Milwaukee - Roberta i Davida Perlick-Molinarich.

Nie rozumiem dlaczego FHR są aż tak lansowani jako „coś nowego na rynku”. To przecież przereklamowany, słaby gatunkowo electropop, jakiś tam dance-pop, ale nie synth-pop, na pewno nie „porywający synth-pop” (tak wymyślił sobie Pitchfork [sic!]) . A tak właśnie opisywani są ci „młodzi zdolni”. To tak, jak gdyby dresy firmy Fila zostały nazywane od teraz smokingami.

Płyta jest słaba, nie wynajduję w niej żadnych nowych brzmień. To powielanie starych formuł, bazowanie na tym, czego możemy słuchać od baaaardzo dawna. Jeśli ich debiutancki singiel Up All Night został wybrany przez BBC1 na singiel tygodnia, a magazyn MixMag jako Elektro Singiel Miesiąca, to coś tu jest nie tak. Lepiej było sobie puścić np. Late Of the Pier i kawałek Focker albo Heartbeat. Doprawdy, to lepsze piosenki.

Ocena: 1.5/6 (bo widziałem na żywo – to było zarazem żenujące i śmieszne. No i jeszcze szacuj dla chłopaków. Nagrać 14 kawałków trwających prawie godzinę – to nie lada wyczyn. Dlatego ta połówka)

Deser

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.