sobota, 26 lutego 2011

Asobi Seksu - Fluorescene (2011, Polyvinyl)


<ziew> Nie tego się spodziewano po Fluorescene. Po bardzo dobrym debiucie i jeszcze lepszym Citrus kolejne nagranie Asobi Seksu (Hush) nie zachwyciło. Najnowszy krążek nadaje się do usypiania. Tak, usypiania. I dojrzewania marchewek. Tak, przy takich brzmieniach każda marchewka stanie się gigantem.



Nie wiem dlaczego pomyślałem akurat o marchewkach, ale muzyka nowojorczyków w tym momencie kojarzy mi się z ciepłą kołdrą, poduszkami i snem. No i właśnie warzywami, a raczej z ich dojrzewaniem. O, warunki idealne do dojrzewania.

Fluorescene jest – żeby to nie zabrzmiało nieelegancko – nudne. Na dwanaście piosenek, które znalazły się na już piątej płycie, w porządku jest zaledwie kilka. Wymieniając je ciągiem będą to: Perfectly Crystal, Trance Out i Pink Light. O reszcie, niestety, należałoby zapomnieć. Nie ma na krążku tej energii, którą zespół raczył nas na debiucie i sofomorze. Nie ma tego figla, tego seksu. Jest łóżko, ale głównie pościel. Nawet te spokojne piosenki nadają się bardziej na słuchanie w niedzielę, koło godziny 12-13, kiedy jesteśmy styrani nocnymi wybrykami, a głowę męczy kac, aniżeli odtwarzanie przy czytaniu książki/sprzątaniu/ trzymaniu się z dziewczyną(chłopakiem) za ręce. Tym kawałkom brakuje duszy, nie tętni z nich życie. Są takie nijakie.

Powiecie, że shoegaze, że dream pop. Że to takie musi być. FYH! jednak nie może się zgodzić z takim stawianiem sprawy. Na blogu opisywaliśmy kilka takich pozycji. Serio, bywały lepsze. I Asobi Seksu też zdarzyło mi się słuchać wcześniej niż od Fluorescene – były lepsze piosenki/płyty. Ta formuła się wyczerpuje coraz bardziej. Hush ten proces rozpoczął, najnowszy długogrający krążek ciągnie. Czy za dwa lata dostaniemy ostatni LP od zespołu? Jeśli ma być jeszcze bardziej bezpłciowy, to ja dziękuję. Mam nadzieję, że nowojorczycy się ockną i zbiorą w sobie. Bo odtwarzanie tylko trzech piosenek (z czego najintensywniej Perfectly Crystal) może się znudzić. Szybciej niż się wydaje.

Jednego Asobi Seksu zarzucić nie można. To głos Yuki Chikudate. Nadal piękny, uwodzicielski, bujający w obłokach, melancholijny. Wiem jedno, gdybym miał dziewczynę Azjatkę, to powinna umieć robić takie rzeczy jak Asa Akira i mieć taki głos jak Yuki. Wygląd przecież nie jest najważniejszy.

 2.5/6

Piotr

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.