wtorek, 1 maja 2012

Recenzja: Grimes - "Visions" (2012, Arbutus)

Visions to trzeci, solowy album wydany przez Claire Boucher w ciągu ostatnich dwóch lat.









Ta niezwykła Kanadyjka, od początku swojej kariery muzycznej, z dnia na dzień zdobywa coraz większe uznanie fanów na całym świecie. Grimes, która od samego początku robi muzykę według własnego wyobrażenia i gustu, zbiera właśnie efekty swojej ciężkiej pracy. Po świetnie przyjętym Halfaxa, który ukazał się w zeszłym roku Grimes parę miesięcy temu pochwaliła się kolejnym krążkiem. Album nosi tytuł Visions i klimatem niewiele różni się od swojego poprzednika, jednak wydaje się być dużo bardziej dopracowanym i nastawionym na publikę wydawnictwem. Sama artystka powtarzała w wielu wywiadach, że Visions powstało z myślą o graniu na żywo. Przez to jest bardziej taneczna i żywa, z mniejszą dawką gotyckich, smutnych akcentów. Jednak ten przedziwny i wciągający klimat z poprzednich płyt pozostał ten sam. Dzięki temu Visions jest dziełem niezwykle różnorodnym i ciekawym. Znajdziemy na nim pokręcone i trudne w odsłuchu utwory oraz te bardziej wygładzone i chwytliwe, zachęcające do tańczenia czy radosnego podrygiwania nóżką. Jeśli chodzi o te pierwsze, to nie zawsze są one łagodne dla ucha, choć jest ich na Visions zdecydowanie mniej, w porównaniu z dwoma poprzednimi albumami. Jednak zarówno jedne jak i drugie, świetnie reprezentują to, kim jest i co ma nam do zaoferowania ta urocza Kanadyjka. 


Spośród zebranych na płycie utworów, na pierwszy plan wysuwają się "Genesis", "Oblivion", "Be a body" oraz "Skin" będące najbardziej chwytliwymi i płynnymi kawałkami. Ten drugi jest bez wątpienia najlepszym na płycie. Jeszcze większą radość sprawia, gdy oglądamy towarzyszący mu teledysk. Moimi osobistymi faworytami są te dwa wymienione jako ostatnie. Myślę, że głównie przez to, iż są mniej wyeksploatowane w porównaniu z dwoma pierwszymi. Jeśli chodzi o słabe punkty, to trudno jest je wytknąć Claire. W wielu recenzjach przewija się temat jej głosu: że za wysoki, że brzmi jak Yo-Landi z Die Antwoord albo jedna z wiewiórek z bajki Chip i Dale. Mi to nie przeszkadza, więc nie będę zaliczał tego do wad płyty. Jedyne czego się obawiam, to popadnięcie Claire w rutynę i pozostanie w tym jej małym, bajkowym i onirycznym muzycznym świecie. Bo tak naprawdę, poza wygładzeniem i dodaniem bardziej rytmicznych bitów, Visions nie odróżnia się bardzo od jej zeszłorocznego albumu. Z drugiej strony, Claire ma zaledwie dwadzieścia lat. Wiele jeszcze przed nią, dlatego teraz może robić to, co jej się podoba i w czym się najlepiej sama odnajduje. Ważne, że udało jej się to sprzedać i zdobyć uznanie fanów na całym świecie. Ja jestem jednym z nich i będę bacznie obserwował jak potoczy się jej kariera.

Warto wspomnieć również o tym, że Grimes sama tworzy okładki do swoich wydawnictw. Przy okazji wydania trzeciego albumu mówiła, iż rysunek zdobiący front płyty wykonała myśląc o swojej twórczości: „chciałam aby rysunek był piękny oraz napastliwy i brutalny zarazem, tak jak moja muzyka” (“...something very beautiful, and also very assaulting and violent, like the music.”). Z tą napastliwością może trochę przesadziła, natomiast wydaje mi się, że okładka „Visions” doskonale pasuje do tego, co możemy odnaleźć w środku pudełka. Całość prezentuje się świetnie.

7.5/10


Wojtek Irzyk

1 komentarz:

Zostaw wiadomość.