poniedziałek, 8 listopada 2010

Cary Brothers - Under Control

Są tacy wykonawcy, do których z łatwością przylegają łatki muzyków serialowych/filmowych. Kojarzymy zaledwie dwie-trzy piosenki z ich twórczości, a gdy ktoś nam powie, że „ten i ten” wydał płytę, to jesteśmy zdziwieni. Tak jest w przypadku Cary Brothers, artysty, którego piosenki mogliśmy usłyszeć w serialach: Scrubs (Hoży Doktorzy), Grey’s Anatomy (Chirurdzy), ER (Ostry Dyżur) i filmach: Garden State (swoją drogą polecam, kapitalny wręcz), The Last Kiss. W przypadku Scrubs, Garden State oraz tego ostatniego filmu, to ścieżki dźwiękowe układał Zach Braff, prywatnie kolega Cary Brothers, oficjalnie dobry aktor i reżyser filmowy. Z pierwszej płyty Cary’ego, jeśli nadal go nie kojarzycie, możecie znać „Blue Eyes” oraz „Ride” – to jego takie eksportowo-telewizyjne kawałki.

Druga, wydana po trzech latach płyta nosi tytuł „Under Control”. I faktycznie chyba sytuacja jest pod kontrolą, gdyż kilka zamieszczonych piosenek już znamy. No OK., może nie znamy, ale na pewno kojarzymy. Skąd? Oczywiście, że z filmów i seriali. „Belong” leciało w Chirurgach, „Alien” i „Can't Take My Eyes Off You” w One Tree Hill (Pogoda na Miłość).
I to jest minus płyty. Obrońcy muzyka urodzonego w Nashville powiedzą, że to wina długich tras koncertowych, przez które nie miał czasu po prostu popracować dłużej nad materiałem. OK., ale w takim razie po co odgrzewać kotlety? Można było wydać EP-ki? Można było. LP to LP, fani wymagają czegoś nowego. Przypadkowi słuchacze tym bardziej. Bo jak to wygląda? Siedzimy sobie przed telewizorem, oglądamy ulubiony serial o lekarzach (wybierzcie sami, w końcu kilka ich było) sprzed kilku lat, a tu nagle lecą w tle kawałki, których słuchaliśmy chwilę wcześniej z najnowszego krążka Cary Brothers. No niefajna sytuacja.

No dobrze, to tyle wprowadzenia, a przechodząc do płyty… OK., żart. Rozbijania materiału na czynniki pierwsze to jednak strata czasu. Fani twórcy „Blue Eyes” kupią płytę bez względu na to, jak ona się prezentuje. A jak się prezentuje? Stosunkowo w porządku, mamy do czynienia ze starą recepturą – melancholijne kawałki, spokojny śpiew wykonany ciepłym głosem. Czyli to samo, co na „Who You Are”. Dodam jeszcze, że całość zamyka bardzo ładne „Can’t Take My Eyes Off You’. Fanem Cary Brothers nigdy wielkim nie byłem, podobało mi się kilka piosenek (z filmów i seriali, a jak!), dlatego mega zachwytu nie ma. Jest za to dobra, klimatyczna płyta z kilkoma starymi kawałkami. 

Ocena: 3.5/6

Deser

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.