Kiedy pierwszy raz włączyłem płytę zespołu Maria Celeste moje odczucia były dość, hm, negatywne. Z każdym jednak słuchaniem płyta rośnie. Typowy groover – coś jak najnowsze Radiohead, które lada dzień znajdzie się na Fuck you, Hipsters. Oczywiście tych dwóch pozycji nie wolno porównywać, bo inna muzyka, zespoły inne, no i poziom trochę się różni, jednak tak, płyta z każdym odsłuchem rośnie.
Nie wiem dokładnie gdzie chłopacy z rzeszowsko-krakowskiego zespołu chodzili na kremówki, ale jedno jest pewne – musiało być coś nie tak z tym kremem w ciastku. Dźwięki grane przez Marię Celeste są psychodeliczne, chaotyczne i…dziwne. I wciągające. Niezbyt łatwe w odbiorze. Więc słuchaczu prostych, indie popowych i takich z ‘pierdolnięciem’ dźwięków – nie jest to materiał dla Ciebie.
Zespół powstał pod koniec lat dziewięćdziesiątych w Rzeszowie. Jednak my skupmy się na ich twórczości z okresu krakowskiego, gdzie powstała ich najnowsza płyta Tam Chodziliśmy Na Kremówki. I trzeba przyznać, że stolica Małopolski to chyba najodpowiedniejsze miejsce zarówno dla MC, jak i ich muzyki. Bo jest to twórczość wysoce bohematyczna. Zarówno warstwa muzyczna jak i tekstowa pachnie groteską.
Teksty, ujmując najprościej, są mega abstrakcyjne, wprowadzające słuchacza w świat post-krakowskiej awangardy. Ciężko się połapać o co w nich chodzi i idę o zakład, że gdyby zapytać Bartosza Muchę (wokalista zespołu), to pewnie sam miałby problemy z wyjaśnieniem. Ale wszystko to stanowi idealną fuzję właśnie z muzyką. Psychodeliczne teksty i takie same dźwięki. Melodia? Hm, toż to istny chaos, wręcz katowanie niektórych instrumentów i zabawa w szaleńcze tempo.
Warto zaznaczyć, że nie wszystkie teksty są twórczością zespołu. W Klaustrofobii wykorzystano wiersz Dariusza Bojdy ‘Czy wiesz że’.
Last.fm, czyli alfa i omega gatunków i tagów, mówi, że to math rock. Poniekąd się z tym zgadzam, chociaż jest to bardzo hybrydowy, pełen odnośników do innych rodzajów muzyki, math rock.
5
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.