Debiutanci z No Values? Szkoła Rossa Robinsona z czasów Relationship
Of Comand!
No Values zajarał kolegę redaktora z
WAFP tak mocno, że napisał chyba najkrótszą recenzję w swojej
recenzenckiej karierze. Cóż, trudno się dziwić, bo równie
bezkompromisowej rzeczy na polskiej post-hardcore'owej scenie nie
było od dawna. Biorąc pod uwagę, że wiele nurtów krystalizuje
się u nas z dużym opóźnieniem, należałoby się zastanowić nad
bluźnierczą kwestią, czy kiedykolwiek ktoś u nas, w ramach tej
stylistyki, brzmiał tak wściekle.
Jeśli kiedyś tak było, to owe kiedyś
było bardzo dawno. Jeśli chodzi o scenę lokalną, rzeczywiście
zdarzają się punkty styczne z takimi kapelami jak Astrid Lindgren,
die Last i legendarnymi Złodziejami Rowerów, ale No Values więcej
czerpie z samego źródełka. Z Fugazi na wysokości In On The
Kill Taker i Happy Go Licky (w
którym Picciotto produkował się wcześniej). Poza tym słychać
echa późnego At The Drive-In i Hot Cross. To wszystko posiekane,
wrzucone do mikserka i rozlane na cztery utwory, które trwają razem
około pięć minut. Tak jak kiedyś hardcore był punkiem (jeszcze
jakoś trzymającym się rock'n'rollowych schematów) w stanie
rozkładu, tak No Values jest post-hardcorem zrywającym ze
strukturą. Nie ma tu czasu na zwrotki i refreny. Nie ma czasu na
nic, co nie byłoby absolutnie niezbędne. Wokalista plasujący się
gdzieś pomiędzy Justinem Trosperem z Unwound a Ianem Curtisem (jak
w spokojniejszym fragmencie „Feelings”). Gitarowy, który
pomiędzy gęste ścieżki wtyka szybkostrzelne motywy, których nie
powstydziłby się Omar ze złotych lat. W końcu, dopełniająca
obrazu zniszczenia bardzo punkowa sekcja.
W ogóle, hej, brzmienie. Przyzwyczajony do garażu, który z przymusu ekonomicznego muszą wybierać rodzime „startujące” zespoły, jestem w ciężkim szoku. Jest jednocześnie kopiąco, surowo, ale też cholernie selektywnie. Szkoła Rossa Robinsona z czasów Relationship Of Comand. Pozostaje tylko tajemnicą, gdzie tak kręcą gałkami. Ja w każdym razie totalnie kupuję ten materiał. Wy też kupcie, bo jest w sieci i za darmo.
8
Mateusz Romanoski
W ogóle, hej, brzmienie. Przyzwyczajony do garażu, który z przymusu ekonomicznego muszą wybierać rodzime „startujące” zespoły, jestem w ciężkim szoku. Jest jednocześnie kopiąco, surowo, ale też cholernie selektywnie. Szkoła Rossa Robinsona z czasów Relationship Of Comand. Pozostaje tylko tajemnicą, gdzie tak kręcą gałkami. Ja w każdym razie totalnie kupuję ten materiał. Wy też kupcie, bo jest w sieci i za darmo.
8
Mateusz Romanoski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.