piątek, 24 czerwca 2011

Thursday - No Devolución (2011, Epitaph)

Miło jest czasem się pomylić, szczególnie kiedy mylimy się w sprawie, bądź co bądź, klasyków new yerseyowskiej post-hardcorowej szkoły. 







Thursday kompletnie zniszczył mnie swoim pierwszym Waiting, jednak kolejne pozycje, mimo że ważone na bazie podobnych składników tak mocno nie uderzały. Z „No devolucion”, podobnie jak z paroma poprzednimi albumami poznałem się na zasadzie – będzie ok, ale na pewno nie aż tak jak na debiucie. Miło jest czasem się pomylić, szczególnie kiedy mylimy się w sprawie, bądź co bądź, klasyków new yerseyowskiej post-hardcorowej szkoły. 
 
Miażdży już pierwszy „Fast to the end” balasujący pomiędzy rozmytymi zwrotkami, a kopiącym refrenem, aż do dopełniającego wrażenia emocjonalnego rollercoastera wywrzeszczanego zakończenia. Przykładów takiego emo oldschoolu jest jeszcze parę – do historii grupy z pewnością przejdzie „Magnets Caught In A Metal Heart” kuszący dodatkowo zabójczą przebojowością. Wydarcia z początku „Open Quotes” kojarzą się z side-projectem frontmana, na tle Thursdaya, dosyć brutalnym United Nations. Powrót do twardszego oblicza bez rezygnacji z melodii cieszy, jednak poza zwyżką poziomu kompozycji niespecjalnie zaskakuje. Przykuwa uwagę za to fakt, że Thursday dołącza do grona, bądź co bądź, dosyć ciężko grających grup wyraźnie zainspirowanych muzyką z lat 80' – The Cure, Depeche Mode. Na przykładzie starej nu-metalowej szkoły spod znaku Deftonesów i Korna można było zaobserwować, że takie połączenie nie musi być obciachem, bardziej prawdopodobne jest, że da zaskakujące efekty. Dobrym przykładem z „No devolucion” jest „No answers”, gdzie po odsączeniu gitar powstałby numer bliski dokonań noworomantycznych melancholików. „A darker forest” z kolei zdradza silną inspirację The Cure z okolic „Wish” (podobna surowość idąca pod rękę z narastającym, dramatycznym klimatem). Utworów, gdzie Thursday udowadnia, że równie blisko im do hardcoru, jak do zimnofalowego klimatu jest więcej – co ważniejsze, są to utwory co najmniej dobre. 

Już sama łatka prekursorów emo, po wypłynięciu takich „rodzynków”, jak My Chemical Romance , większości osób zwyczajnie zrazi. Jednak dla miłośników starej, krzyczącej szkoły, do których należę będzie to jedna z lepszych rzeczy które ujrzały światło dzienne w 2011.

8.5/10
Mateusz Romanoski

3 komentarze:

  1. świetny album.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacja, pozytywnie się zaskoczyłem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo. No Devolucion i Common Existence stoją wiele poziomów wyżej niż cała reszta płyt tego zespołu. To właściwie dzięki nim Thursday wskoczył na listę moich absolutnych muzycznych faworytów. "No Answers", "A Gun In The First Act", "Sparks Against The Sun" "Fast To The End" to absolutne perełki, chociaż cała reszta też jest świetna.
    Nie rozumiem tylko, co Thursday ma do emo. Oni nigdy nie zaliczali się ani do "prawdziwego" emo(tego z lat 80-90), ani tym bardziej koszmarków pokroju Hawthorne Heights czy innych amerykańskich śmieci pop-punku. Stare płyty Thursday to po prostu zwyczajny post-hardcore, a nie żadne emo.

    AshtrayHeart.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.