czwartek, 7 kwietnia 2011

Glasvegas - EUPHORIC /// HEARTBREAK \\\ (2011, Columbia)

Glasvegas jest jednym z zespołów które polubiłem głównie pod wpływem nałogowego oglądania brytyjskiego MTV 2 (teraz Rocks). Bo pomiędzy gniotami typu My Chemical Romanse i Metro Station, czasem na tej stacji leci naprawdę fajna muzyka… żeby nie wspomnieć o moim ulubionym programie pt.  „Gonzo with Alexa Chung” :)


Cieszyłem się na wiadomość, że czwórka z Glasgow wydaje nową płytę. Po ich wielce udanym debiucie i świątecznej Epce liczyłem na płytę chociażby równie dobrą.

Niespełna trzy lata temu urzekła mnie ich prostota i niesamowita zdolność do łapania słuchacza za serce. Wystarczyło się wsłuchać w teksty, aby poczuć pewną więź z wokalistą… a nie jest to zbyt łatwe gdyż akcent  Jamesa Allana jest równie wspaniały co trudny do zrozumienia… ja będąc osobą bardzo dobrze mówiąca po angielsku, w dalszym ciągu mam niesamowite trudności w całkowitym zrozumieniu tego o czym śpiewa frontman zespołu. Z albumem Euphoric/// Heartbreak\\\ jest troszkę inaczej pod względem akcentu, bo tu, o dziwo przeciętny słuchasz ze wschodniej Europy może wszystko zrozumieć… tylko, niestety jakby to troszkę odjęło tej magicznej i tajemniczej otoczki za która tak cenię tę kapelę. Niemniej jednak, album choć już nie emanuje taką świeżością i oryginalnością jak półtora poprzednich, to dalej dostarcza nam fajnych muzycznych wrażeń w dostatecznej ilości. Nie bardzo dobrej… ale dobrej. Nic tylko usiąść z winem gdzieś, gdzie nikt nie patrzy i pić w towarzystwie księżyca… albo dziewczyny… jak kto woli.

Z pośród utworów zebranych na Euphoric/// Heartbreak\\\ na pierwszy plan wybijają się te najbogatsze muzycznie i silne: otwierający The World Is Yours, singlowy Euphoria Take My Hand, Dream, równie dobre Dream, Dreaming i Lots Somethimes oraz niesamowicie przejmujący i smutny Change.

Czy Glasvegas spełniło moje oczekiwania co do jakości ich nowego dzieła? Po części tak i nie. Płyta jest świetna ale nie podoba mi się tak bardzo jak ich debiut. Przede wszystkim pierwszy singiel nie wyróżnia się tak bardzo jak Geraldine z 2008 roku... a może płyta jest równie dobra jak ta pierwsza, tylko nosi brzemię "tej drugiej"... nie wiem... wiem natomiast tyle, że jeśli lubicie smutne rockowe piosenki, zawodzenie wokalisty o szkockim akcencie i niebanalne teksty to ten album jest dla Was. Ja polecam. Ot i cała historia. 
(7/10)




wojtek!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.