Dziesięć utworów i równa godzina muzyki. Hidden Orchestra napracowali się
przy drugim albumie. A jak to wszystko wypada razem?
Otwarcie trzeba przyznać, że Archipelago prezentuje się raz lepiej, raz gorzej. Fani szkockiej formacji nie powinni czuć się zawiedzeni.
Wiele razy pisałem już, że niektóre zespoły posiadają ten sounding kojarzący
się raczej ze starszymi słuchaczami. „Szlachetne brzmienie” – tak to nazwałem.
Nawet jeśli wykonawców pokroju Tindersticks czy Shearwater słucha głównie
wylansowana młodzież (pamiętny hype na Tindersticks w NME), to Hidden Orchestra
bardziej niż do indie-nastolatków skierowani byli (i są) do jazzofilów,
elektrojazzofilów oraz fanów brzmień spod znaku The Cinematic Orchestra.
Wszystkie kawałki, poczynając od otwierającego „Overture” do „Vainamoinen”
są po prostu ładne. Perkusje – są dwie – prezentują raczej łagodne brzmienie,
skrzypce zawodzą z wyczuwalną melancholią, klawisze nadają kompozycją
doniosłości, natomiast cymbały dodają jakiegoś luzu do poważnych melodii.
Wszystkie te instrumenty oddzielnie są fajne, wpadają w ucho i jeśli komuś chce
się bawić w wyłapywanie poszczególnych elementów, słuchając Archipelago będzie miał niezłą frajdę.
Gorzej, gdy wszystkie te dźwięki złączy się w całość. Wtedy, z czasem, może
przyjść lekkie znużenie.
Te błogie, kojarzące się z pokazami mody pokazywanymi na Fashion TV utwory
(„Hushed”, „Vorka”), wiosennymi wycieczkami za miasto („Disquiet”) czy
przesiadywaniem w lounge’owych knajpach z ultrafioletowymi lampami, drogimi
drinkami (niekoniecznie z palemką) i rozłożystymi i miękkimi kanapami oraz
sofami w stylowych obiciach („Flight”, „Vainamoinen”). Momenty napięcia i
ożywienia? Są, w szczególności w „Fourth Wall”, w którym kontrabas i trąbka
odgrywają pierwszoplanowe role. Niepokojem trąci również końcówka „Overture”
najadąc utworowi lekko apokaliptycznego wydźwięku. To samo można powiedzieć o
„Spoken” (wysokość 4:30), kiedy przyśpiesza tempo, instrumenty stają się
bardziej wyraziste i, co tu dłużej mówić, brzmiące pewnie. W tej stylistyce,
prezentującej mroczniejszą i napiętą stronę zespołu, Hidden Orchestra prezentuje
się lepiej, niż w melodiach około lounge’owo-smooth jazzowych.
Nie żeby to była zła płyta, bo Hidden Orchestra nie spisali się gorzej niż
przy okazji debiutu. Szkoci jednak przygotowali album przewidywalny. Ładny i
elegancki, ale przewidywalny.
6
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.