Portray to rzecz, na której warto zawiesić ucho.
Universe Seed dali się poznać wydaną
dwa lata temu całkiem udaną epką Perfect Machines, która
lądowała gdzieś w punkcie stycznym starego niezalu i indie
wynalazków z początku poprzedniej dekady.
Portray
niespecjalnie zaskakuje, ale też nie rozczarowuje. Jest kolejną na
przestrzeni ostatnich miesięcy pozycją, która z różnym skutkiem
wykorzystuje mniej czy bardziej już ograne patenty. Można by się
za to obrażać, gdyby nie fakt, że numery, przy braku specjalnej
oryginalności, są bardzo hiciarskie. Przy lepszej produkcji i
dobrych intencjach jakiejś wytwórni spokojnie mogłyby śmigać po
gitarowych rozgłośniach.
Zaczyna się trochę przyciężkawo, bo
przygrywka do „Converge Provincional Remedies” brzmi jakby
wczesny Muse grał cover jakiejś hard rockowej legendy. Całe
szczęście na wysokości zwrotki wszystko się zmienia i numer
dryfuje w okolice ostatnich dokonań Plum. Intryguje „Enfant
Terrible” z okolic środkowego Sonic Youth - utwór ewoluuje w
stronę doprawioną dęciakami psychodelii. Później epka nie
zwalnia tempa. Szczególnie cieszy „Abandoned World”, bardzo w
stylu McClusky'ego.
Portray to rzecz, na której
warto zawiesić ucho. Trudno jeszcze pisać o Universe Seed w
kategorii jakiegoś kompletnie unikalnego zjawiska, ale jest tu dużo
potencjału i chłopackiego luzu. Spoza prostego riffowania przebija
się kombinatorskie zacięcie.
6.5
Mateusz Romanoski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.