sobota, 26 lutego 2011

Lykke Li - "Wounded Rhymes" (2011, LL Recordings)

Po muzykach wydających druga płytę zawsze oczekuje się tendencji wzrostowej… albo chociaż tego, że artysta zaprezentuje coś innego ale równie ciekawego w porównaniu z debiutem. To samo tyczy się zarówno wykonawców popowych jak i tych mniej „mainstreamowych”. Jeśli chodzi o Li Lykke Timotej Zachrisson (bo tak brzmi jej pełne nazwisko), to na pewno nie można przypisać jej do rynku muzyki popularnej… dla mnie, tym co ta urocza szwedka sobą reprezentuje jest ciekawy i przyjemny dla ucha „alternatyny pop”(tak wiem, to oksymoron) z pazurem.
"Vi älskar alla svenska kvinnor!" - napisałem parę miesięcy temu, kiedy pojawiły się pierwsze informacje na temat drugiej płyty Lykke Li, z nadzieja, że będzie to wydawnictwo godne polecenia. Miałem do tego pełne podstawy, gdyż dla mnie jest ona jedną z najciekawszych wokalistek popowych nowego pokolenia. Album Wounded Rhymes, który jeśli nawet bardzo nie wybija artystki ponad innych podobnych do niej muzyków, to z całą pewnością prezentuje się bardzo ciekawie. Pierwszy "Long Play" Lykke, Youths Novels był przeuroczą kompilacją miłych piosenek, nie raz potrafiących porwać słuchacza do tańca (Dance, Dance, Dance J). Drugi, Wounded Rhymes jest nieco inny, dużo mniej pogodny… a bardziej romantyczny i sentymentalny. Lyyke, śpiewa tu o uczuciach, nieraz takich, które sprawiają ból, cierpkich i gorzkich, którym daje wyraz chociażby w pierwszym singlu Get Some, a czasem o tych bardziej pozytywnych, pełnych nadziei, miłości i gorących uczuć, jak w utworze I Follow Rivers.
Muzycznie album jest bardzo ciekawy, nie uświadczymy na nim żadnych elektronicznych dźwięków (poza klawiszami), tylko żywą muzykę podkreślającą delikatny acz pełen emocji głos piosenkarki. Szczególnie możemy tego doświadczyć, słuchając kawałka I Know Places, w którym artystce towarzyszy jedynie spokojny dźwięk gitary akustycznej. Ponadto ważną role na płycie odgrywają przeróżne instrumenty perkusyjne, nadające utworom dynamizmu i charakteru. Tym który pomógł Li w tworzeniu tego krążka był członek tria Peter, Björn and John, Björn Yttling, co stanowi kolejny powód, aby spędzić parę chwil słuchając tego albumu.
Wszystko to, stanowi bardzo hipnotyczną mieszankę, która co rusz łapie za serce. Co więcej, nie dość, że Lykke Li udało się stworzyć coś nowego i interesującego, to z pełną odpowiedzialnością mogę napisać, że Wounded Rhymes stanowi równie udaną produkcje co Youth Novels... jeśli nie lepszą.
(3,5/6)





wojtek!

1 komentarz:

  1. Superowy singiel "Get some", ale reszta zlewa się w jedną masę. Tak na moje.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.