czwartek, 25 sierpnia 2011

Tides From Nebula - Earthshine (2011, Mystic)

Bo z płytą post-rockową jest jak z filmem przyrodnicznym...










Z recenzowaniem post-rocka jest jak z oglądaniem filmów przyrodniczych. Niespecjalnie zaskakuje, choć jak wiemy z „Goło i wesoło”, są fetyszyści, którzy się jarają nawet kiedy zwierzęta ze sobą nie kopulują. Przestrzenne granie zresztą jak ulał pasuje, na przykład, jako ścieżka dźwiękowa do jakiegoś filmu o delfinach.


Nie wiem, czy się podjaraliście, ale dobra płyta post-rockowa, na co wpadłem może z pięć minut temu, powinna być jak dobry film przyrodniczy. W sensie, niby wiesz jakie zwierzęta będziesz oglądał, niby wiesz czego się spodziewać, ale (jadąc na przykładzie „Króla Karpackich Lasów”) nie jesteś specjalnie pewien kiedy padną strzały. Jest ryzyko, że czasem troszkę przyśniesz (w przypadku Tides From Nebula ryzyko to może się zwiększyć, bo na nowym albumie czuć ostry flirt z ambientem), ale najważniejsze, żeby strzały w uszy (albo w jelenia) były rozmieszone w dobrych miejscach. Takich, gdzie coś mogłoby wybuchnąć, ale nie wiemy do końca czy wybuchnie.



Słuchanie post-rocka możemy też porównać do grania w sapera po przeczytaniu poradnika. Rozpieprzamy już z zamkniętymi oczami (ewentualnie wyłączonym monitorem) wszystkie levele, ale dalej czujemy dreszczyk emocji klikając na kwadracik. Gdzie sprytny komputer tym razem rozłożył bomby? Bach... Nawet najbardziej wytrawni gracze/słuchacze potrafią natknąć się na wybuchowy kwadracik.

Tak, czy inaczej Tides From Nebula to skład, któremu jako osoba, która nigdy nie potrafiła przejść pierwszego levelu w saperze i nigdy nie była entuzjastą filmów przyrodniczych szczerze kibicuje od pierwszej demówki, no i po Eartshine będę im kibicował dalej, bo to dobra drużyna (szczególnie na koncertach). W porównaniu z Aurą pojechali może mniej hiciarsko, a bardziej klimatycznie, no i całość jest ukręcona pod względem brzmieniowym jeszcze bardziej konkretnie niż poprzednia ukręcona (spod paluszków Preinsnera). 

No i miło się tego słucha, chociaż wiadomo, że to muzyka tylko dla zboczeńców i nikt normalny (chyba, że ma pecha i jakiś post-rockowy skład akurat robi support dla jakiejś normalnej muzyki) tego nie słucha...

7.5/10

Mateusz Romanoski






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.