poniedziałek, 24 listopada 2014

RELACJA: Jazzpospolita w Centrum Kultury w Lublinie

Jak było w Lublinie na koncercie Jazzpospolitej? Utalentowany jazzowy kwarter promował w tamtejszym Centrum Kultury swój najnowszy album, Jazzpo!, a my mamy relację z tego gigu, który opisuje Tomasz Skowyra.

To po prostu musiał być udany wieczór. Tuż przed koncertem zaczął delikatnie prószyć śnieg, ale mimo to wcale nie było tak strasznie zimno. Raczej temperatura rosła z każdą chwilą. Nawet kiedy wreszcie otworzyły się drzwi, przez które publiczność (podobno ponad 140 osób — wiem z dobrego źródła) mogła wejść i zająć miejsca, nadal czułem narastającą ekscytację. No cóż, naprzeciwko mnie wielki napis JAZZPO!, pora chyba idealna (było po dwudziestej), miejsca bliskie ideału, obok mnie siedziała urodziwa niewiasta, a za chwilę miałem zobaczyć jeden z moich ulubionych obecnie polskich zespołów na scenie. Po krótkim oczekiwaniu, wprowadzeniu i wreszcie zapowiedzi, na scenie pojawił się cały kwartet. Muzycy nie wydawali się jakoś mocno zestresowani, po prostu weszli na scenę i zaczęli grać. I TO JAK.

Występ, jak wiadomo, miał się opierać w głównej mierze na najnowszej, świetnej płycie Jazzpo!, i tak też było. Zaczęło się wybijanego przez Wojciecha Oleksiaka wstępu do „Dobrze jest mieć odznakę” i szybko stało się jasne, że Jazzpospolita tego wieczoru porwie zgromadzonych fanów jazzu (a może post-rocka? post-jazzu? ech, to nie jest takie łatwe). Już od samego początku ansambl grał żywiołowo i agresywnie, co trochę odbiegało od ciepłego soundu albumu, choć niestety sporą winę za to ponosiła sala, w jakiej odbywał się koncert. Ale tego wieczoru naprawdę nie chciało mi się aż tak bardzo zwracać na to uwagi. Ważniejsza była moc i energia, jaka płynęła ze sceny. Chwilami po prostu chciałem wstać, bo ciężko było mi usiedzieć w miejscu. Ale mimo to wytrwałem i z WYPIEKAMI NA TWARZY wysłuchałem znakomity wykon „Balkonów”. Potem obsługujący bas Stefan Nowakowski zapowiedział „Topniejący śnieg”, a tak się składa, że to chyba moja ulubiona kompozycja z najnowszego krążka Jazzpo. Nie muszę mówić, że ten przepiękny, nawiązujący w pewnym stopniu do impresjonistów w duchu Satiego czy Debussy'ego (tytuł wręcz wskazuje na to), pejzaż kompletnie mnie rozłożył — szczególnie druga część, gdzie palmę pierwszeństwa przejmuje Michał Załęski za klawiszami wymiotła zupełnie.

Niestety po tym utworze trochę straciłem rachubę w notowaniu w pamięci tego, co się dzieje, bo zupełnie pochłonęły mnie dźwięki. Zostały mi tylko klisze i obrazki. Pamiętam spokojną, wyważoną impresję „Lot”, pamiętam Michała Przerwę-Tetmajera brzmiącego niemal jak David Gilmour albo Marc Ribot w wyśmienitych „Oparach”, które siedząca po mojej lewicy piękna istota skomentowała krótko: „zajebiste to jest”, trochę wyczerpując temat. Pamiętam jeszcze brawurową, absolutnie porywającą „Istotę”. Na płycie jest taki Reichowski moment na 1:56, spoglądający mocno w stronę Music For 18 Musicians, który w wersji live został trochę przeinterpretowany, ale i tak całość miała duży ładunek mocy. No i wreszcie ostatnie, co pamiętam, to MOTOR LUBLIN MOTOR, który był nie tylko kolejnym świetnie zagranym utworem, ale i miłym akcentem dla zgromadzonej publiki, za który Jazzpospolita zasługuje na dożywotni szacun.


A potem były bisy! W głosowaniu („szybki, wolny czy niespodzianka?”) wygrała niespodzianka, którą okazała się wymiana instrumentów na linii Michał Przerwa-Tetmajer (gitara) i Stefan Nowakowski (bas) oraz Wojciech Oleksiak (perkusja) i Michał Załęski (klawisze) i odegranie w takim kształcie „Balkonów”. Chyba nikt nie narzekał i raczej wszystkim się podobało, w każdym razie dla mnie wyszło super. Tak jak nie można narzekać na cały koncert, który zapamiętamy chyba na długo. A co się działo po koncercie? Naprawdę pamiętam jak przez mgłę. Pamiętam, że zrobiło się świątecznie, możliwe też, że przeszedłem przez kotarę na scenie i przemierzałem zakręcone schody, pamiętam pokój luster, samoloty, spadochrony, adwokatów i pewnego blondyna, ale niczego nie jestem do końca pewien. Szczerze mówiąc, wszystko stopniało w mojej pamięci jak śnieg i dlatego chyba w tym miejscu powinienem skończyć. I właśnie to robię.

Tomasz Skowyra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.