czwartek, 4 kwietnia 2013

Recenzja: Universe Seed - "Portray" (2013, wyd. własne)


Portray to rzecz, na której warto zawiesić ucho.













Universe Seed dali się poznać wydaną dwa lata temu całkiem udaną epką Perfect Machines, która lądowała gdzieś w punkcie stycznym starego niezalu i indie wynalazków z początku poprzedniej dekady. 

Portray niespecjalnie zaskakuje, ale też nie rozczarowuje. Jest kolejną na przestrzeni ostatnich miesięcy pozycją, która z różnym skutkiem wykorzystuje mniej czy bardziej już ograne patenty. Można by się za to obrażać, gdyby nie fakt, że numery, przy braku specjalnej oryginalności, są bardzo hiciarskie. Przy lepszej produkcji i dobrych intencjach jakiejś wytwórni spokojnie mogłyby śmigać po gitarowych rozgłośniach.

Zaczyna się trochę przyciężkawo, bo przygrywka do „Converge Provincional Remedies” brzmi jakby wczesny Muse grał cover jakiejś hard rockowej legendy. Całe szczęście na wysokości zwrotki wszystko się zmienia i numer dryfuje w okolice ostatnich dokonań Plum. Intryguje „Enfant Terrible” z okolic środkowego Sonic Youth - utwór ewoluuje w stronę doprawioną dęciakami psychodelii. Później epka nie zwalnia tempa. Szczególnie cieszy „Abandoned World”, bardzo w stylu McClusky'ego. 


Portray to rzecz, na której warto zawiesić ucho. Trudno jeszcze pisać o Universe Seed w kategorii jakiegoś kompletnie unikalnego zjawiska, ale jest tu dużo potencjału i chłopackiego luzu. Spoza prostego riffowania przebija się kombinatorskie zacięcie. 

6.5


Mateusz Romanoski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.