niedziela, 26 lipca 2015

RECENZJA: Forget about Julia - Forget about Julia



WYTWÓRNIA: wydanie własne
WYDANE: 28 lutego 2015

Dużo w tych wszystkich (kilku) recenzjach debiutanckiego albumu Forget about Julia było słów nieprzemyślanych, trochę rzuconych na wyrost, nazbyt wychwalających płytę. To nie jest jakieś rewelacyjne, powalające na kolana i łamiące serca wydawnictwo. Ot, zbiór kilku lepszych i gorszych piosenek.

Tych lepszych jest chyba więcej, zwłaszcza jeśli popatrzy się na Forget about Julia nie przez pryzmat chamberowo-popowo-folkowy, a po prostu indiepopowy, z elementami chamberowej odsłony folku. To proste piosenki, lekko ckliwe, na pewno bardzo naiwne w swoim wydźwięku, ale taka stylistyka, w ten sposób na ogół pisane są takie utwory. Na pewno nie można przyczepić się do aranżacji, bo te Forget about Julia dopieścili, mimo że całość nagrywana była w domowych warunkach.

Płytę można podzielić na dwie części: jedną pozytywną, drugą lekko opadającą. Do tej pierwszej grupy można zaliczyć „Eyes Wide Open” ocierające się momentami o Andrew Birda, a które łapie słuchaczy tymi wibrującymi w tle pogłosami. „Power Stations” przenosi Forget about Julia w rejony smutnego amerykańskiego songwritingu, przez co ta powolna i delikatna ballada plasuje się w topie płytowych utworów. Te wyciszenia, te spowolnienia melodii, schodzący do niemal szeptu śpiew... To naprawdę ładna piosenka, której dorównuje zamykające wydawnictwo „Winter” - te łamiące się na zakończenie harmonie ujmują pomysłowością i po prostu takim ludzkim, pełnym smutku pierwiastkiem. 

Z drugiej strony kwartet z Mogilna czerpie też z tych gorszych inspiracji. Naiwny pop, który w zamyśle miał być folkiem, a brzmi bardzo komercyjnie, kojarzyć się może z tymi bardziej egzaltowanymi zespołami z naszej rodzimej scenki. Rozmarzenie, ckliwość, melodie niemal dla romantycznych nastolatek. Tak jawią się „Don't Regret”, „Promised Land”, „Time Gamblers”, które wchodzi też w chamberowe rejony momentami; tak samo zresztą jak „Dear Lover”.    

No i jest to dość nierówne wydawnictwo, które ma kilka słabszych momentów, ale „Winter” i „Power Stations” ratują całą tę sytuację, zostawiając w sercach słuchaczy tak melancholijną pustkę. Zwłaszcza po końcówce tego zamykającego Forget about Julia utworu. Przed mogileńskim zespołem jeszcze długa droga, aby wryć się w pamięć większego grona odbiorców, ale pierwszy kroczek chłopcy już postawili. Oby nie był on jedyny, bo będzie głupio!


***

6.5

Agata Pietrowska

POLECAMY LEKTURĘ:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.