poniedziałek, 23 listopada 2015

RECENZJA: The Feral Trees - The Feral Trees





WYTWÓRNIA: Antena Krzyku
WYDANE: 1 czerwca 2015

Prosto z mostu i na temat: Feral Trees nagrali ładną i solidną płytę. Ale bez tych wszystkich achów, ochów i typowań na płytę roku.

Debiutancki album The Feral Trees to nic innego, jak po prostu porządne wydawnictwo. Z lepszymi i gorszymi momentami, choć z przewagą tych pierwszych. I jedno trzeba temu kwartetowi przyznać - atmosferę to oni potrafią stworzyć. Ciężką, melancholijną, jak w tym klubie w drugim sezonie True Detective, gdzie Colin Farrell upijał się w towarzystwie Vince'a Vaughna. Zadymioną i niemal depresyjną. Tak, Feral Trees, a przede wszystkim Moriah Woods ukręcili nieźle jesienną, dołującą płytę. 

Bo debiutancki album zatytułowany po prostu i jakże wymownie The Feral Trees to klasyka bluesowej wizji indie rocka i rockowego spojrzenia na amerykański folk. Trochę takie skrzyżowanie nagrań Hugo Race'a, momentami The Cranberries, momentami też Lyli Foy i Chelsea Wolfe z tej jej akustycznej odsłony, a także i, co można było wywnioskować z tej atmosfery TD, Lery Lynn. I wszystko wygląda bardzo ładnie, niemal idealnie, Moriah Woods śpiewa w sposób poruszający, czyli tak, że chce się jej po prostu słuchać z zapartym tchem, zapętla się „Dead Lies” i „Old Growth”, a „Take it to the Grave” otrzymuje specjalne miejsce w sercach fanów. Wcale nie gorzej wypadają „Rustic Bones” ze swoim południowym wydźwiękiem czy balladowe „The Traveller”.

To co na minus? Być może długość albumu, bo gdy The Feral Trees puszcza się na raz, to po pewnym czasie wszystko, no, prawie wszystko, bo perełki wymienione wyżej wybijają się ponad, zaczyna się zlewać. A przez to czujność słuchacza popada w lekkie uśpienie. 

A mimo to TFT zadebiutowali z klasą i w sposób bardzo ładny. 

***

7

Kacper Puchalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.