sobota, 17 września 2011

Toro Y Moi – Freaking Out EP (2011, Carpark)

Chaz Bundick uderza bardziej funkowo.









Underneath The Pine - ostatnia duża płyta Toro Y Moi zebrała, przynajmniej u nas, raczej średnie recenzje (5/6!), szczególnie jeśli przyłożyć je do przehype'u na Causers Of This. Cóż, ja akurat byłem we frakcji mniejszościowej dla której Toro nr 2 może nie miażdży Tora nr 1, ale ma nad nim lekką przewagę kompozytorską i sporą przewagą brzmieniową. Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że dla wielu mniej syntetyczny Toro Y Moi był Torem mniej charakterystycznym.

Pięcioutworowe, bardzo przyjazne Freaking Out EP jest pod względem aranżacji powrotem do „Causers”, a pod względem funkowych zboczeń przypomina niektóre fragmenty z sophomore’a. Hit poziom, jak na Chaza to mniej więcej średnia z małym plusikiem, z wyjątkiem kompletnie wyjątkowego „Saturday Love”, który spokojnie byłby jednym z lepszych fragmentów pierwszego LP. Mamy więc bardzo sympatyczną EP-kę, którą można sobie zapuścić w słoneczny dzień, wbić się w krótkie spodniaszki i sandałki i udawać, że wakacje nigdy się nie kończą.

James Brown nie żyje, Michael Jackson też. Nigdy nie słuchałem za dużo funku i disco. Prawdziwą chilijską falę gra dla mnie tylko Chaz i chillijską falę w jego wykonaniu cenię nawet kiedy surfowanie na niej składnia do kręcenia pupą. Jeśli mieszkacie w Warszawie i zobaczycie kiedyś na mieście tańcującego brodatego z j e b a  to znaczy, że to ja i na Mp3 słucham nowego Toro...całe szczęście kiedy idę na miasto częściej zapuszczam Szybki Szmal, albo jakieś solo Onara. Nieczęsto tańczę (nawet jak jestem upity), więc świadczy to dobitnie o tym, że nowego Toro nie powinienem słuchać zbyt często – mimo że daje radę.

7/10

Mateusz Romanoski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.