piątek, 11 marca 2011

St. James Hotel - St. James Hotel (2011, Falami)


Czekając na OFF Festival warto zaopatrzyć się w debiut krążek katowickiej formacji St. James Hotel. Już w marcu można spokojnie zacząć wprowadzać się w śląskie, pełne tytoniowego dymu i zapachu whiskey, niezależne klimaty.

Nie będzie oryginalnym rozpoczęcie recenzji od zaznaczenia, że zespół swoją nazwę zaczerpnął z Jesus Of The Moon, utworu Nicka Cave’a. Swoją drogą m.in. tym wykonawcą chłopacy się jarają (co w sumie można wywnioskować po nazwie). Ale zainteresowanie twórczością australijskiego muzyka przekłada się nie tylko na nazwę. To również inspirowanie się mrocznością płynącą z jego grania. Oczywiście porównywanie St. James Hotel do któregokolwiek z projektów płodnego Cave’a byłoby wielkim przegięciem i sporym naciąganiem, niemniej pewne podobieństwa są wyczuwalne. Do spójników jednak nie można zaliczyć głosu wokalisty, Tomasza Pełczyńskiego. Frontman katowickiego bandu śpiewa ekspresyjnie, swój głos odpowiednio próbuje dopasowywać do raz mocnego, raz stonowanego grania kolegów. Czy mu to wychodzi? No niestety nie zawsze. To jest główny minus krążka, bo w niektórych przypadkach wokal po prostu nie daje rady – wyciąga śpiew aż za wysoko, co niezbyt pasuje do jego barwy.

Weźmy na tapetę warstwę muzyczną. Zespół gra blues rocka. Fajnie, lubię. Ale bardziej jednak wciąga mnie to, co nieśmiało przebija się przez surowość bluesowych brzmień, niczym promienie słońca przez chmury we wczesny marcowy dzień, a mianowicie alt-country. Te przebitki są jednak tak niewielkie, że melodie pasujące idealnie do zadymionego pubu, w którym unosi się kojąca woń dobrej, starej whiskey, biorą górę.

St. James Hotel istnieją od dwóch lat. W tym czasie nagrali w maju 2009 roku EP-kę, wystąpili na kilku konkursach piosenki i wygrali festiwal Generacja, dzięki któremu zagrali w ubiegłym roku na OFF Festiwalu, w swoim rodzinnym mieście. Tempo, trzeba przyznać, robi wrażenie.

Urzeka natomiast, mnie jako fana smętnego grania, zamykający krążek Czekając Na Deszcz. Kawałek, w którym fajnie współgrają trzy najważniejsze elementy – muzyka, śpiew oraz tekst. Szczególnie polecam moment piosenki od ‘wjazdu’ deszczu. Fajne wyciszenia, spokojne granie i stonowany wokal.

Debiut chłopakom naprawdę się udał. Są oczywiście słabsze momenty (wspomniany wyżej problem śpiewu, trochę banalne teksty w niektórych przypadkach i ,tutaj dostanę się pod ostrzał krytyki, singlowe Nic Nigdy. Serio, są lepsze kawałki, które śmiało wybrałbym na promowanie krążka), jednak ogólnie płyta na pozytyw. Dlatego warto na dłużej przysiąść do albumu.

Jasne, wiadomo, St. James Hotel nie jest pozycją legendarną, do której będziemy wracać latami. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to płyta mocna. Sama się obroni.

7/10

Piotr Strzemieczny

2 komentarze:

  1. Witam Panie Piotrze.
    Bardzo dziekuje za recenzje naszej płyty- jednak wydaje mi sie że do końca nie rozumie Pan słowa "inspiracja"! Inspiracja to czerpanie a nie plagiat.NIe staramy sie naśladowac bed seeds ani nicka ceva- bo nimi nie jesteśmy. Treaz napisze Panu kilka zespółow z których czerpie inspiracje i jestem ciekaw czy do któregoś nas Pan porówna?
    (the doors, joy division,velvet underground,sade, cinematic orchestra, dead can dance,bauhaus,hendrix, joplin,pogodno,1-2-3,100nka,james brown,ray charles,cash,neil young,santana,Polskie Radio Program 3, kilkanascie książek no i nawet pare fimów by sie znalazło ;)-to akurat jest cześć moich inspiracji-koledzy z zespołu pewnie podaliby jeszcze większy wachlarz zespołów. Co do nazwy to nie do końca jest to tylko miejsce w tekstach ceva ale i mozna znaleźć tą nazwe u dylana (z dylanem tez nie mamy nic wspólnego)
    ST.James Hotel dla Pana wiadomości to "miejsce" bardzo związane z bluesem... i własnie z tego bluesa czerpiemy :)
    Pozdrawiam serdeczne i jeszcze raz dziękuje za szczere słowa recenzji:)
    Tomasz Pełczyński St.James Hotel

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zgadzam się ze zdaniem, że do tego zespołu nie będziemy wracać latami, ja z pewnością będę.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.