... ale tylko.. dobrze.. albo i dostatecznie. Debiutancki album dwudziestoletniej córki Stinga, nie powala na kolana. Jest kompilacją poprawnych elektro-popowych kwaków, które nie zachwycają oryginalną stylistyką czy charakterem.Wydaje się że szorstki głos Coco bardziej pasowałby do surowej muzyki rockowej albo bardziej alternatywnej, eksperymentalnej elektroniki. Ale z tym akurat nie jest tak źle, ponieważ wokal fajnie kontrastuje ze skocznymi rytmami które mu towarzyszą. No cóż, Coco mając takie zaplecze genetyczne trudno żeby miała głos zły, powiem nawet że jest on świetny. Ale, tylko tyle.... płyta wydaje się za słodka.. zbyt dużo tu synkopowanych bitów rodem z lat 80, które się bardzo szybko nudzą... chyba tylko raz ]udało mi się ją przesłuchać od początku do końca. Zamiast tego wolałem puścić sobie tylko moje ulubione piosenki, a mianowicie:
Only Love Can brake Your Heart (bardzo przyjemny, zaskakujący, jakby sprzed dwudziestu lat),
Selfmachine, Caesar (gościnnie Robin) i bardzo taneczny
Quicker i wyprodukowany przez Sub Focusa
Splash .... którego, niestety na tej płycie nie znajdziemy...bo Coco występuje w nim jedynie gościnnie.. ale jest świetny więc uznałem że warto o nim wspomnieć.
Widać że Coco dopiero się rozkręca, mam nadzieję że jej następne produkcje będą bardziej wartościowe i porywające.... szkoda jej głosu, jeśli byłoby inaczej.
5
Tu, dla porównania dwie wersje
Only Love Can Brake Your Heart:
gitarowa: http://www.youtube.com/watch?v=6Vz5BeSeZcI
i, nie gitarowa:
http://www.youtube.com/watch?v=-4yweON2N74
wojtek!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.