Fani brooklińskiego duetu Matt & Kim na pewno będą zaskoczeni po wysłuchaniu ich najnowszego krążka. Bo „Sidewalks” to płyta, która jest inna, różni się od poprzednich. I może nie chodzi mi tu o irytujący niekiedy, nosowe śpiewo - jęczenie Matta Johnsona, bo to jest jednak niezmienne od trzech LP. Mam tutaj na myśli raczej nowe rozwiązania muzyczne, które są efektem współpracy z Benem Allenem – osobą, która produkowała Deerhunter, Animal Collective (Merriweather Post Pavilion i EP-kę Fall Be Kind), czy także Gnarls Barkley (nie wspominając już o Cee-Lo Green czy Puff Daddy). Na nowej płycie dosłyszeć się możemy inspiracji hip-hopem, bardziej czuć mechaniczną perkusję, niż żywe pałkowanie Kim Schifino. Tylko w niektórych wyjątkach żeńska połówka duetu daje upust swoim muzycznym fantazjom i niechlujnie bębni – tak, jak miała to w zwyczaju na dwóch wcześniejszych wydawnictwach.
Co fajne na tej płycie? To, że zespół, pomimo jednak zauważalnych zmian, nadal jara się radosnymi dźwiękami, Matt zawodzi, jęczy, ale robi to w sposób uroczy, z takim entuzjazmem, że olewa się te niedogodności techniczne i słucha się z przyjemnością. Podśpiewania Kim również nie zawodzą.
Ale jako, że ekipa FYH lubi jednak te smutniejsze kawałki, muszę wspomnieć o Northeast, bardzo klimatycznej, spokojnej piosence, wypełnionej dzwoneczkami (no tak, zbliżają się już przecież Święta!) i pianinem.
Podsumowując, to sprawa wygląda w ten sposób. Od swojego debiutanckiego albumu Matt & Kim przeszli naprawdę długą drogę – z szorstkiego, offowego grania, aż do płyty wielce zelektryzowanej (jak na ich możliwości). Bardzo, ale to bardzo drażnią dźwięki podchodzące pod sample i ta dziwna perkusja, brzmiąca nienaturalnie. Klimatycznie i twórczością „Sidewalks” podchodzi mi pod Passion Pit. A to źle, bo gdybym miał ochotę na takie coś, to sięgnąłbym po M 3 albo Chunk Of Change.
Ocena: 3/6
Deser
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.