czwartek, 7 kwietnia 2011

Wye Oak - Civilian (2011, Merge)

The Knot mogłem słuchać godzinami, a najczęściej przed samym snem. Była to płyta melancholijna, wyciszająca, taka marzycielska, chociaż do debiutanckiego If Children trochę jej brakowało. W międzyczasie była jeszcze EP-ka My Neighbor/My Creation. Teraz czas na trzeci długogrający krążek Wye Oak.





Duet z Baltimore na przestrzeni czterech lat wypuścił trzy LP i jedną mini-płytę. Wynik może robić wrażenie.
I o ile ich pierwszy krążek zwalał z nóg (mocna ósemka), to każdy kolejny materiał spod znaku Wye Oak był coraz słabszy. The Knot brzmiało w porządku, jednak na albumie brakowało dynamiczniejszych utworów w stylu chociażby „Warning”. Na sofomorze wymiatało „Tattoo”. Na EP-ce piosenki były dobrze wyważone – dwie mocniejsze, dwie ballady (plus remix). Civilian natomiast stanowi ciężki żołądź do zgryzienia.

Z jednej strony dalej mamy to, co stanowi o sile zespołu – melodyjne, w większości spokojne ballady o indie popowo-folkowym charakterze. Nadal głos wokalistki, Jenn Wasner brzmi tajemniczo, lekko uwodzicielsko, choć melancholijnie. Bardzo melancholijnie. Z drugiej zaś strony powoli gdzieś zanikła świeżość, jaka biła
z twórczości Amerykanów na wcześniejszych albumach. Piosenki na Civilian przypominają bardziej środki powodujące depresję czy październikowe dni spowite chmurami. Tylko sporadycznie, wyjątkowo przebijają się przez nie promienie słońca (np. akustyczne „Doubt”). Brakuje dynamizmu, członkowie Wye Oak jakby zamknęli się na życie, na nadchodzącą wiosnę (krążek został wydany w marcu), a taka prawdziwa perła, jaką niewątpliwie jest „Holy Holy” stanowi idealne odwzorowanie przysłowia o jaskółce. Co prawda pewnie brzmi również „Dog Eyes”, jednak linia melodyjna rażąco podchodzi pod tę znaną z „Islands” The xx.

Praktycznie od początku działalności duet jest porównywany do Yo La Tengo czy Sonic Youth. Civilian jednak najmniej przypomina twórczość wyżej wymienionych zespołów.

Jest jeszcze coś, Wye Oak zawsze idealnie balansowali między ciszą a hałasem, spokojem
 i melodyjnym bałaganem. Najnowszy krążek jednak odchodzi o tych rozwiązań. Duet Andy Stack- Jenn Wasner powoli odchodzi od żywszego grania, bo więcej tu balladowego, mitycznego grania, mniej zaś mocy. Utworów w stylu „Hot as Day” jest tu jak na lekarstwo. A szkoda.

6/10

Piotr

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.