Kolejna odsłona ‘Jesteśmy sentymentalni’, tym razem, pierwszym razem, coś niepolskiego, ale amerykańskiego, dokładnie –z Detroit. Sufjana Stevensa, bo o nim mowa, opisywaliśmy tutaj już dwukrotnie jego ostatnie wydawnictwa, a na Mówią Na Mieście cofnęliśmy się trochę w czasie, wracając pamięcią do Illinois. Również i teraz odbywamy podróż wstecz – do 2004 roku, kiedy to ten multiinstrumentalista nagrał Seven Swans – płytę wręcz kultową, a moją, z całą pewnością, ulubioną.
Dwanaście piosenek, czterdzieści sześć minut świetnej, nastrojowej muzyki, znakomicie pozwalającej się wyciszyć, odpocząć, czerpać radość z przebywania w samotności. Czyli to wszystko, do czego Sufjan nas przyzwyczaił całą swoją twórczością, zawartą na ‘tylko’ dziesięciu płytach (weźmy pod uwagę fakt, że nagrywa od 2000 roku). Tak naprawdę, to praktycznie każdy kawałek na tym krążku jest wyjątkowy, ma coś w sobie, każdy mógłby stać się hymnem melancholików, jednym zdaniem – każdy jest piękny. I nieważne czy wymienimy w tytule „To Be Alone With You”, „Sister”, „The Dress Looks Nice On You”, czy „He Woke Me Up Again” – każdy prezentuje ten sam, wysoki poziom.
Jak wspominaliśmy wcześniej, Sufjan jest osobą bardzo religijną. To można wyczuć, usłyszeć i zauważyć na każdej jego płycie. Ale Seven Swans jest krążkiem wyjątkowym, najintymniejszym z całego jego dorobku, z jego twórczości. To jego przesłanie, jego dowód wiary, hołd ku Abrahamowi, okazanie miłości i oddania. I tym sposobem mamy na płycie wiele odwołań bezpośrednio do Biblii, jak i sporą ilość cytatów z Pisma Świętego.
Wystarczy wspomnieć „To Be Alone With You”, w którym Stevens śpiewa o poświęceniu Jezusa dla społeczeństwa „You gave your body to the lonely, they took your clothes. You gave up a wife and a family, you gave your ghost; to be alone with me...to be alone with me you went up on a tree”. Ta piosenka zresztą jest zresztą najlepszym nagraniem, wg nas, na Seven Swans.
W the Transfiguration największy chyba obecnie singer/songwriter odwołuje się do przemienienia Jezusa na oczach swoich uczniów – Piotra, Jana i Jakuba, które można znaleźć w ewangelii wg świętego Mateusza.
Sufjan Stevens urzeka na tym krążku również, a może przede wszystkim, prostotą i skromnością. Michigan nagrane było z rozmachem, z użyciem wielu instrumentów. „Łabędzie” są tego zupełnym przeciwieństwem. To wykorzystanie naprawdę niewielu instrumentów, stronienie od perkusji (wymieńcie pięć piosenek – z pamięci – w których ona występuje). To ukłon w stronę instrumentów akustycznych, banjo, akordeonu. To przede wszystkim idealna wersja minimalnej płyty, ascetycznej.
Seven Swans jest genialną płytą. I co z tego, że wypełniona jest od pierwszej do ostatniej sekundy religijnością? Nagrana w rok po „monumentalnym” Michigan, nie będzie razić nawet ateistów. Bo osoby niewierzące i tak będą słuchać czwartego krążka Stevensa z ogromną radością i skupieniem. Tak magiczna jest ta płyta – przyciąga wszystkich.
Piotrek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.