środa, 9 lutego 2011

Wywiad: Jazzpospolita - part 1

Zdjęcie pochodzi profilu Myspace
Z chłopakami z Jazzpospolitej umówiliśmy się na na godzinę 21 w Powiększeniu. Szliśmy z myślą 'o, pewnie kolejny przehajpowany przez polskie media zespół (mha, sami przecież dobrze ich oceniliśmy w recenzji, a w podsumowaniu polskich płyt 2010 zajęli miejsce w pierwszej - w sumie to jedynej - dziesiątce), z którym nie da się pogadać o niczym innym, jak tylko konstrukcji klucza wiolinowego' (to oczywiście żart). Baliśmy się, że wyjdzie suchy wywiad, my zadamy nudne pytania, chłopacy odpowiedzą w dwóch zdaniach i sobie pójdziemy. Stało się inaczej. Wyszło długo (dlatego wywiad podzieliliśmy na dwie części, a kasety w dyktafonie zmienialiśmy co chwilę), ciekawie i, tak nam się wydaje, zabawnie. Zresztą sprawdźcie sami.

Fajnie, że zdecydowaliście się porozmawiać z najbardziej opiniotwórczym i hejterskim blogiem. Nie baliście się?

Stefan Nowakowski:
Jesteśmy najbardziej przehajpowanym polskim zespołem jazzowym i zgadzamy się na wszystkie wywiady <śmiech>. Żartuję oczywiście. Osobom, które dogłębnie interesują się muzyką i przy okazji się tym zajmują chętnie udzielamy wywiadów, bo wierzymy, że będzie o czym porozmawiać. Muzycznie jesteśmy z Warszawy, geograficznie również, chociaż gitarzysta, Michał Przerwa-Tetmajer jest z Tarnowa.



Jak w ogóle to wszystko się zaczęło?

Wojtek Oleksiak: Dwuetapowo. Pierwszy etap to było spotkanie moje i Stefana, gdzie graliśmy standardy jazzowe i okazało się, że mamy razem idealny swing <śmiech>. To nas zachęciło do współpracy. Potem nastąpiła pierwsza wolta w historii zespołu, czyli z zajęć w szkole jazzu zeszliśmy do podziemia. Do takiej bardzo klimatycznej piwnicy w starej fabryce. Teraz jest tam szkoła SWPS i tam robiliśmy własne próby. Jeszcze w innym składzie, to znaczy ja i Stefan.
Stefan: Tam wypiliśmy pierwsze piwo!
Wojtek: No tak, i wypaliliśmy pierwsze papierosy. No i tam zawiązała się idea grania, początkowo bardziej w klubową stronę i tak to się zaczęło. W atmosferze oparów absurdu, nocnych prób do rana. Bardzo miło wspominamy tamte czasy.
Stefan: Ale to jednak wskazuje na to, że zespół ma swoje korzenie jazzowe. Bo była mowa o tym jazzie – czy jest, czy go jednak nie ma. I ja właśnie uważam, że jesteśmy zespołem jazzowym. Jazz jest w naszym wykonaniu trochę oszukany, ale nie odżegnujemy się od niego. Niektórzy są mniej lub bardziej z nim związani. Niektórzy nie są. Ale jak nazwa wskazuje i zobowiązuje, nie uciekniemy od niego.
Michał Przerwa-Tetmajer: Dla mnie głupotą jest szufladkowanie, czy nazywanie muzyki. Czy to jest jazz, acid jazz, hip hop, rap czy dubstep…To tylko nazewnictwo.


Kto jest mniej a kto bardziej? Bo wiemy, że ty Stefan lubisz jazz.

Stefan: No tak, ja bardzo lubię jazz, natomiast Wojtek…
Michał: A ja chciałbym powiedzieć, że nie lubię jazzu
Stefan: Oszukujesz!
Michał: (speszony) No dobrze, żartowałem tylko.

