wtorek, 21 kwietnia 2015

RECENZJA: Danka Milewska - Sonoformy




WYTWÓRNIA: Wet Music Records
WYDANE: 30 stycznia 2015

Cofnijmy się do roku 2014, tak odległego i już przez wielu zapomnianego. To właśnie wtedy Danka Milewska otrzymała dofinansowanie od Rafała Bruskiego, prezydenta Bydgoszczy, na nagranie płyty dla... dzieci. W maju przyznano grant, w lipcu, będąc w siódmym miesiącu ciąży, weszła do studia i zarejestrowała materiał, który nazwała Sonoformy

Sonoformy to zbiór sześciu kompozycji, które Danka Milewska przygotowywała w bydgoskim studiu A/V i w ogrodzie botanicznym. To też próba przełożenia na płaszczyznę dźwiękową tego, co działo się z nią i z jej ciałem podczas oczekiwania. Kolaż dźwięków i melodii wygrywanych solo i wspomaganych udziałem Artura Maćkowiaka, właściciela Wet Music, chociażby, oraz masa field recordingowych smaczków. W dużej mierze materiał opiera się, chyba, na improwizacji, a przynajmniej tak brzmią Sonoformy. Bo Danka Milewska z pojedynczych dźwięków swoich instrumentów stworzyła słuchowisko ciekawe i wciągające. Dla wymagających słuchaczy? Z pewnością tak.

„Open heart dress”, utwór otwierający styczniowe wydawnictwo, rozpoczyna się od pojedynczych, luźno wybrzmiewających dźwięków cytry, wygranych jakby niedbale, jakby improwizowanie i nerwowo. To nagranie kreuje niejako atmosferę albumu, ukazuje jego złożoność, wielowarstwowość i tajemniczy charakter. Elektroniczne melodie, za które odpowiada Maćkowiak, rozciągają się leniwie jako tło muzycznych eksperymentów Milewskiej. Znakomicie obrazuje to „Sheshe”, trzeci indeks na płycie. Ambientowe pejzaże unoszą się w powietrzu, natomiast na ziemi swoją anielską próbę przeprowadza na koshi Danka. Między dzwoneczkami szaleńczo tańczy zarejestrowany śpiew Graculi Religiosy. czyli po prostu gwarka czczonego, nadający utworowi złowrogiego wydźwięku, niecierpliwości i pewnej chaotyczności. „Prastulka” ten stan podtrzymuje, jednak ogromna to zasługa Artura Maćkowiaka, który za sprawą swoich komputerowych zabaw przywołuje do nagrania trochę industrialnego chłodu, by za pomocą niemal ambientowych pasaży podkreślić lekkie, niemal usypiające i na pewno rozmarzone mruczenie Danki w końcówce i jej pulsujące dźwięki wygrywane na kalimbie. 

Miażdży swoim charakterem natomiast „Kobiety zachodzącego słońca / 7 years of breastfeeding”, utwór tak spokojny i delikatny, z wprowadzającym w trans śpiewem Milewskiej i kojącymi klawiszami spokojnie prześlizgującymi się w tle. Końcówka, zapętlona niczym pozytywka, nie pozwala nie wrócić do tego utworu kilka razy po wybrzmieniu ostatnich taktów. To najładniejsza piosenka z Sonoform (?), a jeśli doda się do niej tę spokojniejszą, bardziej ułożoną część „Quananau”, to można mówić w tym przypadku jak o muzycznej, płynącej w nieznane odysei. Tym nieznanym jest powracający, chaotyczny śpiew gwarka, burzący dotychczasowy spokój. 

Ładną płytę nagrała Danka Milewska, naprawdę ładną. Pełną niepokojących melodii, tajemniczych dźwięków wygrywanych na raptem trzech instrumentach, z wokalizami zminimalizowanymi do najmniejszej ilości. Do skupienia, do kontemplacji, do spokojnego rozkoszowania się tymi kołyszącymi, zahaczającymi o new new age kompozycjami.

7.5

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.