niedziela, 15 maja 2011

Jaram się muzycznie: Moby - Be The One (2011, EMI Canada)


Moby znudził mi się już jakiś czas temu. Proces odwrotu od jego twórczości charakteryzował się chociażby tym, że nie jarałam się jego obecnością na HOF, a utwory, które kochałam jeszcze kilka lat  temu, stawały się coraz mniej interesujące. W ten sposób muzyka Moby’ego została powoli wchłonięta w głębokie czeluści mojego dysku i zapomniana. 
 


Wiadomości o jego EP-ce specjalnie mnie nie przejęły, aczkolwiek pozostawiły ślad w mojej głowie. Na szczęście! Przypomniałam sobie o niej chwilę przed premierą długogrającego krążka Destroyed. Z racji tego, że nie byłam pewna, czy warto się nim w ogóle interesować, postanowiłam sięgnąć do wydanej jakiś czas temu Be The One.

Muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Byłam przygotowana na piosenki w stylu „Dico Lies”, a tu proszę jaka niespodzianka. Moby postanowił wejść w nurt minimalu połączonego z ambientem. Na tytułowym „Be The One” główną rolę grają syntezatorowe wokale, przez które  z rzadka przebija się cichy głos. Wszystkiemu towarzyszy tło w postaci perkusyjnych dźwięków i gitary, z czasem przybierające na sile i coraz bardziej emocjonalne. „Sewastopol” to  utwór, który pasowałby do ścieżki dźwiękowej z  Berlin Calling. Początek, to szybkie tempo i glitchowe sample, które stopniowo ewoluują, a gdzieś w oddali, jakby ponad wszystkim słyszymy subtelne wokalizy. „Victoria Lucas” to kojące sample i mruczanka, wspierane przez spokojny beat i fortepian.

Powróciła moja wiara w Moby’ego, dlatego z czystym sumieniem polecam jego EP-kę, a za chwilę będziemy się mogli przekonać jak brzmi LP, na który z niecierpliwością czekam. Do tego czasu proponuje jeszcze zapoznać się z teledyskami do utworów z Be The One.

 
Ulubione: wszystkie trzy

8.5/10

Poś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.