Oto co serwuje nam trio Bodi Bill pochodzące prosto z Berlina: surowa elektronika połączona z folkowymi elementami, które stopniowo przechodzą w minimale, to wszystko z przeplatane glitchem, by ostatecznie okazało się, że tak właściwie to chodzi o indie.
Prosty, melodyjny, męski wokal i teksty których warto posłuchać. Chyba że macie wasze samopoczucie jest silnie uzależnione od tego co słyszycie, to wtedy nie wsłuchujcie się zbyt uważnie. Bo mimo, że teksty są dość proste, to już sama aranżacja sprawia, że mimowolnie można trochę zamulić.
Pierwszy kawałek jaki usłyszałam, to "Hotel", który przypomina momentami stare, dobre The Knife (to chyba wina żeńskiego wokalu), co sprawiło, że od razu postanowiłam przesłuchać całą płytę. Wówczas okazało się jednak, że pozostałe piosenki są już trochę inne, niż się tego spodziewałam.
Artyści bez problemu poruszają się po szeroko rozumianej elektronice i nie tylko, udowadniając nam, że nie da się ich wsadzić w jakiekolwiek muzyczne granice i schematy. Płyta jest utrzymana raczej w dość melancholijnym, ponurym klimacie. Ale czy ktoś mówił, że będzie pięknie i radośnie? Warto ją przesłuchać dla kilku kawałków, które na pewno będą nam towarzyszyły od czasu do czasu na play liście. Przez różnorodność jaką możemy doświadczyć na What dla każdego znajdzie się coś miłego (dla ucha, bo dla ducha niekoniecznie)
Ulubione: "Pyramiding", "What", "Hotel"
6/10
Poś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.