WYTWÓRNIA: Domino
WYDANE: 13
stycznia 2015
Noah
Lennox wraca z kolejnym albumem. Muszę przyznać, że zupełnie nie
czekałem na nowy odcinek cyklu tworzonego przez Panda Bear, i
poniekąd sam zainteresowany jest winien tej sytuacji. Po
fantastycznym Person Pitch — albumie, który sprawił, że
Lennox stał się prawdziwą gwiazdą niezal światka, follow-up
Tomboy, choć przyzwoity, czerpiący w pewnej mierze z
poetycznych rozwiązań poprzednika (zwłaszcza rozbudowując sferę
chóralnej, Beach Boysowej harmonii wokalnej), jednak nie powalił
już w tym samym stopniu, co wydane w 2007 roku dzieło członka
Animal Collective.
A
właśnie, w nagraniach formacji, z którą związany jest Lennox,
słychać jego wyraźny wpływ. A ma to miejsce od wypuszczenia
Person Pitch, oczywiście (chodzi o WYRAŹNY wpływ, bo
wiadomo, że PB zawsze miał dużo do powiedzenia w zespole). Tak
więc zarówno Merriweather Post Pavilion, jak i Centipede
Hz (choć ten w nieco mniejszym stopniu), to albumy naznaczone
piętnem Pandy. Gdy usłyszałem zapowiedź Meets The Grim Reaper,
czyli „Mr Noah”, poczułem cień tego ostatniego, raczej dość
średniego, jeśli chodzi o możliwości Animal Co., albumu. Stąd
miałem nie tyle obawy przed sięgnięciem po krążek Pandy, ile po
prostu pewną obojętność i brak ciekawości. No ale sięgnąłem i
nie żałuję.
Panda
Bear Meets The Grim Reaper to historia o odnalezieniu spokoju.
Przynajmniej wydaje mi się, że Lennox znalazł drogę, która
pomogła mu pozbyć się lęków i niepokoju związanego z życiem i
śmiercią. Słychać to w czarujących urokliwym pięknem,
astralnych pejzażach „Lonely Wanderer” i „Tropic Of Cancer”
(ten drugi został poświęcony ojcu), gdzie wybrzmiewa ukojenie i
akceptacja roli śmierci. Chyba dlatego nie mogą też dziwić takie
momenty płyty, jak chociażby zapraszający niemal na parkiet
„Principe Real”. Po odwiedzeniu studia robotów z Daft Punk, Noah
zapragnął chyba nagrać coś, co nada się nie tylko do słuchania,
ale i do tańca. I rzeczywiście wyszło całkiem nieźle, choć na
początku nie mogłem tego przełknąć. Na szczęście w porę się
opamiętałem.
W
dodatku w kilku utworach słychać inspirację muzyką dubową, o
czym Lennox mówił w wywiadach. Wsłuchajmy się w „Come To Your
Senses”. Czyż od razu nie da się wyczuć tego charakterystycznego
pulsu rodem z jamajskich ziem (choć płytę nagrywano w Portugalii,
czyli miejscu, gdzie Noah mieszka obecnie)? No właśnie. Podobnie
„Boys Latin”, choć tutaj musimy przedrzeć się przez
producencką maskę świetnie dysponowanego Sonic Booma (nie tylko w
tym tracku rzecz jasna), żeby zauważyć wspomniane wpływy. Do tego
wszystkiego dochodzi specyficzny śpiew Pandy, czerpiący z sixtiesowego
popu (Beach Boys) czy psychodelicznego odrealnienia (powiedzmy, że
Robert Wyatt, choć trudno jednoznacznie wskazać jakiś trop), który
spokojnie można dziś nazwać znakiem rozpoznawczym tego wciąż
młodego muzyka. Jeśli ktoś słucha Radiohead tylko dla głosu
Thoma Yorka, to na pewno są też tacy, którzy słuchają PB tylko
dla głosu Noah Lennoxa. A jeśli tak, to polecam takim osobom opener
„Sequential Circuits” — tu znajdziecie coś dla siebie.
A
jeśli ktoś jednak decyduje się objąć uszami całość, to
polecam cały longplej. Panda Bear Meets The Grim Reaper to
kolejny przystanek na drodze utalentowanego artysty, który, choć nie
porywa i nie wzbudza już tak wielkich emocji, jak przy
wcześniejszych dokonaniach, to jednak wciąż trzyma wysoki poziom,
dla wielu nadal nieosiągalny. Dlatego na klawiaturę cisną się
tylko same dobre słowa. I mam nadzieję, że tak już zostanie.
7
Tomasz Skowyra
POLECAMY LEKTURĘ:
RECENZJA: Panda Bear - Tomboy
RECENZJA: Animal Collective - KEEP cassette
RECENZJA: Animal Collective - Oddsac
RECENZJA: Animal Collective - Centipede Hz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.