piątek, 1 maja 2015

RECENZJA: Wilhelm Bras – Visionaries & Vagabonds




WYTWÓRNIA: mik.musik.!.
WYDANE: 16 marca 2015

Piątek. Popołudnie jak każde inne. Trochę lato, ale jeszcze nie do końca. W kebsach wystawiają już ogródki piwne, a liczba dni do inaugurujących lato festiwali spadła już poniżej 100. Co to oznacza?
a) mamy majówkę,
b) niektórzy już powinni zacząć myśleć o sesji,
c) jeszcze inni zaczynają właśnie plan matura na 100% w 3 dni,
d) w końcu można posiedzieć przy otwartym oknie.

Siadłem więc. Lekko chłodnawy jeszcze wiatr nieśmiało wpadał do pokoju, wdmuchując woń kwitnących wokół drzew, a na parapecie przysiadł zbłąkany wróbelek. Wtedy w niezmąconą, sielankową atmosferę wdarł się brutalnie hałas absolutnie nie z tej ziemi. Pan Andrzej spod piątki robi remont? Nic podobnego. A może to pani Krysia piętro niżej odpaliła swój wszystkorobiący robot kuchenny, który zeszłej zimy wcisnął jej akwizytor? Pudło. W takim razie to musi być syn Cieślaków i jego niezniszczalne Atari, jak bum cyk cyk! Cieplej, chociaż trop nadal fałszywy. To po prostu Bras. Wilhelm Bras.

Jak się już wielokrotnie każdy z nas pewnie przekonał, elektronika wcale nie musi być taka, że aż nóżka sama tupie. W tym momencie automatycznie odpadnie pewnie 1/4 potencjalnych odbiorców, ale Wilhelm Bras to właśnie ten styl, który najbardziej docenią prawdziwi koneserzy. Tacy, którzy w towarzystwie mniej lub bardziej wyrafinowanych bitów zgubili mleczaki i doczekali się zębów mądrości. Dla świeżaków materiał może okazać się zwyczajnie zbyt wymagający. Visionaries & Vagabonds to, zdaje się, pozycja dedykowana tym, którzy wolą zmęczyć się, słuchając muzyki, niż puszczać ją w tle do mycia garów. 

Każdy, kto urodził się, kiedy stałe łącze z internetem miał tylko sąsiad trzy domy dalej, na pewno pamięta swój pierwszy modem, działający w systemie impulsowym. I właśnie sygnał wybierania numeru podczas łączenia z siecią był moim pierwszym skojarzeniem, kiedy odpaliłem „Aggressive Mimicry”. Skoro już łączenie z Wilhelmem przebiegło pomyślnie, możemy nacieszyć ucho tym, co Paweł Kulczyński (bo tak ów dżentelmen się nazywa) zmontował w domowych zakamarkach. Tym razem możemy zapomnieć o impulsach, bo dla pełnej obczajki nie wystarczy jedno przesłuchanie.  Visionaries & Vagabonds to zbiór totalnie pojechanych dźwięków, spośród których często trudno wyłowić pojedyncze utwory. Album w zasadzie powinien funkcjonować jako całość, chociaż trzeba przyznać, że mocno eklektyczna. Czasem przyjdzie więc nam dostać ścianą zgrzytów prosto w ryj, innym razem temat wejdzie zupełnie gładko. To niezwykle emocjonująca gra zaskoczeń, chociaż najzupełniej szczerze należy przyznać, że w niektórych momentach aż zanadto wkurwiająca.

W trakcie pierwszego przesłuchania wydanego nakładem mik!musik.!. Visionaries & Vagabonds, wiele razy miałem chwile zwątpienia, chciałem powiedzieć „pas!”. Ci jednak, którzy nie poddali się i dotrwali do końca wiedzą doskonale, że sztuką jest nie wytrzymać, a zrozumieć. Kto zrozumiał, ten na pewno wróci niejeden raz. A kto nie dotrwał, ten ci(a)pa!

7

Miłosz Karbowski


POLECAMY LEKTURĘ:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.