piątek, 11 września 2015

RECENZJA: Patryk Cannon - Momenty




WYTWÓRNIA: Please Feed My Records
WYDANE: 11 maja 2015

Goła pupa na okładce, zachód słońca, plaża, woda. Momenty składają się z muzycznych momentów w liczbie cztery, z czego ostatni to remiks jednego z utworów, który przygotował Rosinski. Wszystko zostaje zatem w rodzinie zwanej Please Feed My Records. Czyli jest dobrze, ciekawie.

Tak jak zresztą w Please Feed My Records bywa. I aż trudno uwierzyć, że ta wytwórnia działa dopiero od niedawna, a Momenty noszą ledwie piętnasty numer katalogowy. Patryk Cannon zabłysnął już w tym roku za sprawą „You're All Dead!”, które ukazało się na kompilacji oficyny. Techniczny i minimalistyczny charakter utworu wyróżniał go spośród pozostałych nagrań na The Compilation. Co otrzymujemy na najnowszej epce Cannona?

No, nie jest już tak samo jak na wspomnianej wcześniej kompilacji. Momenty to utwory ugładzone, pozbawione tego chirurgicznego sznytu, tych metalurgicznych odgłosów. Zamiast tego Patryk zanurza się w delikatne, house'owe melanże, syntezatorowe miniodyseje, które charakteryzuje jeden wspólny czynniki. Wszystkie wybrzmiewają bardzo niezobowiązująco i kojąco. „Born & Burn” rozpoczyna się eightiesowymi klawiszami, które mogą się trochę kojarzyć z Pirxowym Krojcem. Do tego podbijany rytm i mamy obraz całych Momentów. No, może nie do końca, bo utwór tytułowy wnosi sobą więcej ożywienia. Mieniące się klawisze, do tego całkiem wciągająca linia melodyczna i chwytliwy bit. Patryk Cannon nie uderza w pogłosowe, industrialne rejony, ale ta miła dla ucha odsłona jego twórczości nie jest w żadnym wypadku gorsza. 

I została tylko sama esencjonalna sytuacja. Bo dwa ostatnie nagrania to kolejny raz podtrzymanie tezy, że Cannon pojęcie o robieniu elektroniki ma. „A Star is Born” znowu niezobowiązująco uderza w house, a syntezatory w jego wykonaniu brzmią po prostu staromodnie. Remiks Rosinskiego z kolei przedstawia „Born & Burn” z bardziej bezkompromisowym świetle. Mateusz Rosiński w tradycyjny dla niego sposób dodał do oryginału masę szumów i muzycznej agresji, nie przyćmiewając pierwotnego blasku Cannona. 

Wszystko jest muzyką, przedmiotem. To dźwięczy. To bardzo ładne i bardzo trafne zdanie, które może nie oddaje w pełni charakteru Momentów i nagrań Cannona, ale w przypadku muzyki konkretnej byłoby to jak znalazł. A ta epka? No krótka, stanowczo za krótka, pozostawiająca pewien niedosyt i, co za tym idzie, niedosyt, bo można to było wyciągnąć nieco bardziej. 

***

6.5

Piotr Strzemieczny



POLECAMY LEKTURĘ:
RECENZJA: Please Feed My Records - The Compilation
RECENZJA: Verlake - Missing
CZYNNIKI PIERWSZE: rosinski - WONDERFUR

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.