Jak było w Lublinie na koncercie Jazzpospolitej? Utalentowany jazzowy kwarter promował w tamtejszym Centrum Kultury swój najnowszy album, Jazzpo!, a my mamy relację z tego gigu, który opisuje Tomasz Skowyra.
To po
prostu musiał być udany wieczór. Tuż przed koncertem zaczął
delikatnie prószyć śnieg, ale mimo to wcale nie było tak
strasznie zimno. Raczej temperatura rosła z każdą chwilą. Nawet
kiedy wreszcie otworzyły się drzwi, przez które publiczność
(podobno ponad 140 osób — wiem z dobrego źródła) mogła wejść
i zająć miejsca, nadal czułem narastającą ekscytację. No cóż,
naprzeciwko mnie wielki napis JAZZPO!, pora chyba idealna (było po
dwudziestej), miejsca bliskie ideału, obok mnie siedziała urodziwa
niewiasta, a za chwilę miałem zobaczyć jeden z moich ulubionych
obecnie polskich zespołów na scenie. Po krótkim oczekiwaniu,
wprowadzeniu i wreszcie zapowiedzi, na scenie pojawił się cały
kwartet. Muzycy nie wydawali się jakoś mocno zestresowani, po
prostu weszli na scenę i zaczęli grać. I TO JAK.
Występ,
jak wiadomo, miał się opierać w głównej mierze na najnowszej,
świetnej
płycie Jazzpo!,
i tak też było. Zaczęło się wybijanego przez Wojciecha Oleksiaka
wstępu do „Dobrze jest mieć odznakę” i szybko stało się
jasne, że Jazzpospolita tego wieczoru porwie zgromadzonych fanów
jazzu (a może post-rocka? post-jazzu? ech, to nie jest takie łatwe).
Już od samego początku ansambl grał żywiołowo i agresywnie, co
trochę odbiegało od ciepłego soundu albumu, choć niestety sporą
winę za to ponosiła sala, w jakiej odbywał się koncert. Ale tego
wieczoru naprawdę nie chciało mi się aż tak bardzo zwracać na to
uwagi. Ważniejsza była moc i energia, jaka płynęła ze sceny.
Chwilami po prostu chciałem wstać, bo ciężko było mi usiedzieć
w miejscu. Ale mimo to wytrwałem i z WYPIEKAMI
NA TWARZY wysłuchałem znakomity wykon „Balkonów”. Potem
obsługujący bas Stefan Nowakowski zapowiedział „Topniejący
śnieg”, a tak się składa, że to chyba moja ulubiona kompozycja
z najnowszego krążka Jazzpo. Nie muszę mówić, że ten
przepiękny, nawiązujący w pewnym stopniu do impresjonistów w
duchu Satiego czy Debussy'ego (tytuł wręcz wskazuje na to),
pejzaż kompletnie mnie rozłożył — szczególnie druga część,
gdzie palmę pierwszeństwa przejmuje Michał Załęski za klawiszami
wymiotła zupełnie.
Niestety
po tym utworze trochę straciłem rachubę w notowaniu w pamięci
tego, co się dzieje, bo zupełnie pochłonęły mnie dźwięki.
Zostały mi tylko klisze i obrazki. Pamiętam spokojną, wyważoną
impresję „Lot”, pamiętam Michała Przerwę-Tetmajera brzmiącego
niemal jak David Gilmour albo Marc Ribot w wyśmienitych „Oparach”,
które siedząca po mojej lewicy piękna istota skomentowała krótko:
„zajebiste to jest”, trochę wyczerpując temat. Pamiętam
jeszcze brawurową, absolutnie porywającą „Istotę”. Na płycie
jest taki Reichowski
moment na 1:56, spoglądający mocno w stronę Music For 18
Musicians, który w wersji live został trochę
przeinterpretowany, ale i tak całość miała duży ładunek mocy.
No i wreszcie ostatnie, co pamiętam, to MOTOR LUBLIN MOTOR, który
był nie tylko kolejnym świetnie zagranym utworem, ale i miłym
akcentem dla zgromadzonej publiki, za który Jazzpospolita zasługuje
na dożywotni szacun.
A
potem były bisy! W głosowaniu („szybki, wolny czy
niespodzianka?”) wygrała niespodzianka, którą okazała się
wymiana instrumentów na linii Michał Przerwa-Tetmajer (gitara) i
Stefan Nowakowski (bas) oraz Wojciech Oleksiak (perkusja) i Michał Załęski (klawisze) i odegranie w takim kształcie „Balkonów”.
Chyba nikt nie narzekał i raczej wszystkim się podobało, w każdym
razie dla mnie wyszło super. Tak jak nie można narzekać na cały
koncert, który zapamiętamy chyba na długo. A co się działo po
koncercie? Naprawdę pamiętam jak przez mgłę. Pamiętam, że
zrobiło się świątecznie, możliwe też, że przeszedłem przez
kotarę na scenie i przemierzałem zakręcone schody, pamiętam pokój
luster, samoloty, spadochrony, adwokatów i pewnego blondyna, ale
niczego nie jestem do końca pewien. Szczerze mówiąc, wszystko
stopniało w mojej pamięci jak śnieg i dlatego chyba w tym miejscu
powinienem skończyć. I właśnie to robię.
Tomasz Skowyra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.