poniedziałek, 2 lutego 2015

RECENZJA: Panda Bear - Panda Bear Meets The Grim Reaper



WYTWÓRNIA: Domino
WYDANE: 13 stycznia 2015

Noah Lennox wraca z kolejnym albumem. Muszę przyznać, że zupełnie nie czekałem na nowy odcinek cyklu tworzonego przez Panda Bear, i poniekąd sam zainteresowany jest winien tej sytuacji. Po fantastycznym Person Pitch — albumie, który sprawił, że Lennox stał się prawdziwą gwiazdą niezal światka, follow-up Tomboy, choć przyzwoity, czerpiący w pewnej mierze z poetycznych rozwiązań poprzednika (zwłaszcza rozbudowując sferę chóralnej, Beach Boysowej harmonii wokalnej), jednak nie powalił już w tym samym stopniu, co wydane w 2007 roku dzieło członka Animal Collective.

A właśnie, w nagraniach formacji, z którą związany jest Lennox, słychać jego wyraźny wpływ. A ma to miejsce od wypuszczenia Person Pitch, oczywiście (chodzi o WYRAŹNY wpływ, bo wiadomo, że PB zawsze miał dużo do powiedzenia w zespole). Tak więc zarówno Merriweather Post Pavilion, jak i Centipede Hz (choć ten w nieco mniejszym stopniu), to albumy naznaczone piętnem Pandy. Gdy usłyszałem zapowiedź Meets The Grim Reaper, czyli „Mr Noah”, poczułem cień tego ostatniego, raczej dość średniego, jeśli chodzi o możliwości Animal Co., albumu. Stąd miałem nie tyle obawy przed sięgnięciem po krążek Pandy, ile po prostu pewną obojętność i brak ciekawości. No ale sięgnąłem i nie żałuję.

Panda Bear Meets The Grim Reaper to historia o odnalezieniu spokoju. Przynajmniej wydaje mi się, że Lennox znalazł drogę, która pomogła mu pozbyć się lęków i niepokoju związanego z życiem i śmiercią. Słychać to w czarujących urokliwym pięknem, astralnych pejzażach „Lonely Wanderer” i „Tropic Of Cancer” (ten drugi został poświęcony ojcu), gdzie wybrzmiewa ukojenie i akceptacja roli śmierci. Chyba dlatego nie mogą też dziwić takie momenty płyty, jak chociażby zapraszający niemal na parkiet „Principe Real”. Po odwiedzeniu studia robotów z Daft Punk, Noah zapragnął chyba nagrać coś, co nada się nie tylko do słuchania, ale i do tańca. I rzeczywiście wyszło całkiem nieźle, choć na początku nie mogłem tego przełknąć. Na szczęście w porę się opamiętałem.

W dodatku w kilku utworach słychać inspirację muzyką dubową, o czym Lennox mówił w wywiadach. Wsłuchajmy się w „Come To Your Senses”. Czyż od razu nie da się wyczuć tego charakterystycznego pulsu rodem z jamajskich ziem (choć płytę nagrywano w Portugalii, czyli miejscu, gdzie Noah mieszka obecnie)? No właśnie. Podobnie „Boys Latin”, choć tutaj musimy przedrzeć się przez producencką maskę świetnie dysponowanego Sonic Booma (nie tylko w tym tracku rzecz jasna), żeby zauważyć wspomniane wpływy. Do tego wszystkiego dochodzi specyficzny śpiew Pandy, czerpiący z sixtiesowego popu (Beach Boys) czy psychodelicznego odrealnienia (powiedzmy, że Robert Wyatt, choć trudno jednoznacznie wskazać jakiś trop), który spokojnie można dziś nazwać znakiem rozpoznawczym tego wciąż młodego muzyka. Jeśli ktoś słucha Radiohead tylko dla głosu Thoma Yorka, to na pewno są też tacy, którzy słuchają PB tylko dla głosu Noah Lennoxa. A jeśli tak, to polecam takim osobom opener „Sequential Circuits” — tu znajdziecie coś dla siebie.

A jeśli ktoś jednak decyduje się objąć uszami całość, to polecam cały longplej. Panda Bear Meets The Grim Reaper to kolejny przystanek na drodze utalentowanego artysty, który, choć nie porywa i nie wzbudza już tak wielkich emocji, jak przy wcześniejszych dokonaniach, to jednak wciąż trzyma wysoki poziom, dla wielu nadal nieosiągalny. Dlatego na klawiaturę cisną się tylko same dobre słowa. I mam nadzieję, że tak już zostanie.

7

Tomasz Skowyra

POLECAMY LEKTURĘ:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.