Skąd u was te elektroniczne wpływy? No jednak jazz jest tak po połowie. Trochę takie przebłyski, coś dobija się w waszych kawałkach. Ale jest dużo takich dziwnych sampli, jak np. płaczące dziecko…

Wojtek: To nie są sample!
Stefan: Te elektroniczne odgłosy nie-instrumentalne powoduje Michał Załęski – nasz pianista, którego dzisiaj tutaj nie ma. Na całej płycie nie ma żadnych dźwięków niezrobionych przez nas.
Michał: Chciałbym powiedzieć, że żyjemy w takich czasach, gdzie otacza nas tyle dźwięków, że trudno jest nie ulec tym wpływom. Dlatego u nas jest tyle odgłosów, które wydobywamy w sposób tradycyjny. Wiele instrumentów brzmi jak to, co nas otacza. Czyli elektronika i różnego tego typu wstawki.

Wojtku, jesteś ponoć najmniej jazzowym członkiem zespołu. Dlaczego zatem zdecydowałeś się jednak na jazz?

Wojtek: Nie chciałem w sumie tego prostować, ale skoro zostałem wywołany do tablicy… To nie jest prawda, bo ja studiuję na wydziale jazzu u bardzo znanego profesora, jazzmana, który jest historią polskiej muzyki.
Stefan: Jesteś kujonem!
Wojtek: Tak, mam bardzo dobre oceny. Sesja zaliczona, dostałem piątkę z grania standardów jazzowych. To nie jest tak. Ja po prostu mam taką świadomość, że moja wrażliwość muzyczna i moje możliwości wykonawcze nie pozwalają mi na wykonywanie jazzu na takim poziomie, który mnie zadowala. Uważam, że zostało już tyle zrobione, że nie ma sensu powielać tego, co było, a ja nie jestem w stanie zagrać jazzu lepiej niż Wayne Shorter Quartet. To nie jestem ja. Zawsze słuchałem bardzo dużo muzyki elektronicznej, a teraz totalnie poleciałem w dubstep i to jest właśnie to coś, co mnie kręci i gdzie znalazłem prawdziwą inspirację i możliwość łączenia przeróżnych gatunków elektroniki z improwizacją jazzową.

Michał, wspomniałeś, że nie lubisz szufladkować muzyki, nadawać jej łatek. Was nie da się zaszufladkować. Przeglądając np. last.fm jest bardzo wiele tagów. Jak Wy się zapatrujecie na to? Zdanie Michała znam, ale jak wy się zapatrujecie na gatunkowanie zespołów, wymyślanie nowych rodzajów, jak post-dubstep.

Wojtek: Jest takie coś?

Tak, jest!

Wojtek: Nieźle, coś co się rodzi jest już ‘post’. A kto to wymyślił?

James Blake.

Wojtek: O, to jest zajebisty koleś. Nie wiedziałem, że ktoś tak nazwał jego muzykę
Stefan:. Ja jeśli miałbym wybierać coś z kombinacji tych słów, to wybrałbym Dub, który bardzo lubię. Ale z tymi szufladkami to bardziej jednak teoretyczna sprawa. Wiadomo, ktoś coś gra, włączy inaczej, zagra parę dźwięków  inaczej niż pięć lat temu. Potem po dziesięciu latach ktoś o tym pisze i okazuje się, że to był grunge. Pojęcia się zmieniają przecież. Mówi się o Deep Purple jako zespole metalowym. Mówi się o czymś, że było rapem, a potem się okazuje, że jednak nie. To wszystko się bardzo szybko zmienia. Fajne są te szufladki, gdy ktoś sobie szuka tej muzyki. Wtedy pisze po gatunku w np. last.fm czy jakiejkolwiek wyszukiwarce muzycznej. Natomiast z punktu widzenia artystycznego mało kto może o sobie powiedzieć, że gra czysty rodzaj muzyki, jak np. AC/DC

Bo oni cały czas grają to samo!

