WYTWÓRNIA: Latarnia
WYDANE: 19 lutego 2015
Pamiętamy lata dziewięćdziesiąte. Blokowiska z wielkiej płyty, osiedlowa muzyka. Hip-hop, proste bity, nawijka. SYNY wywodzą się z tamtych czasów, duet 1988-Piernikowski, za sprawą debiutanckiego albumu, składa hołd starej szkole, nagrywając Orient w mocno lo-fiowej stylistyce. Tu wszystko do siebie pasuje. I jest to też idealny dowód na to, że można nagrać kapitalną płytę z dużą dawką poczucia humoru i, co najważniejsze, z dystansem do siebie samego.
Orient zbiera różne oceny. Zbiera, a raczej zbierał, bo materiał ukazał się już kilka ładnych tygodni temu. Wiele osób albo nie załapało zamysłu SYNÓW, albo zabrnęli w swoim twardogłowym podejściu do muzyki tak głęboko, że konserwatyzm przesłonił im oczy. A prawda jest taka, że jeśli coś jest zrobione dobrze, jeśli płyta - jako twór jednolity - prezentuje się w porządku, jeśli łączą się ze sobą dwie takie osobowości, musi, po prostu MUSI to być chwytliwe.
A chwytliwe, doprawdy, jest. Słuchając tej płyty, uśmiech na twarzy pojawia się mimowolnie. Duża w tym zasługa tekstów Piernikowskiego, często niewyobrażalnie abstrakcyjnych i o składni, za którą pani od polskiego połamałaby palce linijką, często zabawnych. Bardzo często zabawnych. I chwytliwych. Och, wulgarnych, no tak. Syny, skurwysyny, wszystko jasne.
Muzycznie 1988 stanął na wysokości zadania. Jego bity brzmią jakby były nagrywane na kasety, a potem przegrywane z kasety na kasetę na słabym kaseciaku. Do tego, może niezbyt częste, ale jednak zmiany tematów, odchyły w stronę solowej twórczości Etama Etamskiego i otrzymujemy naprawdę dobre podkłady. Może (znowu może) nie zawsze i nie wszędzie, bo niektóre kawałki mogłyby z Orientu wylecieć, ale całościowo płyta rozpierdala miażdży. Na potrzeby recenzji chwili, aby zbliżyć się do liryczności Roberta Piernikowskiego, będzie trochę przekleństw, NO ALE.
No ale pasują te wszystkie wkurwy, skurwysyny i inne takie, prawda? Nie rażą, zgrabnie wplatają się w opowieści duetu, i te słowne, i te muzyczne, budują aurę albumu, którą SYNY zresztą fajnie opisały w naszych Czynnikach pierwszych. W Synach kluczowy jest luz, brak spiny, który często w innych recenzjach był krytykowany. Nie zgadzam się; obowiązkowy w Oriencie luz na wokalu z miejsca staje się przejrzysty, wyraźny, po prostu chwytliwy. Do ludzi. Nawet jeśli brzmi on, jakby nagrywki rejestrowane były w odległości czterech metrów od mikrofonu, a na tym mikrofonie leżałaby jedna z masek-szmat RSS-ów, tłumiąc teksty, sprawiając, że są gorzej słyszalne. To zaleta dodająca kawałkom swoistego smaczku.
Ale do rzeczy. Sztosem jest „Gonię” i to już od pierwszych wersów: Myśli stopy konie werble / co? / już was nie dogonię / chociaż biegnę, a to wszystko w takt leniwego i abstrakcyjno-misternego podkładu 1988. Jeszcze lepsze są „Hitykamienie” z klasycznym już włanczaj. No i nie zapominajmy o kluczowym dla całego wydawnictwa Syny skurwysyny, w wersji anglojęzycznej (bo i takie mamy teksty w ładnej książeczce): SYNY, motherfuckers. W ogóle Orient to w głównej mierze kapitalna robota Przemka Jankowiaka, który ogarnął bity optymalne dla Piernikowskiego. Kiedy ma być spokojnie, na zwolnionych obrotach, tak właśnie jest („Smutnysyn” czy poplątany, mocno chaotyczny „Supel”), kiedy nawijka jednak wchodzi w szybkie rejony, melodyjnie wszystko pracuje na wysokich obrotach („Wkurw”, „Stoję”).
No i instrumentale, które też robią robotę na Oriencie. Bez nich płyta nie byłaby taka sama, nie byłaby aż tak ciekawa. Co zrobisz, no nic nie zrobisz przy tak postawionej sprawie. SYNY łapią wkurwa, a przy okazji nagrali jeden z ciekawszych okołoawangardowych albumów w tym roku. Czy jeden z lepszych? Ciężko stwierdzić, wszak samo spektrum jest bardzo szerokie, ale, mimo wywoływanych aż tak różnych kontrowersji, Orient to naprawdę pozycja, wobec której nie wypada się nie zakręcić. Z ciekawości, to raz. A dwa, bo to cholernie dobre wydawnictwo.
8
Piotr Strzemieczny
POLECAMY LEKTURĘ:
CZYNNIKI PIERWSZE: SYNY - Orient
WŁANCZAJ
OdpowiedzUsuńBardzo dobre to jest!Sztuka!
OdpowiedzUsuńJa się znam, a inni co myślą inaczej som gupi. To po co publikować takie recenzje skoro są same dla siebie pisane?
OdpowiedzUsuńPłyta moze ciekawa, ale nie jest to coś wysublimowanego. Trochę śmieszni są, a fale bijom.