poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Recenzja: Tindersticks - "The Something Rain" (2012, Constellation)

Najlepszy album Tindersticks od bardzo dawna.










Nawet gdybym nie miał The Something Rain, to przesiadując stosunkowo często w warszawskim Beirucie mógłbym napisać tę recenzję, będąc przy tym całkiem nieźle (żeby nie powiedzieć „bardzo dobrze”) osłuchany z dziewiątą już płytą Tindersticks. Na szczęście album mam, więc nie będzie po łebkach. Ale wpierw w skrócie – to bardzo ładny longplay. Było telegraficznie skrótowo.


Tindersticks nagrali naprawdę dobry album. Elegancja – to słowo nasuwa się jako pierwsze i zagnieżdża się w głowie aż do końca ostatniego na płycie „Goodbye Joe”. Bo jak inaczej rozumieć przejmującą, dziesięciominutową melorecytację w akompaniamencie ambientowo-lounge-jazzowych kompozycji? Zwłaszcza gdy ta muzyka rozwija się i wpasowuje idealnie w ciąg opowiadanej przez Stuarta Staplesa historii. 


The Something Rain przynosi nowość. Nowość nowego (tak, wiem, pleonazm wyszedł) zespołu. Dziewiąta płyta Tindersticks to smętny majstersztyk, dryf po wodach smutku i melancholii. I nieważne, czy melodia będzie wesoła (np. w przypominającym Roxy Music gdy Brian Eno już nie był w zespole, a przed wydaniem Avalon – „Slippin’ Shoes”), smętna („Medicine”), wypełniona namiętnością („Come Inside”) czy niepokojem (free jazzowe „Frozen”), bo wszystkie te utwory są rzewne, zapełnione rozpaczą.

I dojrzałością. Bo dwadzieścia lat na scenie (z małą przerwą), dziewięć albumów i ogromny bagaż życiowych doświadczeń były tą właściwą podstawą do najlepszej od czasów Curtains płyty bandu z Nottingham. Jasne, Falling Down a Mountain był niejako najbardziej spójnym materiałem Tindersticks w ostatnich latach, jednak to najnowsze dzieło Brytyjczyków wymaga ogromnej uwagi i poświęcenia czasu przy słuchaniu tych dziewięciu kompozycji. Bo za każdym razem, gdy włoży się płytę do odtwarzacza/ naciśnie play w iPodzie, kolejne muzyczne zwroty akcji przynoszą coś nowego. I chociaż jest smutno, gdzieś w tych kompozycjach tli się ciepło i swoiste bezpieczeństwo.    

Tindersticks grają muzykę dla trzydziestolatków i „więcej”. Jednak to bardzo ładna muzyka, która przemawia także do ludzi młodszych. The Something Rain nie jest dziełem wybitnym, płyta roku r a c z e j nie zostanie, ale wypełnione jest emocjami i uczuciami przyciągającymi słuchacza. Ją chłonie się całym sercem.

8.5/10

Piotr Strzemieczny


Tindersticks wystąpią w Warszawie na jedynym koncercie w Polsce już 9 maja w Palladium.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.