poniedziałek, 7 marca 2011

Jaram się muzycznie: Miami Horror – Illumination (2010)‎


Jakoś nie mogę się do końca przekonać do tego albumu, uzbroiłam się nawet w wersję z remixami mając nadzieję, że poprawią one moją opinię. No niestety, nie udało się. 
Nie jest źle, ale mam wrażenie, że większość tych melodii już gdzieś słyszałam. Płyta była produkowana przez dwa lata i gdyby pojawiła się wtedy, pewnie  byłoby lepiej. Jednak teraz większość wykonawców przyzwyczaiła nas już do słodkich wokali (otwierający Echoplex,  czy chociażby późniejsze Holiday, I look to you , Infinite Canyons itd.). Osobiście wolałabym już chyba same wersje instrumentalne, które też nie grzeszą oryginalnością, jednak słucha się ich całkiem dobrze, może też chociaż wtedy płyta tworzyłaby jakąś spójną całość, bo czasem można mieć wrażenie, że mamy do czynienia ze składanką tworzoną przez różnych wykonawców. Na plus idzie to, że piosenki te kojarzą mi się trochę z wakacyjną, luźną i odprężającą atmosferą. Jak dla mnie nadają się idealnie do poleżenia na kacu na pomoście, kiedy jest się zanurzonym trochę w wodzie i przygrzewanym przez słońce. Taki moment, kiedy w sumie jest Ci wszystko jedno co leci, byle za bardzo nie trzepało mózgu. Ale prawda jest taka, że interpretacja tego co usłyszycie zależy już od Was.

Remixy, w które uzbrojona została edycja limitowana też nie wnoszą nic nowego. Zwłaszcza, że zaproszeni wykonawcy skupili się jedynie na kilku piosenkach.

Ulubione: Illuminated, Infinite Canyons, Sumersun

5/10

Poś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.