Stefan: Przyjęło się, że AC/DC grają rock i w ich przypadku to jest proste. Natomiast istnieją przecież takie sytuacje, że będąca na topie w jednym kraju muzyka, w drugim nie jest już praktycznie puszczana. Jak dubstep w Wielkiej Brytanii.
Michał: Ja zmieniłem zdanie!
Wojtek: To może ja powiem. Naszej muzyce daje się dużo określeń. Ale wynika to z tego, że nasza płyta to taki ‘kurczak w pięciu smakach”. Ja w ogóle lubię takie sytuacje, że zespół nagrywa np. dwanaście numerów, a one są od siebie różne. Almost Splendid chyba taka jest. Takie coś nam przynajmniej zarzucano. Szukanie nazwy jednego gatunku dla płyty, która jest zbiorem różnych gatunków połączonych z jazzową improwizacją jest kwadraturą koła. Jedyne określenie, które dla mnie tu pasuje, to crossover.

No właśnie , jak powstają wasze kawałki? Czy macie już coś zaplanowane w głowach, czy jamujecie sobie?

<chłopacy się krzywią>

Nie lubicie tego pytania?

Wojtek: Nie, nie. Na to pytanie odpowiada nasz pianista, ale dzisiaj go tutaj nie ma.
Stefan: To jest jedno z pytań, na które on ma wyłączność. Może ja go po prostu zacytuję?
Wojtek: Cytuj!
Stefan: To jest tak, że przenosimy te numery w nutach. Potem je zmieniamy, wychodzi coś zupełnie innego i właśnie to gramy. Tak to jest. Koncepcje są bardzo różne, bo niektóre numery powstają, że przenosimy bezpośredni zapis nutowy, a niektóre są improwizowane na próbach (śmiech).
Michał: Z trzech numerów powstaje jeden.
Stefan: Generalnie kawałki opierają się na takim pisaniu tradycyjnym, czyli najpierw nuty, ale tak nie jest. Czasem nagrywamy jakąś zajawkę na dyktafon i potem majstrujemy do tego w domu.

Pozwalacie sobie na jakieś improwizacje podczas koncertów? Dajecie np. zagrać solówkę Wojtkowi?

Michał: Wojtek cały czas gra solówkę.
Stefan: Ja też gram cały czas solówkę. Mamy tak w miarę ustalone formy numerów, wiemy jak to ma wyglądać, ale nie jest to tak sztywno trzymane, jak np. Jaga Jazzist, którzy grają od początku do końca płytę. U nas jest tak pośrednio. Jest jakaś koncepcja, ale różnie to wychodzi.
Michał: Ja mam przecież tak, że w utworze „Patrzę przez ambient, oddycham przez dub” zawsze gram coś innego. Nie mam tam żadnego aranżu, jeśli chodzi o melodię.
Stefan: tak jak w „Laszlo”
Michał: Ale w „Laszlo” jest temat. W „Patrzę przez…” nie mam tematu, nie gram go. To jest tylko i wyłącznie solówka. A np. taki utwór jak „Oh” jest zaaranżowany od początku do końca.

A czy w ogóle jesteście zadowoleni z tej płyty. Wiecie jak to jest. Początkowo macie przecież zamysł krążka, a po nagraniu zawsze praktycznie przychodzą myśli, że coś należałoby zmienić.

Stefan: Zasadniczo jesteśmy zadowoleni, że udało ją się nagrać w dobrych warunkach, w dobrym studio, z dobrym realizatorem. Natomiast nie poprzestajemy, chcemy rozwijać się cały czas, grać inną muzykę. A jeżeli chodzi o kawałki, które już nagraliśmy… Na pewno coś byśmy zmienili, poprawili, lepiej zagrali.

Michał: I poprawimy. Poprawimy!
Stefan: No tak, ale jednak jesteśmy zadowoleni. Płyta się podoba, ludzie przychodzą na koncerty. To są czynniki wskazujące, że udało nam się i może nas zadowalać, chociaż nie w pełni i mam nadzieję, że nasze kolejne nagranie będzie lepsze.


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ ;]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.