piątek, 27 listopada 2015

RECENZJA: Beach House - Thank Your Lucky Stars

Beach House - Thank Your Lucky Stars recenzja cover okładka Sub Pop


WYTWÓRNIA: Sub Pop 
WYDANE: 16 października 2015

Cóż, najwyraźniej w czasie tych kilku lat przerwy po Bloom muzykom Beach House nie brakowało inspiracji. W niespełna pięć miesięcy od wydania Depression Cherry Victoria Legrand i Alex Scally zaskoczyli nas swoim kolejnym krążkiem - Thank Your Lucky Stars. O nowym wydawnictwie poinformowali oni fanów na Twitterze dopiero na dziewięć dni przed premierą. Oczywiście to bardzo miła niespodzianka! Więcej pięknych długograjów nie zaszkodzi, pomyślałam. Choć też zdziwiłam się trochę, bo Depression Cherry wydawał mi się dobrym i spójnym albumem, który nie pozostawiał wcale niedosytu. Pomimo, a może jednak dzięki temu, bardzo chętnie przyjrzałam się tej nowości prosto z Sub Popu i chyba znalazłam przyczynę, dla której duet z Baltimore zdecydował się na publikację aż dwóch albumów z rzędu. 

Po dobrej recepcji poprzedniej płyty Beach House znalazłoby się pewnie paru złośliwych, którzy niestety podeszliby do nowego albumu jako do pewnego rodzaju „materiału odrzutu”. Czy rzeczywiście takie wrażenia zostają po odsłuchu Thank Your Lucky Stars? O nie, nic bardziej mylnego! Podział piosenek na dwa albumy jest sprawą właśnie świetnie przemyślaną. Kawałki z Thank Your Lucky Stars zostały nagrane w tym samym czasie, co całe Depression Cherry. Oba krążki w pełni realizują rozmarzono-senną konwencję, której od lat są wierni. Jednak tym, co odróżnia je od siebie jest... nastrój. Thank Your Lucky Stars to album mroczniejszy, więcej w nim niepokojów i smutków. Sam zespół wypowiada się o nowych utworach jako o wielkim odejściu od dotychczasowych poczynań. Ale nawet pomimo tego, słuchacza raczej nie powinno nic zaskoczyć na nowym wydawnictwie. To taki Beach House, który znamy od lat, może tylko faktycznie troszkę bardziej na mroku oparty. Mamy tu wszystko, co do tej pory składało się na ich muzykę - kilkuakordowe, nietrudne sekwencje klawiszowe, częste wykorzystanie efektu organów („Rough song”, „She's so lovely”), brzmienie gitary, co jest delikatne i rozmyte, a czasem zmienia się w przester („One Thing”), wolne tempo utworów, wokale z dużą ilością pogłosu. Jest to więc kolejna wersja sprawdzonej mieszanki, w której może jedni się nie odnajdą, ale drugim przyniesie ona wiele satysfakcji. Przyznam, że należę akurat do tych drugich. Dla mnie Beach House tworzą muzykę, co koi i pomaga jakoś się rozmarzyć, a jednorodność czy stałość, niezmienność dreampopowej konwencji ja sama uważam właśnie za ich największy atut. Podczas odsłuchu płyty koniecznie jeszcze zwróćcie uwagę na dwa ciutkę dynamiczniejsze utwory – „Elegy to the void” (z ciekawym riffem gitarowym Scally'ego) oraz „Majorette”, który po prostu ma potencjał singla. Zresztą „Majorette” to mój totalny ulubieniec, którego zapętliłam sobie na odtwarzaczu i słuchałam przez ostatnie kilka dni na trasie dom-uniwerek-praca. I Wam też to polecam.

Wiecie, Thank Your Lucky Stars otrzymaliśmy według mnie w najlepszym momencie - dni mamy coraz krótsze, za oknem jakoś smutno. Zatem zanim pójdziemy spać, trochę posmućmy się, posłuchajmy nowego Beach House. I też uznajmy, że nasz dreampopowy głód dzięki duetowi z Baltimore został na długo nasycony.


***

8

Zosia Orwat

POLECAMY LEKTURĘ:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.