czwartek, 14 czerwca 2012

Recenzja: Wiley – "Evolve Or Be Extinct" (2012, Big Dada)

Wiley należy do tych artystów, którzy nie każą nam zbyt długo czekać na kolejne albumy - średnio co pół roku ukazują się jego nowe pozycję. I tak na początku tego roku na świecie, a w kwietniu w Polsce, pojawiła się już dziewiąta studyjna płyta długogrająca - Evolve Or Be Extinct. Z całą pewnością jest to , jak dotąd, najlepsza produkcja Richarda Cowie.







W wywiadzie dla hiphopDX.com raper stwierdził, że dotarł wreszcie do momentu w swoim życiu, w którym czuje się stuprocentowo rozwinięty jako artysta i po raz pierwszy w życiu stworzył album kompletny, od początku do końca. Wiley nie idzie na kompromis, ma być wszystko albo nic - stąd też wziął się tytuł płyty.
Pamiętacie poprzedni LP Chill Out Zone? Był to lekki i przyjemny krążek r’n’b, idealny na letnie imprezy przy basenie. Mimo że niewiele czasu minęło od tamtej pory, widać duży progres. Nowy krążek jest dość eklektyczny – mamy tu przekrój od grime’u przez hip hop i r’n’b, aż po UK garage. Styl ten można określić jednym słowem – eskibeat, czyli odmiana grime’u charakterystyczna dla Wileya.

Evolve Or Be Extinct
jest dwupłytowy i składa się z dwudziestu dwóch utworów, więc każdy znajdzie tu coś dla siebie: jest imprezowy banger utrzymany w dyskotekowej stylistyce, dynamiczny „Boom Blast”, a także w klimacie r’n’b - „Only Human”, ze spokojnym podkładem fortepianu w roli głównej. To z całą pewnością najbardziej komercyjny utwór na płycie, trochę ckliwy i tylko patrzeć, aż jego teledysk pojawi się na  MTV. Mimo to coś w sobie ma. Może to ten uroczy wokal Tereza’y Delzz?

Zwolennicy kawałka „Numbers In Action” (z albumu 100 Publishing) także znajdą coś dla siebie w bardzo zbliżonym stylistyką „I’m Skanking”. Wiley należy do tych twórców, którzy z samego beatu, własnego głosu i odrobiny bassu są w stanie wyczarować niezły kawałek. Do takich, poza wspomnianym „I’m Skanking”, należy „This Is Just An Album”. Warto dodać, że bass, który robi tło we wszystkich piosenkach na Evolve Or Be Extinct, jest zawsze głęboki i mocno wibrujący, przez co tej płyty po prostu nie da się słuchać po cichu.

Ale nie tylko warstwa muzyczna jest tutaj mistrzowska, bo Wiley wzbija się na wyżyny swoich raperskich możliwości. Dzięki temu wszystkie piosenki nabierają dynamiki. Dobrym przykładem jest tu „Link Up” czy „Weirdo”. Ten drugi bardziej taneczny, nieomal dancehallowy.

Fajnym, minimalnym utworem jest „Immigration”. I tu znów największą rolę poza rapem, odgrywa mocny beat z dodatkiem elektronicznej melodyjki chiptune’owej, coś na modłę ścieżki do Mario Bros. Evolve Or Be Extinct w UK i USA pojawił się w styczniu, co może tłumaczyć obecność piosenki o tytule „Cheer Up It’s Christmas”. To takie trochę inne podejście do muzyki o tematyce świątecznej – co prawda dzwoneczki są, ale jeszcze świątecznego grime’u nie słyszałam.

Wiley, dwojąc się i trojąc, stara się zaspokoić apetyt muzyczny swoich fanów i można powiedzieć, że tym razem naprawdę mu się to udało. Płyta jest na wysokim poziomie. Odcina też grubą krechą jego komercyjny sukces związany z „Wearing My Rolex”. Ale znając Wileya, nie powiedział on jeszcze ostatniego słowa. Dlatego czekam na kolejną pyszną produkcję, która być może pojawi się jeszcze w tym roku.

8/10

Agnieszka Strzemieczna


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.